W trakcie zakończonej w niedzielę konferencji WallStreet 27 miało miejsce spotkanie z Robertem Gwiazdowskim. Spotkanie poświęcone demografii, inflacji i gospodarce prowadził Kazimierz Krupa, zadając wiele ciekawych pytań. Na które padło wiele jeszcze bardziej ciekawych i często pełnych humoru odpowiedzi ze strony Roberta Gwiazdowskiego.


Kazimierz Krupa tak przedstawił bohatera spotkania: Robert Gwiazdowski – zaczynał od prawa, przez ekonomię, często jest w związku z tym nazywany ekonomistą, przeciwko czemu protestuje. Jak nikt zna historię myśli ekonomicznej, przede wszystkim wolnorynkowej.
Prezentujemy 23 niezwykle ciekawe i trafne wypowiedzi Roberta Gwiazdowskiego, które padły w trakcie spotkania z nim.
Demografia
- W 2006 r., jak zostałem przewodniczącym rady nadzorczej ZUS-u, powiedziałem: nie liczcie na ZUS, róbcie dzieci. No, ale nikt mnie wtedy nie posłuchał, to jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Bo cykle pokoleniowe są pokoleniowe. Jak dzieci, których nie zrobiliście 20 lat temu - ich nie ma. Gorzej, za 20 lat nie będzie tych, których nie zrobicie teraz. W związku z powyższym grozi nam demograficzna katastrofa.
- Poziom dzietności 1,3 dziecka na kobietę. To znaczy, że 100 kobiet rodzi 130 dzieci. Połowa z nich to dziewczynki, czyli jakieś 65. Jak one utrzymają poziom dzietności swoich mam, to urodzą jakieś 80 dzieci, z czego 40 dziewczynek. Jak one utrzymają poziom dzietności swoich mam i babć, no to urodzą 25 dziewczynek. I kto będzie miał robić na emerytury prawnuków? Jakie będą tego konsekwencje? Robi się dziura w budżecie ZUS-u.
- Jacyś dziennikarze z portalu tropiącego „fejki”, napisali, że Gwiazdowski powiedział, że ZUS zbankrutuje. I co? ZUS ma się świetnie. Nieprawda. Ja zawsze mówiłem, że ZUS ma się świetnie. Zatrudnia 45 tys. ludzi, to jest największy pracodawca w Polsce. Za wszystkich płaci regularnie składki na ZUS. To nie w kij dmuchał. Ma najnowocześniejszy w Europie system komputerowy w administracji cywilnej. ZUS ma się świetnie, gorzej ma się FUS – Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, z którego ZUS bierze pieniądze na emerytury. Tam jest permanentny deficyt – Skarb Państwa musi dopłacać. Kilka tygodni temu przeczytałem zachwyt, że świetna sytuacja – tylko 15% manka. Ale to manko w kolejnych latach będzie rosło, co widać po danych demograficznych GUS-u.
- Rok 2006, jestem przewodniczącym RN ZUS i przychodzę do kancelarii premiera Marcinkiewicza z rocznikiem statystycznym i pokazuję: w 1955 r. urodziło się ok. 700 tys. dzieci, no i oni średnio w 2020 r. będą szli na emerytury. A w 2000 urodziło się 340 tys. ludzi i oni w 2020 r. będą szli do pracy. No to zobaczcie proporcje. Wtedy usłyszałem: eeee tam, 15 lat, kto by się przejmował. Wiadomo kto będzie wtedy rządził?
- Milton Friedmann miał świetnie określenie na temat inflacji: Z inflacją jest jak z alkoholizmem. Co jest najlepszym lekarstwem na kaca? Klin. Tylko problem polega na tym, że następnego klina musimy wziąć szybciej, niż tego pierwszego i w większej dawce. Alkoholizm prowadzi organizm ludzki do zapaści. Inflacja prowadzi organizm gospodarczy do zapaści.
- Glapiński napisał bardzo dobrą książkę o Schumpeterze. To naprawdę dobra książka. Jak on zostawał szefem NBP, to ja nawet pochwaliłem – skoro napisał taką książkę, to on potrafi połączyć te kropki. A mu się te kropki rozbiegły.
- Podobno, z jakichś cudownych powodów, ja nie wiem jakich, inflacja 2,5% (taki jest cel inflacyjny) to jest świetna rzecz. Ja mówię: to jest zła rzecz, bo cel inflacyjny powinien być 0%. Ona ponoć wpływa dobrze na wzrost gospodarczy. Ale zwróćcie państwo uwagę – cel inflacyjny 2,5% +/-1pkt. proc. Czyli od 1,5% do 3,5%. Wydaje się, że to mała różnica. (…) Ale ile to jest procent różnicy? O ile się można przestrzelić? Więc ja uważam, że inflacja jest zła.
- Ja wolałem, kiedy była deflacja. Był taki moment w Polsce. W związku z czym taniały różne rzeczy. Byłem zadowolony. Państwo nie? Ja rozumiem, że niektórzy są bardziej zadowoleni, jak telefon komórkowy, który jeszcze do niedawna w takim topowym modelu kosztował 3,5 tys. zł, teraz kosztuje 7 tys. zł. Powinno być dobrze, nie? Otóż nie. Inflacja jest złem. To jest taka moja neoliberalna, czyli prawie że faszystowska teza, w mniemaniu niektórych (Naomi Klein).
- Ja należę do tych, którzy uważają, że inflacja jest zła. Państwo, jako inwestorzy doskonale to widzicie, no bo nie nadążacie za inflacją. Już nie mówię o tym, że ona jest połączona z podatkiem Belki. Ja osobiście nie jestem jego przeciwnikiem, tylko, że opodatkowane powinny być zyski, a jak jest inflacja? No to nie ma zysku, ale jest strata.
- Jak wprowadzano podatek Belki, to od samego początku pojawiły się takie głosy, że to jest skandal. Ja wtedy należałem do tej mniejszości (…) W tamtym czasie opodatkowanie pracy sięgało 50%, a opodatkowanie kapitału 0%. Więc wprowadzenie podatku Belki przynajmniej trochę wyrównywało tę różnicę. W Centrum Adama Smitha byliśmy zwolennikami podatku od kapitałów przy obniżeniu opodatkowania pracy. No, ale podatek od kapitału wprowadzono, a opodatkowanie pracy podwyższono.
- Przeczytałem ostatnio taką uwagę, że przedsiębiorcy zwiększyli marże – poważni ekonomiści twierdzą, że mamy z tym problem, bo marże przedsiębiorców napędzają inflację. Związek przyczynowo skutkowy owszem jest, ale odwrotny. To inflacja napędza marże przedsiębiorców. Dlaczego? Zwróćcie państwo uwagę, ze w 2022 roku wprowadzono „Polski Nieład”, którego celem było uderzenie w przedsiębiorców. No i efekt był taki, że rzeczywiście opodatkowanie klasy średniej+ wzrosło. Co się dzieje, jak wprowadzane są podatki? Przedsiębiorca w pierwszym swoim zamyśle stara się je przerzucić. Co prawda, różni teoretycy powiadają, że są różne zachowania, ale w pierwszym odruchu przedsiębiorca zastanawia się, czy ja mogę podwyższyć cenę, żeby zwiększyć przychód, jeżeli mam zapłacić od tego większy podatek. Co dalej robi? Kombinuję, czy jest miejsce na podwyżkę, jak zachowa się konkurencja, czy lepiej przerzucić w przód, czyli na klientów, czy może w tył, czyli na dostawców. Zachowuję jakąś ostrożność. Natomiast, jak jest szalejąca inflacja, to w ogóle się nie przejmuje, tylko z automatu podwyższam o współczynnik inflacji+. No bo przecież inflacja będzie rosła, więc ja muszę na zapas podwyższyć swoje potencjalne zyski, bo w następnym okrążeniu znowu będzie drożej. A konsumenci się przyzwyczajają. Więc inflację w pewnym stopniu w Polsce napędzał „Nowy Ład”.
- Mi się wydaje, że raczej będziemy tkwić w tej inflacji z kilku różnych powodów. Po pierwsze mamy 800+ (…) Nie ma siły, to musi wpływać na popyt. Dlatego, że większość ludzi, którzy te 800+ dostają, je wyda. A jak się wydaje, a nie ma więcej towarów, bo są poprzerywane łańcuchy dostaw, to jak inaczej?
- Wpływ na inflację mają w pewnym stopniu ceny energii. Ceny wzrosły, bo wprowadzono system handlu emisjami, coś co miało przypominać podatek Tobina. Ale okazało się, że nie będzie podatku Tobina, bo zrobimy giełdę. Jestem święcie przekonany, że intensyfikacja prac nad tym systemem nie pozostawała bez związku ze zbliżającym się krachem na Wall Street. Bo jak zrobiło się krucho z derywatami na hipotecznymi, to wymyślono derywaty na CO2. Wtedy prof. Krzysztof Żmijewski, za AWS prezes PSE, z premierem Buzkiem pojechali do Londynu, mieli tam takie wysłuchanie publiczne w Izbie Gmin. I prof. Żmijewski mówił, że jak już ma być ten ETS, to niech on będzie między tymi, którzy muszą kupować, bo emitują. To powiedziano, że będzie za tanio, a chodzi o to, żeby było drogo. Więc to też jest czynnik wspierający inflację. A jak przekonano polityków? Powiedzieli im, że rządy dostaną prawa za darmo i będą mogli niemi handlować. Im będzie drożej, tym będzie lepiej. No i te barany… no świetnie, będziemy mieli więcej pieniędzy, tak? Wzięli i kupili.
- W 2009 roku, po pierwszej partii luzowania ilościowego, „Wall Street Journal” zapytał banksterów, co zrobili z tymi pieniędzmi. Odpowiedzieli: nie księgowaliśmy tego, to trudno powiedzieć. To było 700 mld dolarów. To była wtedy niesłychana suma, a oni mówią, że nie księgowali. Potem zrobiła się awantura, bo za 2009 rok oni wzięli sobie rekordowe premie w tych wszystkich bankach. Ludzie się oburzyli. A na to ówczesny prezes Goldman Sachs mówi – odczepcie się od nas. My wykonujemy boską robotę (God’s work), a wy macie do nas pretensje. No tak, boska robota, wypłukujemy pieniądze z powietrza.
- Żeglarze wiedzą, że jak płynie łódka, a my za nią i staramy się ją dogonić, to jej nie dogonimy, jeśli będziemy się tak samo ustawiać do wiatru. Musimy odejść. To jest ryzykowne, ale tylko wtedy możemy ją dogonić. Więc teorie, które się często powtarzają, że będziemy gonić Francję, Niemcy i tak dalej, jak będziemy robić to samo co oni, to są błędne teorie. Żeby dogonić, musimy płynąc szybciej, a nie w tym samym tempie.
- Nasza szansa jest w wycofywaniu się z regulacji. Jeszcze się tak nie wydarzyło, żeby od jakichś regulacji był rozwój gospodarczy. Bo rozwój się bierze się od pomysłów, z wyzwolenia potencjału. I zobaczcie państwo, że ten potencjał ludzki się wyzwala za granicą przeważnie, polski potencjał. Przykładowo, w ChatGPT trochę wkładu mieliśmy. Jak to się stało, że nie u nas, tylko tam. Może jednak te regulacje nasze różne są bez sensu? Na uczelni Łazarskiego, gdzie wykładam prawo, Krzysztof Piech zajmuje się technologią blockchain. On twierdzi, że 4-5 lat temu mieliśmy szansę zostać liderem rozwoju tej technologii w Europie. No, ale wprowadzono głupie regulacje i ci ludzie wyjechali do USA. W związku z powyższym z lidera, za pomocą regulacji, zostaliśmy maruderem. Więc regulacje szkodzą.
- Po co są regulacje? Regulacje są po to, żeby coś zmienić, co się naturalnie rozwija. Niektórzy powiadają, żeby poprawić konkurencyjność. Jeśli coś jest niekonkurencyjne przy braku regulacji, to trudno oczekiwać, że po wprowadzeniu regulacji stanie się konkurencyjne. Zwykle jest na odwrót. Jeśli coś jest konkurencyjne i wprowadzimy regulacje, to jak amen w pacierzu przestanie być konkurencyjne.
- Zawsze powtarzam hasło Jarosława Kaczyńskiego z 1997 roku. Jak AWS doszedł do władzy, to Kaczyński wtedy powiedział „TKM” – „teraz kur.. my”. A ja to sparafrazowałem – „TKM”, ale to „M” to MiSie – małe i średnie przedsiębiorstwa. To jest 2/3 polskiego PKB. To jest 70% legalnie pracujących Polaków i oczywiście 100% pracujących nielegalnie, bo koncerny nie zatrudniają nielegalnie.
- Niektórzy analitycy mówią, że ci prywaciarze to są tacy nieinnowacyjni i najlepiej byłoby, żeby poszli do roboty w korporacjach. Skonfrontujcie to z liczbami. 15 mln Polaków mieszka na wsi, 5 mln w małych miasteczkach, 12 mln mieszka w średnich miastach. To się robi 27 mln. W tych dużych mieszka 11 mln. Kłopot polega na tym, że na wsiach i w miasteczkach nie ma korporacji. I ci ludzie mają pretensje do krawcowej, że ona nie jest innowacyjna w tym, jak mi spodnie podwinie.
- W korporacjach od lat trwa postarzanie produktu. Pokazywałem to na anegdotycznym przykładzie ze swojej podróży. (…) Wysiadłem kiedyś na Dworcu Centralnym z pociągu, poszedłem na postój taksówek i widzę, że któryś w rzędzie stoi taki stary mercedes (…) walę do niego, żeby się nim przejechać (…) Jak wsiadałem do tego samochodu, rdzy specjalnie nie widziałem, skóra w całkiem przyzwoitym stanie, chyba w nie gorszym, niż moim samochodzie po 3 latach użytkowania. A ten samochód miał lat 40 i wciąż jeździł na taksówce. Wyobraźcie sobie państwo, że teraz kupujecie mercedesa, to po 40 latach nawet pamięć po nim nie zostanie.
- Dziś nie ma problemu z mieszkaniem w małych miejscowościach, nawet w średnich. Problemy mają ludzie w wielkich miastach. Tam jest drogo. Po pierwsze, bo wszyscy chcą mieszkać w dużych miastach, mało tego, oni chcą wszyscy mieszkać w śródmieściu. Ale 45% nieruchomości w miastach to są nieruchomości rolne i leśne. No bo nie udało się przez 30 lat rozwiązać tego problemu. Po drugie, na tych działkach, które są budowlane, nie ma planów zagospodarowania przestrzennego. To są dwa podstawowe problemy dotyczące budowania mieszkań w dużych miastach.
- Jeśli chodzi o pieniądze, to tu jest kolejny problem, który się zaczyna w luzowaniach ilościowych. Bo te pierdyliony dolarów, euro, funtów, co je nadrukowali, to coś trzeba z nimi zrobić, one parzą w ręce. A Pan Bóg nie robi więcej ziemi, a ludzie muszą gdzieś mieszkać, albo kupować, albo wynajmować. No to mamy BUM – boom na rynku nieruchomości. Przyjeżdżają, kupują ci, co to nie patrzą, co kupują, przecież to nie oni będą tam mieszkać, kupują nie za swoje, tylko te wydrukowane, więc niespecjalnie negocjują cenę. Jak negocjują, to w pakiecie, no bo kupują hurtowo cały budynek. No więc w ten sposób ceny rosną.
- Jak zbankrutował Lehman, to sobie pomyślałem, że najwyższa pora, żeby wrócić do takiej klasycznej ekonomii wolnorynkowej, podażowej. A ja otwieram gazety i czytam, że na Wall Street zbankrutował kapitalizm, więc mówię, że nie mógł zbankrutować kapitalizm na Wall Street, bo tam go dawno nie było. Bo kapitalizm to nazwa od „capita” (głowa), a nie od „das kapital” (kapitał).