

To byłby precedens. Książę Harry sugeruje, że rozważa pozwanie Wielkiej Brytanii, jeśli ta nie udzieli mu ochrony funkcjonariuszy z Metropolitan Police Servise (szerszej publice znanej pod nieformalną nazwą Scotland Yard). Stawka jest wysoka, bo i kwota jest niebagatelna. To około 14 tys. funtów za jeden dzień ochrony.
Harry chce wraz z rodziną odwiedzić swoją babcię - królową Elżbietę II. Długo nie widziała swojego prawnuka Archiego, nie wspominając już o jego młodszej siostrze Lilibet, której imię nawiązuje wprost do monarchini. Jednak zdaniem Harry'ego wizyta nie byłaby bezpieczna.
W wydanym komunikacie, cytowanym przez "The Sun", można przeczytać: "Książę Harry poprzez należenie do rodziny królewskiej odziedziczył znacznie większe ryzyko niż większość. Nadal pozostaje 6. w kolejce do tronu, odsłużył dwie zmiany w Afganistanie, a przez ostatnie lata jego rodzina trafiła na celownik organizacji neonazistowskich i ekstremistycznych. I choć jego rola w rodzinie królewskiej uległa zmianie, to fakt, że jest jej członkiem, pozostaje niezmienny. Podobnie jak zagrożenie, które ta pozycja za sobą niesie dla jego samego i członków jego rodziny. W związku z tym, choć nie zrezygnuje z prywatnej ochrony, na czas wizyty w Wielkiej Brytanii chciałby także uzyskać ochronę Policji Metropolitalnej. Może za nią zapłacić, by nie obciążać portfeli podatników. Bez niej jednak wizyta jego rodziny na Wyspach będzie niemożliwa". Prawniczy szach i mat.
Przeczytaj także
Jak można się było spodziewać, Home Office odpowiedział krótko: "nie jest możliwe wynajęcie funkcjonariuszy policji. Taka ochrona zarezerwowana jest dla członków rządu oraz aktywnych członków rodziny królewskiej". Prośba księcia o ochronę została wysłana kilka miesięcy temu. Po otrzymaniu negatywnej odpowiedzi, Harry zażądał sądowej kontroli decyzji sekretarza spraw wewnętrznych Piti Patel. Jeśli strony nie dojdą do porozumienia, książę wniesie sprawę do brytyjskiego sądu najwyższego, w którym potomek królów będzie pozywał ministrów spraw wewnętrznych i zagranicznych.
Nieoficjalnie mówi się, że gdyby zezwolono na ochronę rodziny księcia Harry'ego przez Scotland Yard, policja byłaby zasypywana tego typu prośbami od "innych" hollywoodzkich gwiazd. To byłoby niedopuszczalne m.in. ze względu na szacunek, jakim cieszą się funkcjonariusze tej elitarnej jednostki.

Poradnik
10 sprawdzonych sposobów, jak polepszyć zdolność kredytową
Pobierz poradnik bezpłatnie lub kup za 10 zł.
Masz pytanie? Napisz na [email protected]
Warto przypomnieć, że jeden dzień ich pracy, podczas której ochraniani są członkowie rodziny królewskiej, kosztuje około 14 tys. funtów. Teraz para książęca Sussex płaci prywatnej firmie około 7 tys. funtów dziennie za ochronę.
Przypomnijmy, że wcześniej książę był już na Wyspach. Raz otrzymał dodatkową ochronę policji, a raz nie. Wszystko bowiem zależy od wagi wydarzenia. Podczas pogrzebu księcia Filipa, który odbył się w kwietniu zeszłego roku, zagrożenie oceniono jako znaczące, stąd przydzielenie uczestnikom dodatkowej opieki Scotland Yardu. Z kolei podczas odsłonięcia pomnika Diany w czerwcu 2021 roku, które zakwalifikowano jako wydarzenie charytatywne niosące za sobą znikome niebezpieczeństwo, wystarczyła prywatna ochrona.
W czym więc problem? Otóż książę Harry i jego rodzina są automatycznie chronieni przez Scotland Yard, jeśli przebywają w towarzystwie królowej lub bezpośrednich następców trony czy też odwiedzają Winsdor. Policja nie musi być obecna podczas innych ich spotkań. Dodatkowo prywatna ochrona nie ma dostępu do danych, które posiada brytyjski wywiad, ani nie mogą się swobodnie poruszać po posiadłościach królewskich bez specjalnego zazwolenia. W Wielkiej Brytanii, w przeciwieństwie do USA, nikt poza policją czy wojskiem nie może nosić ze sobą broni. Wyjątek stanowią głowy innych państw czy oficjalni wysłannycy, które odwiedzają Londyn. Ich ochorniarze mogą nosić ze sobą broń. Ale Harry ani Megan nie są mieszkańcami Białego Domu, tylko posiadłości w Los Angeles.
aw
