„Wielki test o podatkach” więcej mówił o priorytetach władzy niż o naszej wiedzy o przepisach podatkowych. Z telewizji dowiedzieliśmy, jakie są priorytety rządu, bez wnikania w niuanse systemu podatkowego i sensowności stosowania takich a nie innych danin.
Już po raz trzeci TVP przy współpracy z Ministerstwem Finansów zorganizowała telewizyjny quiz na tematy podatkowe. To dwie agendy państwa zainteresowanego maksymalizacją wpływów podatkowych i raczej średnio zainteresowanego kondycją finansową samego podatnika. Obraz kreowany w TV był słodki, wręcz cukierkowy, aczkolwiek w tle czaiła się niewypowiedziana groźba nieuchronności spraw podatkowych.


„Podatki są umową społeczną i trzeba je płacić” – oznajmiła z uroczym uśmiechem prowadząca program dziennikarka. Szkoda tylko, że nikt mi nie może pokazać, abym kiedykolwiek się pod takową umową podpisał, akceptując wszelkie jej warunki i postanowienia (rzecz jasna zmienne w czasie bez mojej zgody).
Egzamin z przepisów
Jeśli ktoś oczekiwał dywagacji na temat zasadności, skutków i wad poszczególnych rodzajów podatków, to srodze się rozczarował. Nie było tu miejsca na takie subtelności. Podatki trzeba płacić i basta! Co najwyżej można pokazać, że urząd skarbowy bywa łaskawy i że gdzie indziej jest w tej materii gorzej niż w Polsce (tak, proszę mi wierzyć, są takie kraje).
Większość pytań dotyczyła dość szczegółowych przepisów. Do kiedy złożyć deklarację VAT-7? Do czego służy formularz PIT-OP? Jaki jest limit zarobków niepełnoletniego dziecka skutkujący utratą ulgi prorodzinnej u rodzica? Jaki jest termin złożenia deklaracji PCC? Ile trzeba trzymać faktury VAT? Po ilu dniach trzeba zapłacić podatek od nieruchomości? Ile wynosi limit wartości prezentów i pamiątek z krajów nieunijnych zwolniony z cła? Na tak subtelne pytania musieli odpowiadać uczestnicy podatkowego quizu. Czapki z głów dla tych, którzy znali wszystkie odpowiedzi i nie pracują ani w administracji podatkowej, ani w branży rozliczania i (legalnego) unikania podatków.
To były pytania „techniczne”. Znacznie ciekawsze były pytania „polityczne”. Jak na dłoni widać, co naszej kochanej władzy szczególnie leży na sercu. Nie obyło się zatem bez „pakietu paliwowego”, kas fiskalnych u lekarzy i taksówkarzy, karuzel VAT-owskich, podatku bankowego i progu wartości lewej faktury, za którą od niedawna mogą cię posadzić jak za morderstwo (czyli na 25 lat).
Wiele pytań miało na celu uświadamianie społeczeństwu, od czego trzeba płacić podatki, a w których przypadkach fiskus łaskawie pozwoli nam zatrzymać zarobione pieniądze. I tak ludzie dowiedzieli się, że mają płacić za najem mieszkania czy sprzedaż używanego samochodu. Natomiast z opodatkowania wyłączone są stypendia studenckie, zasiłek 500+ i sprzedaż używanych rzeczy. Nasi hipsterzy nie muszą też płacić „bykowego”, które w swej łaskawości zniósł jeszcze towarzysz Gierek.
Przemyt ciekawostek i ważnych pytań
Na szczęście autorom udało się przemycić choć kilka ciekawszych kwestii, stanowiących urozmaicenie testu z papierkologii stosowanej. Były pytania o Świętopietrze, „czopowe”, dopuszczalną legalną ilość piwa przywiezioną z Oktoberfestu lub brytyjski „podatek od tchórzostwa”.
Ale mnie ujęło pytanie ostatnie. „Ile kosztowałaby paczka papierosów, jeśli nie byłoby podatków”. Poprawna odpowiedź: 1,50 zł [niepalącym przypominamy, że takie dobro w legalnym obrocie to wydatek rzędu 14 zł].
„Wysoka akcyza ma też na celu skłanianie do porzucenia szkodliwych nawyków” – skomentował prowadzący. Szkoda, że zabrakło pytania: ile pieniędzy otrzymałby pracownik zarabiający 2000 złotych netto, gdyby nie było podatków? (podpowiedź: 3346,88 zł). Ciekawe tylko, jaki cel przyświeca państwu opodatkowującemu pracę stawką niemal 40%. Bo jaki jest efekt, doskonale widzimy.
Krzysztof Kolany
P.S. autor niniejszego artykułu uzyskał w podatkowym teście 22 pkt. na 30 pkt. możliwych, co wziąwszy pod uwagę jego wrodzoną niechęć do wszelkiej władzy i przepisów uznano za niemały sukces. Ten podatkowy ignorant nie wiedział, ile (i jakich) prezentów można bezcłowo wwieźć na teren UE, nie znał ani formularza PIT OP, ani limitu zarobków dziecka skutkujących utratą ulgi prorodzinnej. Nie wiedział nawet, ile niemieckiego piwa można legalnie przywieźć przez granicę, ani ile razy można skorygować zeznanie podatkowe.