W Ameryce furorę robi niejaki Dave Portnoy, który nazwał idiotą samego Warrena Buffetta. Pan Portnoy stał się symbolem nowego „gatunku” amerykańskiego inwestora, który ostatnio święci spektakularny sukcesy w środowisku bezprecedensowej ekspansji monetarnej Fedu.


Na finansowym Twitterze szerokim echem odbił się filmik opublikowany 8 czerwca. Dave Portnoy chwali się w nim swoimi sukcesami inwestycyjnymi, jakie odniósł dzięki zakupowi akcji przecenionych linii lotniczych. Tak, tych samych akcji, które podczas marcowego krachu wyprzedawał legendarny Warren Buffett.
Przeczytaj także
- Co zrobiłeś, jeśli posłuchałeś staruszka Buffetta? Mówił: uciekaj z linii lotniczych. Idiota. Co za idiota – mówi Portnoy, wymieniając dzienne, kilkuprocentowe zwyżki notowań spółek lotniczych i turystycznych.
ReklamaDave Portnoy jest showmanem i internetowym celebrytą, który zbił fortunę na firmie medialno-bukmacherskiej Barstool Sports. Majątek Portnoya wyceniany jest na 118 mln dolarów. Sam Warren Buffett - przez wielu uważany za najwybitniejszego żyjącego inwestora - mówił o sobie, że "był idiotą", ponieważ zawczasu nie zainwestował w akcje Amazona.
I should be up a billion dollars with how right I was about cruises and airlines. #ddtg pic.twitter.com/FIWAzjKTdW
— Dave Portnoy (@stoolpresidente) June 8, 2020
- Niewiarygodne. Jedyne co robię, to zarabiam pieniądze. Ta gra jest tak k…sko prosta! Spójrzcie na mnie! To jest tak k..sko proste. To najłatwiejsza gra, w jakiej w życiu uczestniczyłem. To idzie tylko w górę. Ja po prostu drukuję pieniądze – dodaje Dave Portnoy.
Takich jak on jest więcej. Giełdowi weterani z politowaniem i pewną irytacją patrzą na całą rzeszę młodych inwestorów, którzy ściągnęli na rynek w marcu i w kwietniu. To inwestorzy młodzi wiekiem, bez doświadczenia i przygotowania teoretycznego, nierzadko korzystający z bardzo popularnej ostatnio platformy inwestycyjnej Robinhood (uwaga: nazwa znacząca).
Inwestorzy z Robinhooda z reguły nie przeprowadzają skomplikowanych analiz, nie przeglądają raportów finansowych i z pogardą odnoszą się do inwestycyjnych reguł zalecających ostrożność, cięcie strat czy szeroką dywersyfikację. I mimo to na obecnym rynku zarabiają pieniądze, bo ceny akcji od końcówki marca nieustannie idą w górę. Tylko w górę i to bez żadnego kroku wstecz.
Osobnym "podgatunkiem" koronawirusowego inwestora są ludzie, którzy na rachunek maklerski wpłacili 1200 dolarów otrzymanych w ramach "wsparcia gospodarki" przez rząd Stanów Zjednoczonych. W Internecie nie brakuje anegdot, jak owe 1200 USD "manny z nieba" zainwestowano w akcje linii lotniczych bądź ETF na ropę naftową. Do tego nadzwyczajny federalny zasiłek dla bezrobotnych sprawia, że przez 39 tygodni miliony Amerykanów będą miały wyższe dochody od tych, jakie uzyskiwali za pracę przed pandemią.
There are two types of traders in this market pic.twitter.com/Ny6YAEc4VM
— Scheplick (@scheplick) June 8, 2020
Popularny wśród użytkowników Robinhooda jest m.in. ETF JETS - czyli giełdowy fundusz zrzeszający akcje firm lotniczych. Pomiędzy 15 maja a 8 czerwca JETS poszedł w górę o ponad 80 proc. (wczoraj spadł o 6,75 proc.) po tym, jak w lutym i marcu spadł o ponad 60 proc. W ten oto sposób tzw. ulica ograła (przynajmniej w tym rozdaniu) miliarderów z wieloletnim giełdowym stażem, którzy gremialnie grali na spadki cen akcji spółek najmocniej dotkniętych koronawirusowym lockdownem. Komentatorzy żartują, że w ten oto sposób Robin Hood znów zaczął wyrównywać nierówności majątkowe.
Przeczytaj także
Wielką miłością „robinhoodowców” cieszą się też akcje firm, które… zdążyły już ogłosić bankructwo (np. Hertz) lub przeżywają ogromne problemy finansowe (Ford, GE). Z drugiej strony inwestorzy oszaleli na punkcie Nikoli – firmy motoryzacyjnej wycenianej na przeszło 26 mld USD, choć nie wyprodukowała jeszcze ani jednego samochodu. Podobne przypadki możemy zresztą obserwować na polskim rynku w branży gamingowej, gdzie zdarzają się spółki wyceniane na setki milionów złotych i raportujące kwartalne przychody rzędu tysięcy złotych.
Mówi się, że pycha kroczy przed upadkiem. Na giełdzie raczej mówimy, że rynek każdemu daje szansę zrobienia z siebie idioty. Tylko czas (liczony w latach, a nie sesjach) pokaże, kto ma rację: „staruszek” Buffett czy pokolenie Robinhooda. W roku 1929 z okazji wyjścia na głupca spektakularnie skorzystał słynny ekonomista Irving Fisher ogłaszając, że „ceny akcji osiągnęły coś, co wygląda na permanentnie wysokie plateau”. W sierpniu 2006 (na rok przed szczytem hossy) podobnym osiągnięciem popisał się Art Laffer, ośmieszony w słynnej już rozmowie przez Petera Schiffa.
Krzysztof Kolany