Rosyjska inwazja na Ukrainę nie tak miała wyglądać, przynajmniej jeśli celem Putina nie było osiągnięcie ograniczonych zwycięstw kosztem uczynienia ze swojego państwa pariasa na arenie międzynarodowej i doprowadzenia gospodarki do stanu rozkładu. Wbrew mitom o jej odporności, w Rosji nie dzieje się dobrze.


Geograficzna bliskość Rosji nie sprawia, że polska perspektywa na jej temat jest wolna od zniekształceń. Wojna toczona za naszą wschodnią granicą trwa również na terenie naszego kraju, z tą różnicą, że jej frontem nie są okopy tylko posty i komentarze w sieci, rozsiewane przez rosyjskie farmy trolli. Z tego powodu wiele osób pozostaje w przekonaniu, że rosyjska gospodarka to odporny na sankcje kolos. Prawda nie wygląda jednak tak różowo, jak chciałaby tego RT, telewizja Rossija, czy Sputnik.
Kolos na jednej glinianej nodze
Zgodnie ze wstępnym szacunkiem Rosstatu, dynamika wzrostu PKB Rosji spowolniła w drugim kwartale do 4 proc. Rosyjski bank centralny oczekiwał wyniku na poziomie 4,4 proc. Prognozy regulatora pokazują, że w trzecim kwartale PKB Rosji wzrośnie o 3,2 proc., a w całym 2024 roku od 3,5 do 4 proc.
To naprawdę dobry wynik. Biorąc pod uwagę, że gospodarka Rosji została przestawiona na wojenne tory, takie odczyty mogą podkopywać morale na Zachodzie. Jest jednak kilka “ale”.
Po pierwsze istnieją poważne zastrzeżenia co do wiarygodności danych prezentowanych przez rosyjski urząd statystyczny. Od 2017 roku Rosstat podlega bezpośrednio Ministerstwu Rozwoju Gospodarczego (MED), które odpowiada za realizację polityki gospodarczej Rosji i realizację celów makroekonomicznych, a szefowie instytucji są mianowani z politycznego nadania.
Po drugie nawet oficjalne dane nie pozostawiają złudzeń odnośnie do tego, na czym oparty jest to wzrost. Dwa najmocniej rosnące sektory to podporządkowane wojnie kompleks budowy maszyn (+17,9 proc.) i branża farmaceutyczna (+7,4 proc.).
(...) szaleństwo rządowych wydatków uderzająco przypomina słynną metaforę Keynesa o kopaniu rowów i zasypywaniu ich ziemią – to powierzchowna próba podparcia danych o PKB bez tworzenia prawdziwej wartości ekonomicznej, poprawy życia rosyjskiego narodu lub poprawy produktywności Rosji
- wyjaśniają autorzy analizy opublikowanej przez “Fortune” Anders Åslund, Jeffrey Sonnenfeld, Michał Wyrębkowski i Tymofij Myłowanow.
Zdaniem wymienionych ekonomistów w Rosji dochodzi do "kanibalizacji gospodarki" w celu sfinansowania wojny Putina. Finanse, produkcja i zasoby ludzkie zostały masowo przekierowane do sektora obronnego, przez co sektor cywilny nie radzi sobie z zaspokojeniem popytu wśród konsumentów. Zakłócenie po stronie podaży zwiększa inflację, a benzyny do ognia dolewa deprecjacja rubla i rosnące koszty importu.
Dane Rosstat wskazują na wzrost rocznej inflacji z 8,58 proc. w czerwcu do 9,13 proc. w lipcu. Jednym z głównych sprawców były wyższe ceny mieszkań i usług komunalnych - odbicie kryzysu na rosyjskim rynku nieruchomości, o którym pisaliśmy więcej w tekście “Rosyjska lekcja. Jak Putin nadmuchał bańkę na rynku nieruchomości”. W skrócie ceny mieszkań w największych rosyjskich miastach wzrosły średnio o 172 proc. w 3 lata.
Inflacji w Rosji nie wyhamowały dotąd nawet drastyczne podwyżki stóp procentowych, których obecna wysokość to 18 proc. Rozgrzana gospodarka opiera się próbom schłodzenia, co przyznają rosyjskie media. "Według wyników badań producentów (dane z 15 sierpnia), Instytut Krajowej Prognozy Gospodarczej (INP) Rosyjskiej Akademii Nauk odnotował najbardziej zauważalny spadek optymizmu przedsiębiorstw od marca 2022 r." - odnotował "Kommersant".
Wykrwawianie budżetu i obywateli
Według badania projektu "Re: Russia" pomiędzy od lipca 2023 do czerwca 2024 roku Rosja wypłaciła uczestnikom wojny na Ukrainie, rannym żołnierzom i krewnym zmarłych kwotę od 2,75 do 3 bilionów rubli (30 mld euro), co odpowiada 2 proc. PKB kraju. Jak podawał "Euronews" nowym rekrutom za wstąpienie do armii płaci się od równowartości 11 000 euro (w Petersburgu) do 19 000 euro (w Moskwie).
Według ekspertów cytowanych przez "Euronews" Rosja zwiększa zachęty dla nowych rekrutów, ponieważ musi konkurować o zasoby ludzkie z mającym nie mniejsze potrzeby przemysłem zbrojeniowym, w którym również rosną wypłaty. Strategiczne sektory przemysłu walczą o pracowników z armią, ponieważ Kreml nie chce zarządzać kolejnej mobilizacji po słabym społecznym odbiorze poprzedniej.
"Jedyne firmy, które mogą się rozwijać w tym środowisku, to wojenni dostawcy. Nieuniknioną konsekwencją jest to, że gospodarka cywilna skurczy się, a kompleks wojskowo-przemysłowy rośnie. Ostatecznie inflacja obniży również dochody ludności. To, jak źle się stanie, zależy od rozwoju sankcji i ceny ropy" - mówił w rozmowie z portalem Janis Kluge związany z Niemieckim Instytutem Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa.
Brakom na rodzimym rynku pracy towarzyszy coraz mniejsza liczba imigrantów zarobkowych kierujących się do Rosji ze Środkowej Azji. Przymusowe wcielenia do armii oraz zaostrzone policyjne represje względem muzułmanów (będące konsekwencją ataków terrorystycznych) wyraźnie do tego zniechęcają. Zarówno Tadżykistan, jak i Kirgistan odradzają swoim obywatelom odwiedzanie Rosji. Imigracja zarobkowa z pierwszego kraju do państwa Putina spadła w pierwszej połowie roku o 16 proc. rdr.
Rosyjskiemu rynkowi pracy nie służy również drenaż mózgów. Od napaści na Ukrainę kraj opuścił milion osób, z czego 80% posiadało wyższe wykształcenie, a 86% było w wieku poniżej 45. roku życia, o czym donosił w raporcie Francuski Instytut Stosunków Międzynarodowych. Według zebranych tam danych opublikowanych na łamach "Fortune", obok strachu przed wcieleniem do wojska, swoje odgrywają również czynniki ekonomiczne.
Wypłaty w rosyjskim sektorze IT spadły w 2024 roku o 15–25 proc. do czego przyczyniło się masowe opuszczanie kraju przez zachodnie firmy (według raportu Uniwersytetu Yale od początku wojny na Ukrainie było to ponad 1500 międzynarodowych korporacji). Na wynagrodzenia w Rosji skarżą się nawet lekarze. 60% z nich twierdzi, że ich pensje są niewystarczające, aby zaspokoić podstawowe potrzeby życiowe, a 80% pracuje w więcej niż jednym miejscu.
Stacja benzynowa udająca państwo
Idąc tropem tej metafory, na stacji tankuje coraz mniej samochodów z europejskimi rejestracjami. Wpływy z sektora naftowego i gazowego były zawsze najważniejszym źródłem pieniędzy dla rosyjskiego budżetu i wciąż odpowiadają za 1/3 całkowitych dochodów Kremla. Prawdą jest, że od czasu napaści na Ukrainę państwo Putina odnotowało na tym polu wzrost. Nie jest natomiast prawdą, że główną przyczyną tego stanu są dziurawe sankcje.
Wzrost wpływów z ropy i gazu do rosyjskiego budżetu ma ścisły związek z ogromną podwyżką podatków pobieranych od państwowych gigantów, którzy zajmują się ich wydobyciem. Produkcja LNG prowadzona przez Novatek została opodatkowana na poziomie 34% (wcześniej 20%). Traktowany przez Kreml jak prywatna skarbonka Gazprom odnotował ostatnio pierwszą roczną stratę od ponad 20 lat. W 2023 roku koncern zaksięgował na minusie 6,9 mld dolarów.
Według danych agencji Reutera z maja 2024 roku atak Rosji na Ukrainę spowodował zmniejszenie dostaw rosyjskiego gazu do krajów europejskich o ponad 55 proc. W Gazprom uderzyły spadające ceny gazu i sankcje, a wiele wskazuje na to, że sytuacja giganta będzie jeszcze gorsza. W tym roku skończy się umowa na dostarczanie rosyjskiego gazu przez Ukrainę do Austrii, Węgier i na Słowację. Węgry zmienią drogę dostaw na tureckie gazociągi. Austria i Słowacja zamierzają zacząć sprowadzać gaz z innych kierunków.
Jeśli chodzi o ropę, szacuje się, że w ostatnim roku Rosja sprzedawała ją średnio o 10 dolarów za baryłkę taniej niż referencyjne ceny ropy Brent. Po lipcowych ukraińskich atakach na rafinerie Kreml miał problemy, żeby przetworzyć ją na paliwo, które pokryłoby nawet zapotrzebowanie krajowe. Media pisały o dużych niedoborach benzyny AI-95. Od września władze planują zakazać eksportu benzyny, żeby zapobiec sytuacji, w której mogłoby zabraknąć jej podczas żniw.
Wymienione w tym artykule kwestie stanowią tylko część problemów, z którymi boryka się rosyjska gospodarka. Nie poruszyliśmy tu tematu jej rynku kapitałowego, upadku rubla, odcięcia od światowego systemu finansowego, rosnącego zadłużenie obywateli oraz ich państwa czy stagnacji indyjskich i chińskich inwestycji w obawie przed wtórnymi sankcjami.
Rosyjska gospodarka znajduje się na trajektorii spadkowej. W obecnych warunkach nie widać argumentów za tym, żeby miała się ona odwrócić. Z drugiej strony oczekiwanie na to, że rosyjska gospodarka załamie się z dnia na dzień byłoby naiwnością, a rosyjskie społeczeństwo przyzwyczaiło się do biedy i niedoborów. Otwartym pozostaje pytanie o realną wielkość chińskiego wsparcia udzielanego Putinowi. Rosyjska gospodarka zmierza więc ku otchłani, ale być może będzie w stanie pociągnąć ze sobą jeszcze niejedno państwo.
























































