Szóstą spadkową sesję z rzędu obserwowali dziś inwestorzy obecni na japońskiej giełdzie. Akcjom spółek z Kraju Kwitnącej Wiśni nie pomaga coraz mocniejszy jen, który negatywnie wpływa na sytuację krajowych eksporterów.


Wtorkową sesję Nikkei 225 zakończył spadkiem o 2,42%, co sprowadziło go do najniższego poziomu od 12 lutego. W sumie od początku tego roku Nikkei osunął się o 17,3%.
Obecnie mamy do czynienia z drugą sześciodniową spadkową passą na tokijskim parkiecie w tym roku, która przyniosła spadek głównego indeksu o 8,2%. Pierwsza (-9,5%) miała miejsce na początku stycznia, kiedy światowymi giełdami trzęsły wielkie spadki na chińskim rynku akcji.
Japońskiej giełdzie we wzrostach przeszkodziły dziś głównie dwa czynniki. Po pierwsze, wczoraj na Wall Street główne indeksy nieco się cofnęły. Po drugie, osłabiony "gołębimi" słowami Janet Yellen dolar kosztuje już jedynie 110,8 JPY – po raz ostatni takie poziomy obserwowano jesienią 2014 r.
Tymczasem to właśnie tani jen, który w zamyśle władz politycznych i monetarnych miał pobudzić krajową gospodarkę, w ostatnich miesiącach pompował wyniki i wyceny japońskich eksporterów.
Jak zwykle w momentach sporych spadków na japońskiej giełdzie, inwestorzy i komentatorzy kierują wzrok w kierunku Banku Japonii. Jego prezes Haruhiko Kuroda zapowiedział dziś w parlamencie, że kierowana przez niego instytucja nie zawaha się przed dalszym łagodzeniem polityki monetarnej. Szef japońskiego banku centralnego dodał także, że depozytowa stopa procentowa – którą pod koniec stycznia sprowadzono do -0,1% - może zostać obniżona jeszcze bardziej, a program skupu aktywów może zostać rozszerzony.
Perspektywa jeszcze bardziej ujemnych stóp ma też jednak swoje minusy – tego typu zapowiedzi, podobnie jak ostatnio w Europie, negatywnie odbijają się na akcjach największych banków.