Flagowy indeks GPW nierzadko utożsamiany jest z porażką polskiego rynku akcji. W moim mniemaniu niezbyt słusznie. Choćby dlatego, że dzisiejszy WIG20 ma mało wspólnego z tym sprzed dwóch dekad.


Jeśli ktoś chce wyśmiać, zohydzić lub zniechęcić do inwestowania na warszawskim parkiecie, to zapewne pokaże indeks WIG20 w całym jego horyzoncie czasowym. Utworzony ponad 30 lat temu benchmark zaczynał od poziomu tysiąca punktów. Zdecydowanie nie jest to indeks w czepku urodzony, ponieważ powstał na szczycie dziewiczej hossy na GPW i jego „okres niemowlęcy” przypadł na potężną bessę. Dość powiedzieć, że historyczne minimum WIG20 ustanowił tuż przed swoimi pierwszymi urodzinami na poziomie 577,80 punktów. Oznaczało to utratę 42,22%.


Później jednak bywało znacznie lepiej. Kolejna hossa zakończona kryzysem azjatyckim z roku 1997 wyniosła WIG20 na pułap niemal 1900 punktów. Pomimo ostrej korekty rok później, udało się dotrzeć na wysokość 1928,70 pkt., skąd zrzucił nas kryzys rosyjski. Na kolejny szczyt hossy trzeba było poczekać kolejne dwa lata. Tym razem była to bańka internetowa, która w marcu 2000 roku wyniosła młody wówczas WIG20 na poziom 2510,50 punktów.
Indeks wiecznej bessy
Do tego momentu szło zatem całkiem nieźle. Wzrost o 151% w niespełna 6 lat implikował ok. 16,6% średniorocznej stopy zwrotu. Co prawda to wynik dobry tylko w ujęciu nominalnym, bo przecież były to czasy, gdy oficjalna inflacja CPI wynosiła 10-30%. Później było gorzej. Globalna bessa zbiła WIG20 z powrotem w okolice tysiąca punktów. I z tak niskiego poziomu jesienią 2022 roku rozpoczęła się „wielka hossa pokoleniowa”, która w 2007 roku wyniosła WIG20 na do dziś niezdobyty szczyt 3 940,53 punktów.
Dalej była już głównie "padaka". WIG20 w zasadzie co hossę ustanawiał coraz niższe maksima i co bessę pogłębiał dołki, wypełniając klasyczną definicję trendu spadkowego. Dość powiedzieć, że zarówno w marcu 2009, jak i marcu 2020 indeks naszych blue chipów zatrzymywał się blisko bitwy pod Legnicą, czyli w pobliżu 1250 pkt. Na rynku królowały wtedy żarciki o „stabilności” polskiego rynku, który niezależnie od daty notowany jest na podobnym poziomie. Dopiero obecny rynek byka nieco zmienił ten obraz sytuacji. Wiosną 2024 roku WIG20 po raz pierwszy od 2007 roku zdołał wybić szczyt poprzedniej hossy, a kilka dni temu po raz pierwszy od 2011 roku znalazł się powyżej 2650 punktów.
Nadal jednak żyjemy w świecie, w którym WIG20 musiałby zyskać prawie 52%, aby wyrównać rekord z października 2007 roku. Nawet wziąwszy poprawkę na fakt, że hossa z lat 2002-07 była absolutnie unikalna i zapewne doświadczana raz na pokolenie, to jednak zarówno mWIG40, jak i sWIG80 już dawno przekroczyły tamte szczyty. Nie wspominam tu o WIG-u, który jest indeksem dochodowym (czyli uwzględnia dochody otrzymywane np. z dywidend czy praw poboru), podczas gdy WIG20, mWIG40 oraz sWIG80 są indeksami cenowymi – uwzględniają tylko i wyłącznie zmiany cen akcji wchodzących w ich skład akcji.
No właśnie. I tu chyba jest pies pogrzebany. Zacznijmy od rzeczy z pozoru oczywistej. Składy giełdowych indeksów nie są stałe w czasie. Na GPW mamy coś takiego jak kwartalną rewizję składu indeksów. Działa to trochę jak rozgrywki ligowe, z których co sezon z ligi wyższej spadają najsłabsze drużyny (walory), a na ich miejsce awansują drużyny (akcje) z niższych klas rozgrywkowych. Na GPW takie tasowanie indeksów odbywa się co kwartał, a w nadzwyczajnych przypadkach nawet częściej.


W rezultacie współczesny WIG20 ma niewiele wspólnego z tym WIG-iem 20, który w październiku 2007 roku osiągnął wartość 3940 punktów. Dlatego też postanowiłem zajrzeć do „Rocznika Giełdowego 2008”, w którym giełda uwieczniła skład WIG20 na koniec 2007 roku. Na szerokim rynku notowane wówczas było 351 spółek (dziś jest ich 410), w tym 23 zagraniczne (dziś 44). Łączna kapitalizacja wszystkich spółek notowanych na GPW wynosiła wtedy 1,08 biliona złotych, ale z tego 570,3 mld zł przypadało na spółki zagraniczne. 25 lutego 2025 roku kapitalizacja warszawskiego parkietu wynosiła 1,78 bln złotych, z czego 931,9 mld zł generowały spółki spoza Polski (sam Unicredit wyceniany jest na blisko 320 mld zł, a hiszpański Santander na 383,5 mld zł).
Gdzie są spółki z dawnych lat?
Spójrzmy jednak na sam WIG20. Największą polską spółką notowaną na GPW był wtedy bank PKO BP, na koniec 2007 roku warty prawie 33,5 mld złotych. Dziś to nadal PKO BP otwiera listę spółek krajowych o największej kapitalizacji, ale warty jest aż 86,9 mld zł. Drugi i trzeci wówczas Pekao wraz Orlenem warte były po odpowiednio 26,4 mld zł oraz 13 mld zł. Dziś Pekao może pochwalić się kapitalizacją rzędu 45,6 mld zł, a Orlen po „łyknięciu” Energi, Lotosu oraz PGNiG warty jest 71,3 mld zł.
Na kolejnych pozycjach też wszystko wygląda znajomo. Czwarty KGHM przed TP SA (dziś znana jako Orange Polska, ale to przecież stara „telekomunikacja”) i BZ WBK, po przejęciu przez Hiszpanów przechrzczony (jakże oryginalnie!) na Santander Bank Polska. Dalej jednak widać zmiany. W 2007 siódmą spółką GPW były deweloper GTC wyceniany na 7,6 mld zł. Dziś wyceniany jest na prawie 2,3 mld zł, ale jego znaczenie spadło i nie łapie się nawet do sWIG-u. Od ponad dwóch lat nie ma już wśród nas PGNiG, którego pochłonął Orlen w ramach budowania energetycznego molocha. Istniejący wtedy pod nazwą BRE Bank to dzisiejszy mBank. Pierwszą 10. zamykał wtedy warty ponad 3,8 mld złotych Polimex, który dziś wyceniany na 764 mln złotych obija się w środku tabeli giełdowej trzeciej ligi (tj. w sWIG80).
Portfel indeksu WIG20 | ||||||
---|---|---|---|---|---|---|
Na koniec 2007 r. | W lutym 2025 r. | |||||
Akcje | Kurs akcji (w zł) | Udział w WIG20 | Akcje | Kurs akcji (w zł) | Udział w WIG20 | |
1 | PKO BP | 52,60 | 16,70% | PKO BP | 69,20 | 16,11% |
2 | PEKAO | 227,00 | 13,84% | PKN ORLEN | 61,90 | 10,90% |
3 | PKN ORLEN | 51,90 | 13,61% | PZU | 54,08 | 9,30% |
4 | KGHM | 105,80 | 10,42% | PEKAO | 173,10 | 9,24% |
5 | TPSA | 22,51 | 9,62% | LPP | 18 390,00 | 7,11% |
6 | BZWBK | 251,00 | 4,57% | DINO PL | 480,20 | 6,96% |
7 | GTC | 44,50 | 4,45% | SANTANDER PL | 529,20 | 6,19% |
8 | PGNIG | 5,10 | 3,88% | KGHM | 136,65 | 5,64% |
9 | BRE | 505,00 | 3,78% | ALLEGRO | 29,28 | 5,53% |
10 | POLIMEX | 8,56 | 2,95% | CD PROJEKT | 221,40 | 4,70% |
11 | TVN | 25,00 | 2,79% | MBANK | 752,00 | 2,99% |
12 | PBG | 307,10 | 2,31% | ALIOR | 96,10 | 2,59% |
13 | AGORA | 55,50 | 2,04% | KĘTY | 829,00 | 2,44% |
14 | CERSANIT | 33,50 | 1,93% | KRUK | 440,60 | 2,36% |
15 | CEZ | 183,00 | 1,88% | BUDIMEX | 539,00 | 2,08% |
16 | LOTOS | 44,50 | 1,76% | PGE | 7,38 | 1,92% |
17 | PROKOM | 132,70 | 1,14% | ORANGE PL | 8,46 | 1,66% |
18 | BIOTON | 0,89 | 0,95% | CYFROWY POLSAT | 14,07 | 1,03% |
19 | POLNORD | 141,90 | 0,76% | PEPCO | 17,25 | 0,84% |
20 | BANK BPH | 104,00 | 0,64% | JSW | 25,52 | 0,41% |
Źródło: GPW, Bankier.pl |
11. był wtedy TVN, zdjęty z giełdy blisko dekadę temu przy kapitalizacji prawie 6,8 mld złotych. Współcześnie ten sam TVN wystawiony jest na sprzedaż z nieoficjalną wyceną rzędu zaledwie miliarda euro (ok. 4,13 mld zł). Od jesieni ubiegłego roku w giełdowym niebycie pozostaje postawione w stan likwidacji PBG – handel akcjami pozostaje zawieszony na wniosek KNF. Inna dawna gwiazda GPW – czyli medialny koncern Agora – dziś warta jest jedną piątą tego co na koniec 2007 roku i podobnie jak Polimex gra w trzeciej lidze (sWIG80).
Cersanit został wykupiony przez głównego udziałowca Michała Sołowowa i zniknął z giełdy w 2016 roku. Lotos został „połknięty” przez Orlen i jego akcje zniknęły z giełdowego obrotu w lipcu 2022 roku. Czeski koncern energetyczny CEZ wciąż pozostaje w giełdowym obrocie, lecz pomimo gigantycznej, jak na warunki GPW kapitalizacji (91,2 mld zł), za sprawą niskich obrotów nie kwalifikuje się nawet do sWIG-u.
Przeczytaj także
Następne na liście ówczesnego WIG-u 20 były trzy spółki dawniej kontrolowane przez Ryszarda Krauzego. Prokom obecnie nazywa się Asseco Poland i w ostatnich miesiącach święci giełdowe triumfy – jego akcje notowane są najwyżej od szczytu bańki internetowej z wiosny 2000 roku. Bioton – kiedyś największa gwiazda GPW – nie spełnił pokładanych w nim nadziei i dziś wyceniany na 320 mln złotych ma marginalny udział w sWIG-u. Ale zawsze to lepiej niż Polnord, którego akcjami obrót pozostaje zawieszony od 4 lat, a wokół samej spółki unosił się woń oskarżeń o wyprowadzanie pieniędzy m.in. przez znanych polityków. Czołową 20. notowaną na GPW w 2007 roku zamykał Bank BPH, który wypatroszony przez polityków po fuzji z Pekao ostatecznie zniknął z giełdowej tabeli we wrześniu 2016 roku po zakupie przez Alior Bank.
Kto dziś trzęsie WIG-iem 20?
Dziś zaledwie siedem spółek obecnych w WIG-u 20 znajdowało się w tym indeksie na koniec roku 2007. Są to PKO BP (numer 1 pod względem wagi w tym indeksie zarówno teraz, jak i 18 lat temu), Orlen, Pekao, Santander Bank Polska (dawny BZ WBK), KGHM, mBank (wtedy jako BRE) oraz Orange Polska (dawne TP SA). Przez te wszystkie lata zmieniał się nie tylko skład portfela WIG20, ale też jego struktura i „jakość”.
Historia wymiotła z indeksu blue chipów sporą część spółek kontrolowanych przez polityków reprezentujących Skarb Państwa (choć rzadko kiedy jego interesy). Dziś z „państwowych” spółek w WIG20 mamy PKO BP i Pekao, Orlen, PZU, KGHM, PGE oraz JSW (które zresztą może niebawem wylecieć z tego indeksu). Liczebną większość stanowią już spółki w pełni prywatne. Owszem, w „ciężarze” WIG-u 20 nadal rządzą banki (które wraz z PZU ważą ok. 44%), ale sam indeks cechuje się mniejszą koncentracją niż dawniej i oferuje szerszą ekspozycję na polską gospodarkę. Obecne są w nim duże sieci handlowe (LPP, Dino i Pepco, a niedługo zapewne też CCC i Żabka), spora spółka gamingowa (CD Projekt) i budowlana (Budimex), dwa telekomy oraz tradycyjne górnictwo (KGHM i JSW).
Nie ma już zatem WIG-u 20, który pamiętamy ze szczytu hossy pokoleniowej w roku 2007. Większości tamtych spółek albo zniknęły z giełdowego obrotu, albo spadły do „niższych lig”. Znacząco poprawiła się za to jakość zarządzania polskimi blue chipami oraz skala ich działalności. Warto też przyjrzeć się, co stało się z kapitalizacją polskiej „wspaniałej siódemki”, która utrzymała swą obecność w indeksie WIG20.


Warty prawie 54 mld złotych Santander jako BZ WBK w 2007 roku wyceniany był w porywach 13,4 mld zł. Nawet mocno poturbowany przez los (oraz polskich polityków) KGHM dziś kosztuje znacznie więcej (27,15 mld zł), niż w szczycie wielkiej hossy pokoleniowej (12,5 mld zł). mBank można by dziś teoretycznie kupić za 31,8 mld złotych, czyli dwa razy drożej niż w roku 2007. I tylko dawna TP SA obecnie jest wyceniana niżej (na 11,1 mld zł) niż 18 lat temu (nawet 15,8 mld zł). Warto dodać, że obliczenia te – podobnie jak sam WIG20 - nie uwzględniają dywidend wypłacanych przez te wszystkie lata.
W tym momencie warto wspomnieć o indeksie WIG20 w wersji dochodowej – czyli total return (TR). Tak skonstruowany benchmark uwzględnia także stopy zwrotu uzyskane z reinwestowanych dywidend i w takim układzie prezentuje się znacznie lepiej niż „goły” WIG20. 26 lutego wartość WIG20 TR wynosiła 5 480 punktów i była o 46% wyższa niż 10 lat temu. Może nie jest to jakaś spektakularna stopa zwrotu (raptem 4% średniorocznie), ale znacznie lepsza od marnych 10% (łącznie, a nie średniorocznie!) wypracowanych w tym samym okresie przez „czysty” WIG20.


Reasumując, w mojej opinii patrzenie na stopy zwrotu generowane przez polski rynek akcji tylko przez pryzmat osiągnięć WIG-u 20 nie jest najlepszym podejściem. Tak samo jak porównywanie się tylko do jednego – i to w dodatku bardzo specyficznego – punktu w historii, jakim był szczyt pokoleniowej hossy z roku 2007. Za bardziej adekwatny benchmark uważam w tym przypadku WIG, dla którego średnia geometryczna stopa zwrotu w latach 1995-2024 wyniosła 8,2%.