Po raz pierwszy od ponad dwóch dekad chińskie władze nie wyznaczyły celu wzrostu PKB. Pytanie brzmi: czy jest to epokowa zmiana, czy tymczasowa konieczność?


Chiny nie są co prawda typową gospodarką centralnie planowaną, ale władze w Pekinie co roku określają swoje oczekiwania dotyczące odczytów licznych miar gospodarczych. Ich realizacja ma być świadectwem postępu Państwa Środka pod kierownictwem partii komunistycznej. Dla samych członków KPCh w prowincjach jest z kolei przepustką do awansu w partyjnych strukturach.
Sztandarowym celem pozostawał wzrost produktu krajowego brutto. Kilka lat temu przewodniczący Xi zarządził co prawda wejście Państwa Środka w "nową normalność", w której wzrost nie miał być już realizowany za wszelką cenę, nie porzucił jednak szkodliwej praktyki wyznaczania jego tempa. Tempa, którego "nie wypadało" nie osiągnąć. W efekcie PKB rósł, kreślony ręką centralnego planisty, jak od linijki, budząc zazdrość w wielu zakątkach globu.


Ma to jednak poważne konsekwencje. PKB to miara ilościowa, a nie jakościowa - ilustruje aktywność gospodarczą, w tym taką, która nie ma ekonomicznego sensu (koszt wyższy od wykreowanej wartości). Gdy trzeba osiągnąć cel, nie jest to żadną przeszkodą (także dla samych statystyków). W chińskich realiach pompowanie PKB umożliwia kontrola nad systemem finansowym, zapewniającym dostęp do taniego i odnawianego na zasadzie "klina klinem" kredytu. Prędzej czy później taka kuracja zawsze kończy się nieprzyjemnie.
W normalnych warunkach porzucenie celu wzrostu PKB byłoby zatem znakomitą wiadomością, spełnieniem marzeń frakcji reformatorów w KPCh. Świadczyłoby o ekonomicznej dojrzałości partyjnych przywódców i ich prawdziwie dalekosiężnym spojrzeniu. Jednak fakt, że stało się to właśnie teraz nie napawa optymizmem.
W uzasadnieniu decyzji premier Li podkreślił "wielką niepewność związaną z pandemią Covid-19 oraz globalnym otoczeniem gospodarczym i handlowym". Może to oznaczać, że rezygnacja z wyznaczania tempa wzrostu PKB jest tymczasowa i cel wkrótce powróci, nawet już w przyszłym roku. Zapewne w 2021 r. Chińczycy znów będą mieli się czym pochwalić.
Pekin stanął przed dylematem - ogłosić relatywnie niski cel wzrostu albo zarządzić potężny pakiet stymulacyjny, dzięki któremu możliwe byłoby osiągnięcie szybszego tempa wzrostu. Xi i spółka wyciągnęli lekcję z przeszłości i (na szczęście) nie zdecydowali się na nieroztropną opcję numer 2. A skoro pierwsza opcja nie gwarantuje sukcesu propagandowego, to po co się nią kłopotać? Szczególnie że realizacja nawet nisko wyznaczonego celu mogłaby być trudna, gdyby nadeszła druga fala pandemii za Murem bądź ożywienie gospodarcze na świecie okazało się rachityczne.
Poza tym wzrost PKB został wyznaczony pośrednio - można go wyliczyć na podstawie innych celów. Realnie ma wynieść ok. 2 proc., nominalnie - ok. 5 proc. Na tle świata będzie to po raz kolejny wynik bardzo dobry. Nie uda się jednak zrealizować obietnicy podwojenia realnego PKB w dekadę 2010-2020.


W niedzielę szef chińskiego urzędu statystycznego zaznaczył, że brak celu nie oznacza, że wzrost gospodarczy jest nieistotny. Bez niego trudno będzie osiągnąć inne założenia przedstawione w piątek przez Li. Co prawda ich realizacja nie będzie tak szkodliwa, jak dążenie do pożądanego poziomu PKB, jednak także nie będą w stanie zilustrować meritum sytuacji gospodarczej za Murem.
Władze chcą, by bezrobocie sięgnęło 6 proc. Niestety wskaźnik ten nie uwzględnia milionów pracowników migrujących, a to właśnie głównie w ich miejsca pracy uderza pandemia. Szacuje się, że w pierwszym kwartale pracę straciło kilkadziesiąt milionów osób, a faktyczne bezrobocie wynosiło przynajmniej 10 proc. Z kolei w celu w postaci utworzenia 9 mln nowych miejsc pracy nie bierze się pod uwagę likwidacji innych.
Warto również zwrócić uwagę na przyspieszenie do 3,5 proc. inflacji, mimo że na skutek spadku wydatków w wyniku pandemii i wygasania afrykańskiego pomoru świń powinna ona teoretycznie zwalniać. Być może Pekin spodziewa się przełożenia zwiększonej akcji kredytowej na wzrost cen.
Można również podkreślić najwyższy od ponad dekady planowany deficyt budżetowy (3,6 proc. PKB). Nie ma go jednak co porównywać do wyników innych krajów - większość wydatków publicznych księgowana jest poza centralną państwową kasą, a "faktyczny" deficyt sektora finansów publicznych szacowany przez MFW (choć niepozbawiony wad) od lat sięga kilkunastu procent.