Podczas gdy ceny „papierowego złota” spadały na łeb na szyję, prawdziwe złoto było wykupowane na pniu. W rezultacie na rynku fizycznego metalu pojawił się niedobór. Taka sytuacja rodzi ryzyko oderwania się cen „papierowego złota” od cen złotych monet i sztabek.


Ceny złota zachowywały się „normalnie” do początku marca, rosnąc pod wpływem lęków o recesję gospodarczą i kryzys finansowy wywołany pandemią Covid-19. Tak było do 9 marca, gdy dolarowe notowania królewskiego metalu wyznaczyły 7-letnie maksimum tuż powyżej 1700 USD za uncję trojańską.
Później na rynkach zaczęły się dziać rzeczy zwykle niespotykane. Ceny akcji i obligacji notowały spadki niewidziane od 2008 roku. Zlewarowane fundusze musiały wyprzedawać aktywa po każdej cenie, aby tylko zachować płynność po otrzymanych wezwaniach do uzupełnienia depozytów zabezpieczających. Wyprzedawano więc wszystko, co dało się sprzedać, w tym także kontrakty na złoto, o czym szerzej pisałem na łamach „Pulsu Biznesu”. Kurs kontraktów na złoto w niespełna dwa marcowe tygodnie zaliczył spadek aż o 15%.
Papier w dół, metal w górę
Notowania „papierowego złota” spadały, podczas gdy prawdziwe złoto błyskawicznie znikało z półek. Braki popularnych monet bulionowych widać było choćby na internetowych stronach Apmeksu – jednego z większych dilerów złota w Stanach Zjednoczonych. Według mojego rozeznania rynku i sygnałów płynących od czytelników Bankier.pl już tydzień temu złoto inwestycyjne stało się w Polsce praktycznie niedostępne.


U jednego z dużych dilerów powiedziano mi wprost, że złota nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie. Mogłem się zapisać co najwyżej na listę kolejkową albo liczyć, że ktoś przyjdzie sprzedać jakąś sztabkę lub monetę. W innej dużej firmie usłyszałem, że złotego bulionu nie ma w oddziałach, ale mogę złożyć zamówienie z odroczonym terminem dostawy, co trudno uznać za sensowną opcję.
Przeczytaj także
Taka sytuacja najwyraźniej utrzymywała się też w końcówce miesiąca. 25 marca Mennica Skarbowa informowała klientów, że „z uwagi na ogólną niedostępność towaru w rafineriach i mennicach” złoto i srebro inwestycyjne będą oferowane tylko "od ręki" w formule 24h. Nie będzie transakcji z odroczonym terminem dostawy, ale przyjmowane będą zamówienia w „formule warunkowej, tj. bez gwarancji terminu realizacji”. Mennica Skarbowa przypomina też o tym, że skupuje złoto, srebro oraz diamenty. To jasna sugestia, że chętnych na zakup jest wielu, ale sprzedających brakuje.
O braku złota z możliwością zakupu od ręki poinformowała też Grupa Goldenmark. „Od dnia 25.03 we wszystkich kanałach sprzedaży (sklepy stacjonarne, sklep internetowy, sprzedaż przez telefon) przyjmujemy wyłącznie zamówienia z terminem realizacji 45 dni roboczych” – czytamy w komunikacie spółki. Przy czym Goldenmark zastrzega, że termin dostawy „może ulec wydłużeniu nawet o kilkanaście dni roboczych”. A to z powodu utrudnień w transporcie, kontroli granicznych oraz ograniczonych zasobów ludzkich.


Równocześnie Mennica Polska przy okazji publikacji wyników finansowych 24 marca informowała o „zwiększonym obrocie na rynku złota”, licząc na wzrost przychodów z tego segmentu działalności. Ale już dzień później na jej stronie internetowej widniały informacje o braku dostępności wszystkich sztabek o masie poniżej stu gramów. 25 marca wczesnym popołudniem opcję bezpośredniego zakupu jednouncjowego Krugerranda wciąż oferował Tavex, ale po astronomicznej cenie niemal 8500 złotych, podczas gdy cena uncji złota wynikająca z przeliczenia notowań kontraktów terminowych na PLN wynosiła ok. 6800 zł. Marża wynosiła więc niemal 25%!


Wygląda zatem, że złoto inwestycyjne w Polsce stało się obecnie towarem deficytowym, ciężko dostępnym „od ręki” i w cenie zbliżonej do notowań z rynku kontraktów terminowych.
Przeczytaj także
To właśnie przed taką sytuacją ostrzegałem, preferując bezpośredni, natychmiastowy i anonimowy zakup fizycznego złota w postaci sztabek lub monet bulionowych. Teraz w obliczu sytuacji kryzysowej okazuje się, że cena złota „papierowego” reprezentowana przez notowania z nowojorskiego Comeksu czy cen jednostek ETF może się diametralnie różnić od stawek, po których można się (jeszcze) zaopatrzyć w fizyczny metal.
Jeśli taka sytuacja utrzyma się dłużej i będzie dotyczyć głównych ośrodków obrotu złotem fizycznym, to trzeba będzie przedefiniować samo pojęcie „ceny złota”. Bo nie będzie to już kurs najbliższego kontraktu terminowego (ani nawet kurs spot), tylko faktyczne stawki oferowane przez dilerów. Istnieje więc ryzyko, że rynek złota „papierowego” definitywnie rozjedzie się z rynkiem złota fizycznego.