Usługa „Płać kartą i wypłacaj” zwana też zamiennie cash backiem ma być alternatywą dla bankomatów. Przekonałem się jednak na własnej skórze, że nie wszędzie skorzystanie z niej jest możliwe.
Tegoroczny urlop po raz kolejny spędziłem w Bieszczadach. Na swoją bazę biwakową do leśnych spacerów wybrałem okolice Ustrzyk Górnych. Na co dzień płacę głównie bezgotówkowo, ale na tego typu wyjazdach nie obejdzie się bez papierowego pieniądza. Jako że wolę nie nosić większych sum w portfelu, wcześniej czy później potrzebowałem wsparcia bankomatu.
W Ustrzykach Górnych nie ma takiego urządzenia. Pomny tego, że dobrą alternatywą dla bankomatów jest usługa „Płać kartą i wypłacaj” (zwana też cash backiem), postanowiłem z niej skorzystać. W końcu terminal w jednej z knajp, w której się stołowałem, kusił naklejką zachęcającą do skorzystania z usługi. Okazało się jednak, że nie jest to takie proste.


Kelnerka poinformowała mnie, że usługa „nie działa”. Kiedy zacząłem drążyć, poirytowana powiedziała, że nie wypłaci mi pieniędzy, bo nie pozwala jej szef. – Terminal jest po to, by płacić, a nie wypłacać pieniądze. Jak pan chce wypłacać, to niech pan sobie jedzie do Lutowisk, tam jest najbliższy bankomat – powiedziała. Kilka dni później z podobną odmową spotkałem się w restauracji w innej miejscowości. I tu argumenty były podobne – szef nie pozwala.
Nie wiem, czy są to incydentalne przypadki, czy popularna w tym regionie praktyka. Faktem jest jednak to, że nie udało mi się skorzystać z cash backu, mimo że technicznie było to możliwe. Najprawdopodobniej sprawa rozchodzi się o to, że problem z dostępem do gotówki ma i sam właściciel lokalu. Jeśli turyści wyciągną mu pieniądze z kasy, to on będzie musiał udać się do banku, żeby je przywieźć.


Przypomina mi to sytuację ze słynnymi karteczkami „płatność kartą od 10 zł”. Regulaminy agentów rozliczeniowych i wydawców kart swoje, a lokalni biznesmeni swoje. Jedna z redakcyjnych koleżanek opowiadała mi też niedawno, że robi zakupy w sklepie, w którym ekspedientka nie pozwala płacić zbliżeniowo. Dlaczego? Bo nie. Trzeba jej podać kartę do ręki.
ReklamaTaki wielki szyld, a w środku niespodzianka :) pic.twitter.com/fg0Rg0YIdJ
— Wojciech Boczoń (@wboczon) 20 czerwca 2018
Z drugiej strony warto jednak dodać, że sytuacja dla klientów preferujących obrót bezgotówkowy jest coraz lepsza. Nawet w Bieszczadach. W zasadzie w każdej miejscowości znajdziemy już sklep, w którym można płacić kartą – zwłaszcza te działające pod szyldem Lewiatana lub ABC. Co więcej, terminale pojawiają się także na niektórych stoiskach, choć są to wciąż rodzynki w cieście. Znajdziecie je głównie w większych kurortach, np. nad Soliną. Niewykluczone, że są to już pierwsze widoczne efekty programu Polska Bezgotówkowa.
Mimo opisanych wyżej perypetii z cash backiem, popularność tej usługi rośnie. Narodowy Bank Polski podaje, że na koniec IV kw. 2017 r. była dostępna już w blisko 175 tys. terminalach, a Polacy wypłacili z nich gotówkę 3,8 mln razy. Łączna wartość wypłat wyniosła 440 mln zł.