
Do listy podatków specjalnych Węgry dopisują kolejną pozycję. Od przyszłego roku opodatkowane mają być dane pobrane z internetu.

Węgierski minister gospodarki Mihály Varga złożył wczoraj w parlamencie projekt ustawy podatkowej, w którym znalazł się kontrowersyjny zapis dotyczący opodatkowania internetu - informuje portal portfolio.hu.
Podatek telekomunikacyjny zakłada, że węgierski fiskus pobierze 150 forintów od każdego pobranego gigabajta danych (2,06 zł). Stawka będzie naliczana za każdy rozpoczęty gigabajt. Nowy podatek ma wejść w życie od przyszłego roku.
Do zmiany prawa węgierskie władze motywuje to, że coraz mniej osób korzysta z SMS-ów oraz rozmów telefonicznych, które do tej pory objęte były podatkiem, przybywa natomiast osób komunikujących się za pośrednictwem internetu. Opodatkowani mają zostać dostawcy internetu, jednak można się spodziewać, że wkalkulują nową daninę w ceny dla klientów.
W ustawie ma dopiero znaleźć się też górny limit podatku dla pojedynczego użytkownika - węgierskie media donoszą o 700 forintach (9,62 zł) w przypadku klientów indywidualnych i 5000 forintach (68,75 zł) w przypadku firm. Póki co jednak zapisu takiego nie ma - maksymalne limity dotyczą jedynie rozmów telefonicznych i SMS.
Komentarz eksperta
Internet non olet
Świat się rozwija, powstają nowe technologie, a wraz z nimi nowe podatki. Cesarz rzymski Wespazjan w 70 n.e roku wprowadził podatek od toalet miejskich; Marek Belka w 2002 roku wprowadził podatek od zysków kapitałowych, a Wiktor Orban przejdzie do historii jako pierwszy premier, który opodatkował internet.
Konsekwencje nowej daniny są oczywiste – ceny wzrosną. Wątpię jednak, by na skutek podatku Węgrzy przestali korzystać z internetu. W Polsce na razie nikt nie planuje podatku od pobranych danych. Rząd ma problemy z wprowadzeniem nawet prostej opłaty audiowizualnej. Dla podatników to dobra wiadomość. Niestety, na podatki nie ma patentów, a naśladownictwo w tym temacie jest powszechne. Prędzej czy później Polacy też zapłacą za internet.
Opodatkowanie danych pobranych z internetu to dosyć skomplikowana sprawa jeśli uwzględnić prawa autorskie. Obecnie trwają prace nad wprowadzeniem opłaty reptograficznej na smartfony i tablety jako rekompensatę za nielegalne korzystanie z twórczości artystów. Być może podatek jest dobrym sposobem na walkę z piractwem - rząd wprowadziłby opłaty za pobrane dane, ale tylko pod warunkiem, że "piractwo" stanie się legalne, a większość pozyskiwanych w ten sposób środków trafiałaby w ręce twórców.
Podatek telekomunikacyjny to jeden ze specjalnych podatków, które rząd Wiktora Orbana wprowadził w czasie swojej pierwszej kadencji. Węgierski fiskus sięgnął wówczas również do kieszeni banków, firm energetycznych oraz sieci handlowych.
Jak podaje węgierska korespondentka „Wall Street Journal” Margit Feher, rządowi eksperci szacują, że nowy podatek może przynieść rządowi w Budapeszcie kwotę 20 mld forintów (275 mln zł). Szacunki portalu Index mówią natomiast aż o 95 mld forintów (1,3 mld zł).
Najwięksi dostawcy internetu na Węgrzech to norweski Telenor, brytyjski Vodafone, amerykański UPC oraz Telekom będący oddziałem Magyar Telekom, który w większości należy do niemieckiego Deutsche Telekom.
Propozycja węgierskiego rządu oburzyła część tamtejszych internautów. Na Facebooku powstają kolejne strony, które gromadzą przeciwników opodatkowania sieci. Ich zdaniem wyższy koszt dostępu do internetu przyniesie spadek liczby użytkowników oraz ograniczy wolność wypowiedzi.
Przeciwnicy opodatkowania internetu przypominają też, że w 2008 r. przeciwko tego typu propozycjom opowiedział się … sam Fidesz. Pozostająca wówczas w opozycji partia ustami Zsolta Nyitraia – obecnie ministra w rządzie Orbana zajmującego się telekomunikacją – skrytykowała podobny pomysł rządzących socjalistów. – Opodatkowanie internetu jest ewidentnie niepotrzebne, niebezpieczne i błędne. Pogłębi to istniejące wykluczenie cyfrowe i zablokuje dostęp do internetu nowym użytkownikom – mówił w 2008 r. Nyitrai.
Michał Żuławiński
Bankier.pl
