S&P obniżył rating naszego kraju, ale szczęśliwie Fitch nie potwierdził tej decyzji. W mojej opinii jest ona na wyrost, kasandryczna i wbrew pozorom szkodliwa, m.in. dlatego, że osłabienie kursu złotego będzie nas kosztować, prawdopodobnie wzrośnie też obsługa polskiego długu, mogą też pojawić się problemy z przyciągnięciem kapitału zagranicznego, ale wątpię by ocena S&P wpłynęła na zdeterminowanych do inwestycji w Polsce.


Z całą
pewnością jutro nie znikną ulubione dyskonty Polaków. Oczywiście, nie
powinniśmy mieć patriotycznych złudzeń, że na skutek błędnej decyzji autorytet
S&P obniży się tak bardzo, że nikt nie będzie brał ich ocen na poważnie.
Tak nie będzie. S&P nie straci twarzy, bo gdyby miała, to straciłaby ją już
dawno przy okazji innych wpadek.
Ale czy obniżenie ratingu Polski jest wpadką czy celowym działaniem?
Wszystko ma swój cel - tutaj mógł być on finansowy i polityczny. Finansowy, bo
gra przeciw złotemu dla niektórych podmiotów zagranicznych jest opłacalna.
Polityczny, bo stanowi sygnał o dużej obawie "rynków" co do
planowanych reform w Polsce.
W mojej opinii S&P przesadziło (nie będę się doszukiwał złych intencji). Przede wszystkim dlatego, że PiS konsekwentnie realizuje swoje plany, więc tak naprawdę rating Polski trzeba było obniżyć zaraz przed lub zaraz po wyborach. Chyba, że rynki wierzyły, że politycy PiS-u nie będą realizować obietnic wyborczych (podatek bankowy, wiek emerytalny, 500 zł na dziecko, kwota wolna, kopalnie, "ochrona polskich interesów gospodarczych"), co wg mnie zahaczałoby o hipokryzję - w końcu realizacja wyborczych obietnic to cecha dojrzałych demokracji, więc zakładanie i wymaganie z góry, że zwycięska partia nie spełni oczekiwań większości głosujących (zainteresowanych) obywateli to jawne hołubienie oszustwa, które powinno być obce instytucjom zaufania publicznego, a szczególnie osobom profesjonalnie zajmujących się rynkami finansowymi.
Przeczytaj także
Niestety, cechą dojrzałej demokracji jest też dojrzałe społeczeństwo, które nie daje się zwodzić populistom. Jednak populistom dają się zwodzić głównie biedne społeczeństwa, które z tego powodu nie mogą dojrzeć. Słowem - jeśli chcemy być mądrzejsi jako naród, to powinniśmy się wzbogacić (lub działać tak, by się bogacić). Jak to zrobić? To pytanie nie za milion, ale konkretnie za bilion dolarów. "Dlaczegoś głupi... bom biedny. A dlaczegoś biedny? Bom głupi" - błędne koło.
Zostawmy teorię, a wróćmy do praktyki - jest ona taka, że na razie nie było powodu do obniżki (taka będzie dopiero w połowie 2016 roku gdy większego prawdopodobieństwa nabierze prognoza znacznie pogłębionego deficytu spotęgowana mniejszymi od spodziewanych dochodami do budżet). Dzisiaj PiS jeszcze nie wypełnił żadnej obietnicy po stronie wydatkowej więc ani nie wiemy jak będzie wyglądać 500 zł na dziecko ani nie wiemy kiedy ten program ruszy.
Polska nie jest Ameryką, ale politycy w USA byliby mocno zdenerwowani gdyby
agencja ratingowa obniżyła ich ocenę wiarygodności jeszcze przed pojawieniem
się projektu ustawy Obamacare. Nie wierzę, że S&P w parę godzin dokonało
potężnej analizy ekonomicznej pod względem kosztowym prezydenckiego projektu
pomocy dla frankowców i to miało przeważyć przy decyzji obniżającej rating
Polski.
Nie wierzę też by argumentem za było wprowadzenie podatku bankowego, bo po
pierwsze - rynek to dyskontował od kwartału, a dwa - chociaż nie zgadzam
się z wprowadzeniem tego podatku, to jednak podobne rozwiązania podatkowe
funkcjonują w krajach o wyższym ratingu niż Polska. Zatem o co chodzi? Czyżby
sprawy w TK miały aż tak wielkie znaczenie? Nie sądzę, bo gdy TK poparł zmiany
w OFE to też nie obniżono nam ratingu (gdy dyskutowano o OFE też nie było
sygnałów o innych zmianach niż na pozytywne). A może TVP? Może lepiej tego nie
analizować, bo jeszcze będziemy musieli publicznie przyznać, że najprostsze
wytłumaczenie jest tym właściwym.
























































