- Sposób pobierania próbek do badań mógłby wystarczyć jeśli miało to służyć jedynie procedurze badawczej. W żadnym razie nie są to jednak badania stosowania dopingu, które mogłyby pociągnąć za sobą konsekwencje - powiedział Holender.
W sierpniu 2005 roku francuski dziennik "L'Equipe" opublikował raport, w którym ogłosił, że sześć próbek moczu pobranych od Amerykanina zawiera ślady zabronionej substancji - EPO. Dziennikarze powołali się na dokumentacje laboratorium, które przeprowadziło testy.
Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) wyznaczyła holenderskiego prawnika do zbadania prasowych oskarżeń rzucających cień na wyniki siedmiokrotnego triumfatora TdF. W specjalnym oświadczeniu UCI wyraziła ubolewanie, że Vrijman nie przedstawił jej swojego raportu, zanim otrzymały go media.
- UCI głęboko ubolewa nad zachowanie pana Vrijmana, który zachował się w sposób niedojrzały. Wszystkie zainteresowane strony miały być poinformowane zanim raport dotrze do opinii publicznej i nie dotrzymał słowa - głosi specjalne oświadczenie UCI.
Vrijman, który w przeszłości był dyrektorem holenderskiej agencji antydopingowej, poinformował, że laboratorium analizowało próbki jedynie w ramach projektu ułatwiającego wykrywanie EPO. W związku z tym nie przeprowadzano testów potwierdzających stosowanie dopingu (nie pobierano próbki B).
WADA nakazała również połączenie wyników z nazwiskami kolarzy. Badający sprawę prawnik skrytykował tę decyzję - jego zdaniem nie było takiej potrzeby jeśli organizacja nie planowała karać zawodników w przypadku pozytywnych wyników. Dodał, że próbki można brać do badań w celach naukowych jedynie jeśli usunie się możliwość przypisania wyników konkretnej osobie.
Armstrong po raz pierwszy wygrał TdF właśnie w 1999 roku. Następnie jeszcze sześć razy triumfował w tej imprezie. Po rekordowym, siódmym zwycięstwie (w 2005 roku) zakończył karierę zawodniczą.