
Źródło: Thinkstock
Media lamentują, że unijni płatnicy netto domagają się cięć w unijnym budżecie. I że z tego powodu w latach 2014-20 do Polski trafi mniej pieniędzy, za które przez ostatnie lata budowaliśmy drogi, koleje, chodniki czy oczyszczalnie ścieków. Premier zapewnia, że jego celem jest wynegocjowanie 300 mld złotych dla Polski w następnej unijnej siedmiolatce.
Gra idzie o pulę wydatków w kolejnej perspektywie budżetowej. Komisja Europejska zaproponowała 1.033 mld euro, w tym 386 mld (37,4%) na rolnictwo i 379 mld (36,7%) na „politykę spójności”. Czyli na wszystkie fundusze strukturalne, z których finansujemy budowę infrastruktury. Według propozycji KE Polsce przypadłoby 77 mld euro z polityki spójności i 34,5 mld euro na dopłaty dla rolników. Dla porównania, w latach 2007-13 przydzielono nam odpowiednio 69 mld euro i 27 mld euro.
Bogaci chcą oszczędzać
Ale już wiadomo, że Polska nie dostanie tylu pieniędzy, ilu życzyłby sobie komisarz Lewandowski. Bogate kraje Unii – tzw. płatnicy netto – nie bez racji argumentują, że jest kryzys i że skalę unijnego rozdawnictwa wypadałoby nieco ograniczyć. Domagają się tego przede wszystkim coraz bardziej eurosceptyczni Brytyjczycy, którzy najchętniej widzieliby cięcia rzędu 200 mld euro (czyli 20% 7-letniego budżetu). Niemcy chcieliby zaoszczędzić sto miliardów euro, a punktem wyjścia w negocjacjach jest propozycja zmniejszająca skalę wspólnotowego budżetu o 75 mld euro.
»Premier prezentuje stanowisko Polski ws. budżetu UE |
W tym ostatnim wypadku Polska mogłaby liczyć na 72,7 mld euro z funduszy spójności, czyli około 303 mld złotych przy obecnym kursie euro (4,17 zł). Zapewne tych pieniędzy będzie nieco mniej, bo bogate kraje UE dopadła recesja i trudno będzie wytłumaczyć wyborcom, że budżetowe cięcia ominą unijny budżet. Dotyczy to nie tylko premiera Davida Camerona, ale przede wszystkim kanclerz Angeli Merkel, którą za niespełna rok czekają wybory parlamentarne. A Niemcy zirytowani płaceniem na Greków raczej niechętnie widzieliby hojną zrzutkę na Polaków.
Nie każdy korzysta, ale każdy płaci
Odnoszę wrażenie, że w Polsce mało kto rozumie, skąd w unijnym budżecie biorą się pieniądze. Wbrew pozorom tego biliona euro nie wydrukuje Europejski Bank Centralny. Wszystkie te fundusze biorą się z podatków płaconych przez obywateli UE. Podobnie jak każdy rząd, Komisja Europejska ma tylko tyle pieniędzy, ile zabierze podatnikom.
Dochody UE płyną z dwóch zasadniczych źródeł: udziału w cłach oraz w podatku VAT wpłacanych proporcjonalnie do wielkości dochodu narodowego brutto państw członkowskich. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że składka poszczególnych krajów do budżetu UE jest proporcjonalna do ich PKB.
![]() | »Walka o unijny budżet |
Czy Polaków nie stać na nowe drogi?
W 2011 roku polska gospodarka wytworzyła towary i usługi finalne o łącznej wartości 513,8 mld dolarów. Uwzględniając parytet siły nabywczej, stawia to nasz kraj na 21. miejscu na świecie. Nie dajmy sobie wmówić, że gospodarkę niewiele mniejszą od szwedzkiej czy belgijskiej nie stać na zbudowanie sieci dróg ekspresowych. Gdybyśmy choć 2% PKB przeznaczali na infrastrukturę, to potrzebne drogi, mosty i koleje wybudowalibyśmy bez pomocy Brukseli. Główny Urząd Statystyczny podsumował ubiegłoroczny PKB na 1.523 mld złotych. Zakładając, że nominalny PKB będzie rósł w średnim tempie 5% rocznie, to w latach 2014-20 skumulowany PKB wyniesie niemal 14,5 biliona złotych. 300 mld zł unijnych dotacji stanowi tylko 2,1% tej kwoty.
Niewątpliwie lepiej mieć dodatkowe 300 miliardów, niż ich nie mieć. Fundusze unijne to miły bonus, który przy całym biurokratycznym marnotrawstwie przyczynia się do rozwoju cywilizacyjnego Polski i który przez ostatnie lata pomagał napędzać koniunkturę gospodarczą. Ale nie można opierać długoterminowego rozwoju kraju na unijnych dotacjach. Dlatego wbrew dominującej nad Wisłą histerii uważam, że skala napływu unijnych środków do Polski jest obecnie kwestią drugorzędną.
Jeśli chcemy się szybko rozwijać i dogonić bogaty Zachód, to sami musimy stworzyć warunki do dynamicznego wzrostu gospodarczego. Do tego nie potrzebujemy unijnej jałmużny, tylko fundamentalnych zmian w funkcjonowaniu państwa. Polsce potrzeba więcej wolności, mniej regulacji, mniej biurokracji, niższych podatków i sprawnego sądownictwa. Resztę zrobią sami Polacy. Wystarczy, że rząd nie będzie im w tym przeszkadzał, jak to czyni obecnie.
Krzysztof Kolany
Główny analityk Bankier.pl