Poniedziałkowa sesja na nowojorskich giełdach przyniosła dotkliwe spadki głównych indeksów. Inwestorów coraz bardziej niepokoi możliwość wystąpienia recesji w USA. Lęk ten jest na tyle silny, że popularny barometr sentymentu inwestycyjnego wskazuje już „ekstremalny strach”.


Nasdaq Composite zakończył poniedziałkową sesję spadkiem o równe 4% i na poziomie 17 468,32 punktów. Był to największy dzienny spadek od września 2022 roku, gdy dobiegała końca poprzednia bessa. Od grudniowego szczytu Nasdaq stracił już ponad 14%, co Amerykanie zwykli określać mianem „korekty”. Dopiero regres o 20% (lub więcej) od szczytu za Atlantykiem nazywany jest „rynkiem niedźwiedzia” lub po prostu bessą.
Podobnie jak w poprzednich tegorocznych spadkowych sesjach najmocniej zniżkowały akcje „wygrzanych” przez poprzednie dwa lata spółek technologicznych. Tylko w poniedziałek walory Nvidii, Apple’a, Mety czy Alphabetu przeceniono po 4-5%. Kurs Tesli zaliczył tąpnięcie o przeszło 15%!
Ale mocno zniżkowały także sektor bankowy oraz spółki konsumenckie. Notowania JP Morgan Chase, Bank of America czy American Express zniżkowały po 4% lub więcej. Kurs Goldman Sachs spadł o ponad 5%, a Morgan Stanley o przeszło 6%. Po 2-5% taniały akcje największych amerykańskich spółek z sektora handlu detalicznego: Amazona, Walmartu oraz Costo.
W rezultacie indeks S&P500 zanotował spadek o 2,70% i zakończył dzień na poziomie 5 614,60 punktów. Średnia przemysłowa Dow Jonesa oddała 2,08%, schodząc na wysokość 41 911,71 pkt.
Gołym okiem widać tu obawy przed recesją, której wystąpienie jeszcze pod koniec lutego zasygnalizował model Fedu z Atlanty, co sygnalizowaliśmy Państwu tydzień temu w artykule zatytułowanym „Recesja Trumpa? Dane z Ameryki nie wyglądają najlepiej”. Co więcej, sam prezydent Donald Trump w ostatnim wywiadzie zasugerował, że ewentualny okres gorszej koniunktury nie będzie spędzał mu snu z powiek i że „nawet nie patrzy na rynek” kapitałowy.
Natomiast inwestorzy obawiają się, że nieprzewidywalna polityka celna prezydenta Trumpa wywoła trudne do oszacowania skutki ekonomiczne i może przynieść przynajmniej tymczasowy spadek aktywności gospodarczej. Zresztą cła już teraz wywołują popłoch w amerykańskim biznesie oraz podważają i tak już wcześniej nie najlepsze nastroje konsumentów (czego przejawem był głęboki lutowy spadek indeksu Michigan Sentiment).
- Inwestorzy wyceniają wyprodukowaną korektę. Mówię „wyprodukowaną”, ponieważ została ona przyniesiona przez groźby wprowadzenia globalnych barier handlowych i celnych – powiedział Reutersowi Sam Stovall, główny strateg inwestycyjny w nowojorskim CFRA Research. – Rynek byka nie umiera ze starości, lecz ze strachu. A tym, czego boimy się najbardziej, jest recesja – dodał Stovall.
Wall Street weszła w tryb paniki, mimo że spadki giełdowych indeksów (przynajmniej jak dotąd) nie były zbyt głębokie. Ale to wystarczyło, aby popularny Indeks Strach i Chciwości (ang. Fear&Greed Index) sporządzany przez CNN znalazł się w przedziale określanym jako „ekstremalny strach”. Dla kontrariańsko nastawionego inwestora może to być jednak wstępny sygnał… kupna amerykańskich akcji. Zwłaszcza gdyby oczekiwana recesja okazała się płytka lub gdyby w ogóle nie wystąpiła.


Część analityków twierdzi jednak, że amerykańskie akcje znalazły się pod presją gwałtownego wzrostu rentowności japońskich obligacji skarbowych, co przełożyło się na umocnienie jena w stosunku do dolara i wywołało falę zamykania pozycji typu carry trade. W tego typu operacjach inwestorzy kupują wyżej oprocentowane (lub bardziej ryzykowane) aktywa, pożyczając pieniądze w niskooprocentowanym jenie japońskim. Gdy jednak jen się umacnia, a stopy w Japonii idą w górę, to tego typu strategie zaczynają przynosić straty i wtedy są masowo zamykane.