11 sierpnia 2015 r. Ludowy Bank Chin po raz pierwszy gwałtownie obniżył kurs referencyjny juana. Decyzja była niespodziewana i wywołała falę obaw o stan gospodarki Państwa Środka, a w konsekwencji całej gospodarki światowej.
Od 2005 roku, gdy Pekin zerwał sztywne powiązanie juana do dolara,
do końca 2013 roku „czerwony” umocnił się w stosunku do „zielonego” o ponad 30 proc., do poziomu niemal 6 juanów za dolara. Zdaniem
Departamentu Skarbu USA tempo było „niewystarczające”, a renminbi pozostawało „znacząco
niedowartościowane”. Kolejne półtora roku trwała względna stabilizacja kursu.


Niespodziewanie w drugi wtorek sierpnia 2015 r. PBOC wyznaczył kurs USD/CNY na 6,2298, w porównaniu do 6,1162 dzień wcześniej. Chiński bank centralny steruje rynkowym kursem juana m.in. poprzez codzienne ustalanie kursu referencyjnego. Dopuszczalne dzienne pasmo wahań wynosi +/- 2 punkty procentowe. Pekin zaznaczył w oświadczeniu, że tak duża dewaluacja jest jednorazowa i wynika ze zmiany sposobu ustalania kursu - formalnie zaczął on uwzględniać m.in. poziom zamknięcia z poprzedniej sesji. Dzień po tej największej w historii dewaluacji bank centralny Chin poszedł jeszcze dalej i ustalił stawkę referencyjną o 1,6 proc. wyżej - na poziomie 6,3306. W kolejnym dniu wzrost wyniósł 1,1 proc.
W ten sposób Pekin zareagował na trwający już wówczas od ponad roku odpływ kapitału z Państwa Środka, napędzany przez zmianę polityki monetarnej amerykańskiego Fedu i obawy o zwalniającą gospodarkę Chin. Decyzja o dewaluacji była też zgodna z duchem propozycji MFW, który w tym czasie decydował o włączeniu juana do koszyka walut rezerwowych SDR i zachęcał Chińczyków do "urynkowienia" kursu.
Konsekwencje były jednak fatalne. Odpływ kapitału zza Muru przyspieszył, a presja na dalsze osłabienie waluty nasiliła się. Pieniądze z Chin zaczęli gwałtownie wycofywać zwykli obywatele, obawiający się utraty wartości oszczędności. Giełda, która w lipcu i pierwszej połowie sierpnia powoli odrabiała straty po czerwcowym załamaniu, otrzymała kolejny cios i na koniec ósmego miesiąca roku znalazła się 40 proc. od szczytu ustanowionego raptem 2,5 miesiąca wcześniej. Surowce, tj. miedź czy ropa, kontynuowały spadki, a negatywną reakcję było też widać na zachodnich giełdach.
Świat obawiał się kolejnych gwałtownych spadków juana, a analitycy prognozowali spadek do poziomu 7 "czerwonych" za "zielonego" na koniec roku, co miało umocnić chiński eksport i uderzyć w producentów na Zachodzie. Ludowy Bank Chin zdecydował się jednak na poważne interwencje, nie tylko werbalne. Wartość rezerw walutowych Chin zmniejszyła się w sierpniu 2015 r. o kosmiczne 93 mld dolarów, a w grudniu pobiła rekord niemal 108 mld dolarów spadków. W pół roku (do stycznia 2016 r. włącznie) przepalono ponad 420 mld dolarów rezerw, a w 2016 r. - niemal 320 mld dolarów!


Pod koniec ubiegłego roku juan osłabił się wobec "zielonego" do najniższych poziomów od 2008 r. Według danych Bloomberga szczyt osiągnął 3 stycznia 2017 r., gdy kurs USD/CNY wyniósł ponad 6,96. Oczekiwany krach faktycznie nie miał miejsca - wartość renminbi spadła wobec dolara raptem o kilkanaście procent, co na rynku walutowym nie jest niczym niezwykłym. Amerykańska waluta umacniała się zresztą w tym czasie również wobec innych walut, także euro czy złotego.
W tym roku trend na "zielonym" odwrócił się i dolar zaczął słabnąć. To, wraz z wprowadzonymi przez Pekin kolejnymi ograniczeniami w wywozie kapitału z Państwa Środka, spowodowało, że juan zaczął odrabiać straty. Obecnie za dolara trzeba zapłacić niespełna 6,67 juana, czyli ok. 10 proc. mniej niż w przeddzień sierpniowej dewaluacji.


Tymczasem osłabienie juana wbrew obawom nie zaszkodziło wzrostowi gospodarczemu na Zachodzie, surowce zaczęły drożeć, a światowe giełdy biją kolejne rekordy.