Bankier.pl: Co teraz powinni zrobić klienci, którzy dowiedzieli się o likwidacji spółki Amber Gold Sp. z o.o?
Maciej Kotlicki: Klienci muszą cierpliwie czekać. Likwidacja spółki oznacza decyzję o zakończeniu dotychczasowych interesów i zadaniem likwidatora, którym w tym wypadku staje się zarząd, chyba że uchwała o likwidacji mówi inaczej, jest spieniężyć majątek spółki, zaspokoić wierzycieli, czy li spłacić zobowiązania spółki, a następnie, jeśli coś z tego majątku zostanie, trafia on do rąk wspólników likwidowanej spółki. Likwidator ogłasza o wszczęciu postępowania likwidacyjnego i wzywa wierzycieli do zgłoszenia wierzytelności w terminie 3 miesięcy od daty ogłoszenia. Wierzyciele w tym momencie mogą zgłaszać swoje roszczenia, aby można było ustalić stan zobowiązań, a następnie następuje zaspakajanie tych wierzycieli.
To spółka decyduje o tym, kto w jakim stopniu będzie zaspokojony. Oczywiście, nie ma w tym zakresie dowolności. Powinno się to odbywać w terminach wynikających z umów zawartych z klientami. Jeżeli w regulaminie firmy Amber Gold jest zapis, który mówi, że spółka powinna wypłacić klientowi cały kapitał plus odsetki - to tak właśnie powinno się stać.
Kluczowe znaczenie ma jednak to, jakim majątkiem, w relacji do zobowiązań, spółka dysponuje i jakiej jakości jest to majątek (płynny, czy niepłynny), bo… "z pustego i Salomon nie naleje".
Czy przepisy definiują, którzy w kolejce do spłaty są klienci?
Prawo upadłościowe jasno definiuje kolejność zaspakajania, jednak w przypadku likwidacji nie ma o tym mowy. Wierzyciele powinni być zaspakajani w takiej kolejności, na jaką wskazuje kolejność zapadalności danego zobowiązania. Na przykład ja od pana pożyczam pieniądze i mam je oddać jutro, więc powinienem tak uczynić. To samo powinien zrobić likwidator w imieniu spółki. Postępowanie likwidacyjne zawiera w sobie założenie, że majątek spółki wystarcza, aby zaspokoić wszystkich wierzycieli. Jeśli to założenie jest błędne, wówczas zamiast likwidacji spółki powinna nastąpić jej upadłość.
Czy ma sens przystępowanie teraz do pozwu zbiorowego?
Nie znam treści tego pozwu, ale mówiąc bardziej ogólnie - grupa ma więcej argumentów, ma większą siłę nacisku, skala roszczeń jest większa. Na dziś dzień nie jestem w stanie ocenić, czy ten konkretny pozew zbiorowy ma sens i szanse powodzenia na sukces.
Co jest korzystniejsze dla klienta - likwidacja czy upadłość?
Punktem wyjścia do ustalenia, czy upadłość, czy likwidacja, jest wielkość majątku i jego jakość, zwłaszcza majątku płynnego. Jeśli majątek firmy jest stosunkowo płynny, likwidacja może być dla spółki korzystniejsza, bo majątku wystarczy na zaspokojenie roszczeń klientów. Zakładam przy tym, że rynkowa wartość majątku też jest odpowiednia.
Jeśli jest to jednak zasłona dymna dla klientów i mediów i już dziś mamy do czynienia z zaistnieniem przesłanek upadłości, to oczywiste jest, że jest ona korzystniejsza dla klientów, nawet jeśli będą oni na końcu kolejki do zwrotu należności.
W postępowaniu upadłościowym na pierwszym miejscu są koszty postępowania upadłościowego, wynagrodzenia syndyka, koszty związane z dochodzeniem należności, księgowi, biegli - oni są w pierwszej kolejności. Następnie ZUS, Skarb Państwa, pracownicy, wierzyciele zabezpieczeni hipoteką, zastawem, a na końcu wszyscy pozostali klienci.
Niestety w Polsce jeśli mamy do czynienia z upadłością to można przyjąć założenie, że 100 proc pieniędzy się nie odzyska.
Odpowiedzialność Marcina Plichty - co, jeśli nie miał prawa zasiadać w zarządzie zarówno spółki z o.o. jak i akcyjnej? Jakie to rodzi konsekwencje?
Należy sprawdzić, kto mógł reprezentować spółkę Amber Gold w danych sytuacjach i czy w związku z tym reprezentował ją należycie. Jeżeli okaże się, że Marcin Plichta nie miał prawa zasiadać w zarządach, a robił to i reprezentował spółkę w zakresie zawierania umów, wówczas umowy podpisywane przez Pana Plichtę (lub pełnomocników przez niego upoważnionych) będą nieważne, bo spółka była nienależycie reprezentowana . Może się jednak okazać, że zarząd był wieloosobowy, a pełnomocnictwa dla osób które podpisywały umowy w imieniu spółki były podpisane przez pozostałe osoby z zarządu - nie przez Marcina Plichtę - wtedy umowy są ważne (nie wnikam tu w ewentualne inne kwestie, które mogą taką nieważność pociągać, np. niezgodność jakiś zapisów z przepisami ustawowymi).
Jeśli umowa okaże się nieważna - osoba, która podawała się za członka zarządu a działała bez umocowania może będzie musiała sama zwrócić powierzone środki. Nie wykluczone zatem, że Marcin Plichta sam będzie musiał oddawać środki z własnej kieszeni. Nie wiemy tego jednak na 100 proc, gdyż konieczne jest przeanalizowanie konkretnego stanu faktycznego.
Przykładowo: mamy 3-osobowy zarząd, jedną z tych osób jest Marcin Plichta, a do podpisywania umów czy wystawiania pełnomocnictw wystarczyły podpisy 2 pozostałych członków i oni te podpisy złożyli, wówczas te umowy są ważne.
Jeśli chodzi zaś o transferowanie pieniędzy ze spółki z o.o. do spółki akcyjnej - sam fakt założenia spółki akcyjnej i przetransferowania do niej pieniędzy ze spółki z o.o. nie stanowi czynności nielegalnej. Jeśli jednak celem powstania tej spółki i transferu była ucieczka z pieniędzmi, aby uwolnić się od egzekucji - to takie zachowanie jest karalne i można będzie pokusić się o próbę odzyskania przetransferowanych środków na drodze sądowej.
Pamiętać jednak należy, iż w warunkach polskich sądowe odzyskanie pieniędzy to są lata, a w praktyce może nawet się okazać, że nie będzie to możliwe bo dany dłużnik, po latach, nie będzie dysponował już żadnym majątkiem. Wszystko wskazuje zatem na to, że klienci będą mieli marne szanse na odzyskanie pieniędzy.
Jeśli spółka już dzisiaj kwalifikuje się do upadłości, to syndyk powinien wejść jak najszybciej, po to choćby by zabezpieczyć majątek tak, by on się dalej nie rozchodził. Trzeba przy tym jednak pamiętać, że jeśli prawdą jest to, iż pracownicy nie dostawali wynagrodzeń, oni dostaną swoje pieniądze przed klientami spółki.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Mateusz Szymański
współpraca: KWS