Publikacja Głównego Urzędu Statystycznego wreszcie potwierdza, że oczekiwania inflacyjne Polaków wyraźnie wzrosły. To może, choć nie musi, być istotny sygnał dla Rady Polityki Pieniężnej.


Inflacja to bezsprzecznie ekonomiczny temat numer jeden w naszym kraju. Rosnące ceny to nie tylko kwestia „tu i teraz”, ale i oczekiwań względem najbliższych miesięcy – od tego zależeć mogą nasze decyzje zakupowe („kupię teraz, bo potem będzie drożej”, „nie kupię, bo wszystko inne drożeje i nie będzie mnie stać” etc.). O inflacji coraz więcej czytamy, co potwierdzają zarówno nasze wewnątrzredakcyjne statystyki, jak i publicznie dostępne dane o liczbie wyszukiwań w Google.
Oczekiwania inflacyjne to również parametr mierzony przez statystyków, który w okresach podwyższonej inflacji szczególnie zyskuje na znaczeniu.
Jak wynika z najnowszej publikacji, wskaźnik oczekiwań inflacyjnych Polaków (jego konstrukcję opiszemy w dalszej części artykułu) przyjął w październiku wartość 41,2 pkt. To najwyższy poziom od maja 2020 r., gdy na fali pandemicznych obaw odnotowano 49,2 pkt. Jeszcze większe obawy o wzrost cen ankietowani mieli w kwietniu 2020 r. (54,70 pkt.). Szkopuł w tym, że obecnie inflacja wynosi blisko 6 proc., a w omawianych kwietniu i maju 2020 r. wynosiła odpowiednio 3,4 proc. i 2,9 proc. po wyhamowaniu z notowanych w pierwszym kwartale średnio 4,5 proc.
Wzrostu oczekiwań inflacyjnych spodziewać można się było już w miesiącach poprzednich, lecz dane GUS-u nie wskazywały na taki stan rzeczy. W tym kontekście warto być może dodać, że dane za wrzesień zbierane były w przededniu ważnych informacji o podwyżkach cen energii – badanie zakończono 15.09, dzień później Urząd Regulacji Energetyki zaakceptował podwyżkę cen gazu dla klientów PGNiG, a dwa dni później Enea złożyła wniosek o dużą podwyżkę cen energii elektrycznej.
Jak to się liczy?
Ankietowani przez GUS konsumenci mają możliwość zaznaczenia jednej z sześciu odpowiedzi na pytanie o zmianę cen konsumenckich (towarów i usług konsumpcyjnych) w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Oto te odpowiedzi:
- 1. Nastąpi szybszy wzrost
- 2. Nastąpi wzrost w podobnym tempie
- 3. Będą wzrastały wolniej
- 4. Pozostaną mniej więcej na tym samym poziomie
- 5. Nastąpi spadek
- 6. Nie wiem
Wskaźnik oczekiwań inflacyjnych oblicza się w następujący sposób – bierzemy odsetek odpowiedzi 1., dodajemy do nich połowę odpowiedzi 2., odejmujemy połowę odpowiedzi 4. oraz wszystkie odpowiedzi 5. Innymi słowy, odpowiedzi „nastąpi szybszy wzrost cen” oraz „nastąpi spadek cen” mają wagę 1, zaś odpowiedzi „nastąpi wzrost cen podobnym tempie” oraz „ceny pozostaną mniej więcej na tym samym poziomie” mają wagę 0,5.
Wnikliwy czytelnik zauważy, że w tak nakreślonym równaniu pomijane są dwie odpowiedzi. O ile pominięcie odpowiedzi 6. („Nie wiem”) łatwo uzasadnić, o tyle większy problem pojawia się w przypadku odpowiedzi 3. („ceny będą wzrastały wolniej”). Pominięcie tej grupy osób nie bierze pod uwagę wszystkich tych, którzy sądzą, że inflacja nadal będzie występowała (a więc oczekiwania inflacyjne jak najbardziej mają), jednak uważają, że nie będzie tak silna jak obecnie.
Innymi słowy, gdyby Polacy masowo uwierzyli, że inflacja na poziomie 6 proc. osiągnęła swoje maksimum i spodziewaliby się, że w najbliższych miesiącach osłabi się np. do 5 proc., to mielibyśmy do czynienia ze spadkiem oczekiwań inflacyjnych i to pomimo faktu, że społeczeństwo spodziewałoby się inflacji dwukrotnie wyższej od celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.).
Pomijana grupa
Krajowe dane o oczekiwaniach inflacyjnych – czyli przewidywanej zmianie cen konsumpcyjnych w ciągu najbliższych 12 miesięcy – publikowane są w biuletynie statystycznym GUS-u. Publicznie dostępny jest tylko główny odczyt, po szczegółowe dane poprosić musieliśmy obsługę prasową urzędu. Dane do nowego raportu zbierane były od 4 do 13 października (przepytano łącznie 1053 osoby).
Rozbicie najnowszego, październikowego odczytu (41,2 pkt) na części składowe pokazuje, że wyraźnie wzrósł odsetek osób oczekujących szybszego wzrostu cen (z 13,1 proc. do 18,5 proc.). Grupa osób deklarująca wzrost w podobnym tempie stabilnie kształtuje się w okolicach 55 proc. Pomijana we wskaźniku grupa osób wierząca w niższy wzrost cen (do czego jest duża przestrzeń przy blisko 6-procentowej inflacji, choć zdaniem ekonomistów jeszcze nie osiągnęliśmy jej szczytów) obejmuje co dziesiątego ankietowanego. 9,5 proc. osób nie ma zdania, co również jest wynikiem wyraźnie niższym niż w poprzednich miesiącach. Ważna uwaga – wyniki nie sumują się perfekcyjnie do 100 proc. ze względu na zaokrąglenia.
| Oczekiwania inflacyjne Polaków w październiku 2021 r. | |
|---|---|
| Odpowiedź | Odsetek ankietowanych |
| nastąpi szybszy wzrost cen | 18,49 |
| nastąpi wzrost cen w podobnym tempie | 55,57 |
| ceny będą wzrastały wolniej | 10,11 |
| ceny pozostaną mniej więcej na takim samym poziomie | 9,52 |
| nastąpi spadek cen | 0,29 |
| nie wiem | 6,01 |
| Źródło: GUS | |
Zdecydowanie najmniej liczną grupę regularnie stanowią osoby, które spodziewają się spadku cen. W październiku było to raptem 0,29 proc., czyli ponad 84 proc. Polaków oczekuje wzrostu cen (choć w różnym tempie), blisko 10 proc. nie ma zdania, a zaledwie trzech na tysiąc spodziewa się ich spadku. Szersze spojrzenie na dane z ostatnich lat pokazują, że proporcje są mniej więcej stałe, choć zdarzają się momenty wyraźnej zmiany opinii.
Najbardziej symptomatyczną grupą ankietowanych są ci, którzy przewidują szybszy wzrost cen. Rzut oka na powyższy wykres pokazuje, że od 2018 r. mieliśmy do czynienia z trzema istotnymi wybiciami:
- grudzień 2018 r., w reakcji na wzrost cen energii elektrycznej,
- kwiecień 2020 r., w reakcji na pandemię i związane z nią obostrzenia,
- październik 2021 r., czyli obecnie.
Kolejne dane GUS-u o nastrojach konsumentów zbierane będą w pierwszej połowie listopada, wyniki poznamy dopiero pod koniec miesiąca. Nieco wcześniej, bo już w najbliższy czwartek (28.10), Komisja Europejska przedstawi dane o koniunkturze konsumenckiej, w których również znajdziemy informacje dotyczące oczekiwań inflacyjnych w Polsce. Za badaniem stoi Dyrekcja Generalna ds. Gospodarczych i Finansowych (DG EcFin) Komisji Europejskiej, która publikuje zharmonizowany Wskaźnik Nastrojów Gospodarczych (Economic Sentiment Indicator - ESI). Unijny wskaźnik powstaje w oparciu o ankiety przeprowadzane przez firmę GfK Polonia i różni się od danych GUS-u (chociaż również opracowywany jest w pierwszej połowie miesiąca na ponad 1000 osobach).
RPP a kotwica
We współczesnej bankowości centralnej kształtowanie oczekiwań inflacyjnych jest jednym z głównych wyzwań stojących przed władzami monetarnymi. „Odkotwiczenie się” tych oczekiwań (lub „zakotwiczenie się na wyższym poziomie” – żargon ekonomiczno-okrętowy jest w tym aspekcie elastyczny), a więc utrata przez społeczeństwo wiary w to, że bank centralny jest w stanie sprowadzić inflację do swojego jasno zdeklarowanego celu, to jeden z gorszych scenariuszy dla gremium decydującego o stopach procentowych. Dokładnie w obliczu takiego ryzyka znajduje się teraz RPP.
Przeczytaj także
Najnowsze dane o oczekiwaniach inflacyjnych GUS-u rozpoczęto zbierać dwa dni przed tym, jak RPP podniosła stopy procentowe (z 0,1 proc. do 0,5 proc.), i zakończono tydzień po tym fakcie. Być może czynnik ten ograniczył końcowy wynik, który jednocześnie podbijany był np. rosnącymi cenami paliw (oraz – choć w mniejszym stopniu – niemal wszystkich innych grup towarów i usług).
Na następnym posiedzeniu RPP zapewne mowa będzie zarówno o oczekiwaniach inflacyjnych konsumentów, jak i oczekiwaniach inwestorów, lecz nie ma pewności, czy na najbliższym posiedzeniu dojdzie do kolejnej podwyżki. W wystąpieniu prezesa NBP Adama Glapińskiego dało się zauważyć, że winą za inflację obarczane są czynniki zewnętrzne.
- Niezależnie od tego, jakbyśmy podnieśli stopy procentowe, to inflacja nie znajdzie się w celu inflacyjnym, jeśli będzie wynikać z szoku podażowego. Poprzez podnoszenie stóp procentowych możemy dusić te procesy po stronie popytu. Możemy zarżnąć gospodarkę nawet całkowicie, a i tak nie wpłynie to na ceny ropy, gazu, elektryczności, a inflacja będzie wysoka – powiedział Glapiński.
W październiku Adam Glapiński nie przesądził również o tym, czy październikowe posunięcie RPP było działaniem jednorazowym czy – jak ma to miejsce w Czechach i na Węgrzech – zapoczątkuje cykl podwyżek stóp inflacyjnych mający na celu walkę z inflacją. Jak już pisaliśmy, rynki finansowe zakładają, że RPP będzie nadal podnosić stopy – więcej na ten temat w artykule „Rynek nie wierzy Glapińskiemu. Stopy procentowe mają pójść w górę”. Warto dodać, że od czasu jego publikacji w górę poszły zarówno wymienione w tekście stawki FRA, jak i rentowności obligacji polskiego rządu (w przypadku 10-letnich papierów zbliżamy się do 3 proc.). Równocześnie polski złoty ponownie osłabił się względem euro.
Następne posiedzenie decyzyjne RPP odbędzie się 3 listopada - poznamy wtedy główne założenia najnowszych projekcji inflacji i PKB, które w całości opublikowane zostaną 8 listopada. Dokument ten może stanowić dla Rady swego rodzaju „podkładkę” pod wytyczenie ścieżki dalszych podwyżek stóp procentowych w Polsce.
























































