To był szalony dzień na światowych rynkach akcji. Wydarzeniami i zwrotami akcji mógłby spokojnie obdarować cały tydzień. Skończyło się tak, że S&P500 otarł się o umowną linię bessy i w trakcie poniedziałkowej sesji znalazł się najniżej od stycznia ubiegłego roku.


Początek poniedziałkowej sesji przyniósł kontynuację potężnej przeceny akcji z ubiegłego tygodnia. Tuż po otwarciu S&P500 zniżkował o blisko 4,5% i od lutowego szczytu hossy dzieliło go ponad 21%. Czyli przekroczona została umowna granica bessy rozumiana jako spadek giełdowego indeksu o ponad 20% względem ostatniego szczytu. Zresztą S&P500 i Nasdaq nie były w tym stanie osamotnione, ponieważ w tak definiowanej bessie znalazły się m.in. indeksy w Japonii, Niemczech, na Tajwanie czy Filipinach.
Później jednak stało się coś, co widuje się ekstremalnie rzadko. S&P500 nagle wyskoczył ponad kreskę, chwilowo zyskując nawet 3,4%. Była to zatem zwyżka o 8,5% względem minimum z początku sesji. Tak rynek zareagował na doniesienia Kevin Hassetta, jednego ze starszych doradców Donalda Trumpa, który powiedział, że prezydent ma rozważać 90-dniowe zwieszenie ceł na wszystkie państwa poza Chinami. Biały Dom jednak szybko te doniesienia zdementował i S&P500 po chwili tracił przeszło 2%.
Przeczytaj także
Później oliwy do i tak już buchającego giełdowego ognia dolał sam Donald Trump. Prezydent USA z furią napisał, że odpowiedzią na ogłoszone w piątek chińskie cła odwetowe będą dodatkowe taryfy w wysokości 50%. Jest oczywiste, że Pekin nie może spełnić żądań prezydenta Trumpa, gdyż w takim wypadku reżim Xi Jinpinga utraciłby twarz. Mamy zatem kolejną salwę w światowej wojnie celnej, jaka wybuchła w zeszły czwartek za sprawą prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Przeczytaj także
W drugiej fazie sesji nowojorskie indeksy ponownie wyszły na plus, a szefowa Komisji Europejskiej zaproponowała wzajemne zniesienie ceł między UE a USA. Wątpliwe jednak, aby prezydent Trump na to przystał. Widać jednak, że reszta świata (poza Chinami) jak na razie usiłuje nie eskalować celnego konfliktu. Jednak ostatecznie poniedziałkowa sesja przyniosła kontynuację spadków, choć druga połowa byłą już znacznie spokojniejsza. A i sama skala przeceny była znacznie mniejsza. S&P500 stracił tylko 0,23% i zatrzymał się na poziomie 5 062,25 pkt. Nasdaq zdołał nawet zyskać 0,10% i finiszował z wynikiem 15 603,26 pkt. Dow Jones po spadku o 0,91% wyniósł 37 965,60 pkt.
Na wykresach dziennych pojawiły się długie białe świece, sygnalizujące pojawienie się popytu na przecenione akcje. Na skrajnie wyprzedanym i mocno przerażonym rynku wystarczy malutka iskra optymizmu, aby doszło do potężnego odbicia. Próbkę możliwości rynku widzieliśmy w poniedziałek, gdy wystarczyła jedna dobra pogłoska, by podnieść S&P500 o przeszło 8%. Tak reaguje rynek, którym rządzą emocje, a nie racjonalna ocena sytuacji i perspektyw dla gospodarki i wyników giełdowych spółek.
Jednakże na dłuższą metę sytuacja nie wygląda zbyt ciekawie. Wysokie cła importowe w największej gospodarce świata zdają się być stałym elementem ekonomicznego krajobrazu w najbliższych latach. To szok dla globalnej gospodarki, która przez poprzednie 35 lat rozwijała się na bazie otwarcia i liberalizacji międzynarodowego handlu, niskich barier taryfowych, specjalizacji pracy i rozbudowy ogólnoświatowych łańcuchów dostaw. Ten porządek światowy właśnie został podważony.
Bezpośrednią tego konsekwencją może być recesja w amerykańskiej i światowej gospodarce. Ekonomiści banku inwestycyjnego Goldman Sachs oszacowali ryzyko wystąpienia recesji w USA na 45%. Nikt jednak nie ma pojęcia, jakie cła będą obowiązywać w przyszłym tygodniu, a co dopiero w następnych miesiącach i latach. Teraz ich wysokość jest zapewne negocjowana w zaciszu gabinetów szefów rządów i prezesów międzynarodowych korporacji.
Przeczytaj także
Warto też umieścić poniedziałkową sesję w szerszym kontekście. Po bardzo gwałtownych spadkach z czwartku i piątku podczas weekendu administracja prezydenta Trumpa zdawała się utwierdzać inwestorów, że nie zmieni polityki celnej. Ludzi z Wall Street w piątek zawiódł też szef Rezerwy Federalnej. Jeroma Powella podsumował, że cła prawdopodobnie spowolnią wzrost gospodarczy i zwiększą inflację, ale że na ewentualne decyzje w polityce pieniężnej jest jeszcze za wcześnie.
W ten sposób Powell dość brutalnie obszedł się z nadziejami części inwestorów. Na rynku spekulowano bowiem nawet o nadzwyczajnej obniżce stóp procentowych na niezapowiedzianym posiedzeniu FOMC. Rynek terminowy zaczął już wyceniać 25-punktową redukcję stopy funduszu federalnych w maju u kolejną w czerwcu – wynika z obliczeń FedWatch Tool. Na razie jednak nie zapowiada się, aby miał je dostać. Zatem jeszcze pamiętająca czasu Alana Greenspana zasada „Fed put” jest obecnie zagrożona.