Właśnie mija rok odkąd obowiązują przepisy ustawy o ochronie sygnalistów, które miały zagwarantować ochronę osobom zgłaszającym naruszenia prawa i nieprawidłowości w firmach oraz instytucjach. Sprawdziliśmy, jak wiele jest tych skarg, czego dotyczą i czy wprowadzone zmiany rzeczywiście coś zmieniły dla osób, które zgłaszają karygodne zjawiska w swoich miejscach pracy.


Rok temu weszła w życie tzw. Dyrektywa o Sygnalistach, gwarantująca ochronę prawną osobom ujawniającym nieprawidłowości w przedsiębiorstwach czy instytucjach. Zgodnie z jej wytycznymi, podmioty zatrudniające co najmniej 50 pracowników oraz wszystkie jednostki sektora publicznego musiały opracować i wdrożyć wewnętrzne procedury zgłaszania naruszeń. Natomiast mniejsze mogły to zrobić dobrowolnie. Sprawne funkcjonowanie tego systemu miało umożliwić pracodawcom dostęp do ważnych informacji na temat funkcjonowania organizacji, aby mieli szansę sprawnie zidentyfikować ryzyko, wdrożyć odpowiednie działania naprawcze oraz zapobiec potencjalnym stratom finansowym i wizerunkowym.
Nieprawidłowości można zgłosić nie tylko w firmie
Oprócz zawiadomienia wewnętrznego (w firmie), zgłaszający mogą skorzystać również z dwóch innych opcji sygnalizowania. Pierwsza to zgłoszenie zewnętrzne do Rzecznika Praw Obywatelskich lub organu publicznego. Druga to ujawnienie publiczne, np. poprzez media albo serwisy społecznościowe.
Tymczasem do 30 czerwca br. do Rzecznika Praw Obywatelskich skierowano ogółem 412 spraw, z czego RPO przyjął 144 zgłoszenia zewnętrzne, które spełniały warunki określone w przepisach. Ponadto udzielił odpowiedzi na 136 wniosków o poradę w zakresie stosowania ustawy o ochronie sygnalistów.
Nie było fali zgłoszeń od sygnalistów?
Jak twierdzi Dominika Domiańska-Drzazga, radca prawny z agencji zatrudnienia Trenkwalder Polska, pomimo początkowych obaw pracodawców, a także urzędów odpowiedzialnych za rozpatrywanie nieprawidłowości, że zaleje je fala zgłoszeń od sygnalistów, nic takiego się nie wydarzyło.
– W pierwszym miesiącu obowiązywania ustawy w pełnym zakresie, do Rzecznika Praw Obywatelskich, za pośrednictwem Zespołu ds. Sygnalistów, skierowano 75 spraw zgłoszonych przez obywateli, z czego przyjętych zostało 19 zgłoszeń zewnętrznych, które spełniały warunki określone w ustawie. W trakcie kolejnych miesięcy ta liczba nie zwiększyła się drastycznie – mówi Bankier.pl Dominika Domiańska-Drzazga. – Natomiast, zdarzały się i zapewne będą się jeszcze jakiś czas zdarzać, błędy w interpretacji przepisów o sygnalistach popełniane przez pracowników. Najczęstszym z nich jest mylne rozumienie zakresu przedmiotowego naruszeń, których zgłoszenie wiąże się z objęciem sygnalisty ochroną.
Mobbing i molestowanie wyłączone spod ochrony
Okazuje się jednak, że najwięcej dotychczasowych zgłoszeń dotyczy nieprawidłowości z zakresu prawa pracy, którego ustawa nie obejmuje.
Według Dominiki Domiańskiej-Drzazgi, zgłoszenie np. mobbingu, molestowania czy dyskryminacji w pracy są wyłączone spod tej ochrony.
– Kwestie te reguluje kodeks pracy, a nie ustawa o ochronie sygnalistów – wyjaśnia prawniczka. – Sygnalista może nie zostać objęty ochroną także w przypadku, jeśli dokona zgłoszenia niezgodnie z procedurami lub poza ustalonymi kanałami komunikacji, np. prześle zgłoszenie na ogólny adres mailowy firmy, zamiast na specjalnie wyodrębnioną skrzynkę e-mail.
Do obszarów, w ramach których można dokonać zgłoszenia, należą m.in.
- korupcja,
- zdrowie publiczne,
- ochrona konsumentów,
- konstytucyjne wolności,
- prawa człowieka i obywatela.
Potrzebne wsparcie psychologiczne
Według Ingi Kowalewskiej, psycholożki biznesu z Uniwersytetu SWPS, specjalistki ds. zarządzania sytuacjami kryzysowymi w firmach, system zaczyna powoli działać, ale wciąż brakuje zmiany kultury organizacyjnej i wsparcia dla sygnalistów.
– Ustawa gwarantuje sygnaliście jedynie ochronę prawną, ale nie zapewnia żadnej ochrony psychologicznej – uważa psycholożka. –Decyzja o zasygnalizowaniu problemu zawsze jest ryzykowna, wiąże się z dużą presją psychiczną i stresem. Zupełnie o tym zapomniano.
Jej zdaniem prawo nie wymusza też zmian kulturowych w firmie, choćby poprzez obowiązkowe szkolenia, które pokazywałyby prawdziwą rolę takich osób.
– W krajach zachodnich sygnaliści bywają wręcz bohaterami, począwszy od Daniela Ellsberga ujawniającego Pentagon Papers po Frances Haugen, która nagłośniła praktyki Facebooka. W Polsce ten status jest chwiejny: balansujemy między historycznym wizerunkiem „donosiciela” a nowoczesnym „sygnalistą” – mówi Inga Kowalewska.
Kapuś albo informator?
Zdaniem psycholożki zanim Fundacja Batorego wypromowała słowo „sygnalista”, w języku polskim nie było ani jednego pozytywnego określenia osoby, która zgłasza nieprawidłowości.
– Jeszcze niedawno nazwano by ją kapusiem, donosicielem czy innym niemiłym epitetem. Nawet słowo „informator” ma silne negatywne skojarzenia z prześladowaniami w czasach komunizmu i PRL – zauważa Inga Kowalewska. – To wiele mówi o naszym podejściu do osób, które mają odwagę głośno powiedzieć, że coś działa nie tak, jak powinno. Trudno nam uwierzyć w dobrą wolę takiej osoby, zwykle podejrzewamy, że coś chce na tym zyskać. Jest to więc dla nas zachowanie wysoce niepożądane, gdy oskarżenia dotyczą nas lub kogoś z naszego otoczenia. Z drugiej strony, oczekujemy takiego zachowania od innych, gdy nam lub naszym bliskim coś mogłoby zagrażać, bo przecież nie chcemy, aby jakiś budynek zawalił nam się na głowę, a niesprawne samochody firmowe powodowały wypadki – dodaje ekspertka.


























































