

Zadłużeni w szwajcarskiej walucie chcą zlikwidować konta i zabrać oszczędności z banków, w których zaciągnęli kredyty. Zamierzają je przenieść do placówek, które nie udzielały kredytów walutowych i do podobnego kroku namawiają swoich znajomych i rodziny.

Frankowicze w ten sposób chcą ukarać banki, które nie godzą się na przewalutowanie kredytów i nie chcą z nimi negocjować. Chcemy zmusić banki, żeby zaczęły traktować nas poważnie i zaczęły negocjować - mówi Arkadiusz Wilczyński ze stowarzyszenia na rzecz osób poszkodowanych przez banki Pro Futuris.
Frankowicze stanowią niemałą grupę pół miliona klientów. Co miesiąc płacą za prowadzenie konta, ubezpieczenie karty, czy opłaty za przelewy. Zabranie mikroopłat będzie chyba bardziej przemawiało do banków, niż protesty na ulicach, czy pozwy indywidualne i zbiorowe - zwraca uwagę w rozmowie z IAR profesor Mariusz Andrzejewski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Pomysł na likwidacje kont zadłużeni we frankach skopiowali ze Stanów Zjednoczonych. Kilka lat temu, gdy banki w USA podniosły opłaty za konta i bankomaty, kredytobiorcy zaczęli zamykać swoje rachunki i przenosić pieniądze do innych placówek. W ślad za nimi poszli ich znajomi i rodziny. Banki szybko wycofały się z podwyżek.
Komentarz eksperta
Przywiązani nie tylko do franka
Zbuntowani konsumenci nierzadko wygrywają w starciach z bankami. Szczególnie głośna była kilka lat temu sprawa Bank of America, który wprowadził nowe opłaty i musiał się z nich wycofać po masowych protestach w mediach społecznościowych. Groźba odpływu klienteli skłoniła amerykańskiego giganta do korekty cennika, chociaż w tym przypadku bank przestraszył się przede wszystkim złej prasy, a nie argumentów ekonomicznych.
Frankowcy są bez wątpienia liczną i atrakcyjną z punktu widzenia banków grupą, ale planowany przez Stowarzyszenie Pro Futuris bojkot raczej skazany jest na niepowodzenie. Wielu kredytobiorców przywiązanych jest do banków nie tylko kredytem, ale także zobowiązaniami wynikającymi z tzw. sprzedaży krzyżowej (cross sell). Rezygnacja z konta osobistego może oznaczać np. wzrost marży kredytowej. Nawet gdyby apel zbuntowanych frankowców dotarł do serc większości kredytobiorców, to nie wszyscy gotowi będą działać. Wydaje się także, że banki zdołały się już oswoić z ciągłą krytyką dotyczącą kredytów walutowych i nie traktują tego rodzaju akcji jako poważnej skazy na wizerunku. Znacznie bardziej dotkliwe mogą być dla nich rozstrzygnięcia zapadające na sądowych salach.
Dziś pierwszy proces
Frankowicze nie odpuszczają bankom. Warszawski sąd zajmie się dziś ich pierwszym pozwem - przeciwko Getin Noble Bank. Dotyczy on umów kredytowych podpisywanych na podobnych zasadach. Kancelaria, która podjęła się reprezentowania grupy kredytobiorców, uważa, że pozew ma duże szanse na powodzenie, bo sądy antymonopolowe potwierdziły już nieprawidłowości w obliczaniu rat kredytów walutowych.
Do pozwu przystąpiło ponad 90 osób, a ma przystąpić jeszcze 200. Kredytobiorcy zarzucają w nim bankowi, że zastrzegł sobie dowolność w ustalaniu kursu indeksacji. Chodzi o zmianę wartości kredytu w stosunku do kursu waluty." Uważamy, że nie może być tak, że podpisuje z bankiem umowę i nie wiem, według jakich kryteriów będzie ustalany w przyszłości kurs" - mówi Mariusz Korpalski z kancelarii prawnej Komarnicka i Korpalski, która reprezentuje klientów w pozwie przeciwko bankowi.
Kancelaria chce, żeby sąd uznał takie zapisy za nieuczciwe. W jednym z wariantów może się nawet okazać, że cała umowa kredytowa jest nieważna.
Zanim jednak dojdzie do procesu z bankiem, sąd musi uznać pozew zbiorowy. To znaczy musi orzec, że ponad 90 osób ma wspólną podstawę roszczenia wobec banku. Początek pierwszej rozprawy o 13:00.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/ Paweł Pawlica/ab/inni