Trwają negocjacje w sprawie oskładkowania umów cywilnoprawnych. Media donoszą, że składki do ZUS-u byłyby odprowadzane tylko w niektórych przypadkach, np. gdy pracownicy korzystają z tzw. zbiegu tytułów do ubezpieczenia. Tymczasem sprawa jest poważniejsza - składki mają być płacone od wszystkich umów cywilnoprawnych. Rząd nie powiedział "nie".

Źródło: Thinkstock
Dzisiaj związki rozpoczną drugą turę rozmów z rządem na temat "ozusowienia" umów o pracę. Na razie wiadomo tylko tyle, że strona rządowa nie sprzeciwia się rozwiązaniom zaproponowanym przez związkowców. Żądania tych ostatnich są bardzo proste - wszystkie umowy-zlecenia mają być oskładkowane dokładnie tak samo jak umowy o pracę. Cel jest jasny: pracodawcy mają zastąpić umowy-zlecenia umowami o pracę.
Umowy-zlecenia są niekorzystne
ReklamaZdaniem związkowców umowy-zlecenia są niekorzystne dla pracowników, bo ci nie mają żadnej ochrony, a w przyszłości otrzymają emeryturę bardzo niską lub żadną. Pracodawcy wolą zatrudniać pracowników na podstawie umów cywilnych, które są po prostu tańsze. Ponadto osoba wykonująca zlecenie może zostać zwolniona praktycznie natychmiast.
![]() | » Kogo zatrudnić, aby płacić mniej do ZUS? |
Osobie takiej nie przysługuje prawo do urlopu. W zasadzie nie może nawet zachorować. To nie koniec. Kobieta w ciąży zatrudniona na podstawie umowy o pracę ma pełen pakiet przywilejów. A studentka w ciąży, zatrudniona na umowę-zlecenie, nie korzysta z gwarancji prawnych związanych z rodzicielstwem, przewidzianych w przepisach prawa pracy. To tylko kilka z wielu powodów, dla których zdaniem związków wszystkie umowy cywilnoprawne należy objąć obowiązkowymi składkami do ZUS-u.
Milion ludzi na umowach śmieciowych
Łącznie liczba wszystkich pracujących Polaków wynosi ok. 16 mln. Na podstawie umów-zleceń lub o dzieło pracuje ok. miliona ludzi w Polsce. Część z nich to osoby uczące się, które mogą dorobić w trakcie nauki. Pracodawcy nie muszą płacić za nich składek. Gdy zatrudni się studenta za 1600 zł miesięcznie, ten na rękę otrzyma ok. 1370 zł, czyli zapłaci tylko podatek. Pracodawca nie poniesie żadnych innych kosztów do ZUS-u. Gdyby zaproponował studentowi umowę o pracę, to pracownik na rękę otrzymałby niecałe 1200 zł, a koszt pracodawcy wyniósłby ponad 1900 zł.
Finansowo obydwu stronom opłaca się umowa-zlecenie. Jednak student nie ma opłacanej składki ZUS, co oznacza, że w przyszłości będzie miał niższą emeryturę, oczywiście jeżeli będzie miał ją w ogóle. Druga sprawa to konkurencja na rynku pracy. Wiedząc, że każdego pracownika można zastąpić skończoną liczbą studentów, pracodawcy mają duże opory przed zatrudnianiem np. absolwentów. Widać to po ogłoszeniach zamieszczanych przez pracodawców - status osoby uczącej się jest bardzo popularnym kryterium przyjęcia do pracy.
Unikanie umów o pracę jest nielegalne
Teoretycznie zatrudnianie kogoś na podstawie umowy cywilnej zamiast na podstawie umowy o pracę jest nielegalne. Jeżeli student przychodzi w wyznaczonych godzinach, ma wyznaczone stanowisko pracy oraz istnieje podległość służbowa, to powinien mieć umowę o pracę. Sprawa jest oczywista, gdy przy tym samym biurku siedzi dwóch pracowników na dwóch różnych umowach - jeden ma zlecenie, drugi umowę o pracę.
![]() | » Fiskusa znajdziesz nawet w grzejniku |
Państwowa Inspekcja Pracy nie radzi sobie z tym problemem. W 2011 roku PIP skontrolowała 22 tys. firm pod kątem legalności zatrudnienia. Pracowało w nich ponad 800 tysięcy osób, z tego ok. 25% na umowach cywilnoprawnych. Sprawdzono tylko 34 tys. zatrudnionych i okazało się że, co ósma umowa-zlecenie to oszustwo. Być może wystarczy lepiej egzekwować prawo, które już obowiązuje, niż tworzyć nowe przepisy, które najbardziej uderzą w studentów lub dorabiających grosze do renty albo emerytury.
Umowy śmieciowe są dobre
Pracodawcy i pracownicy nie unikają umów o pracę dlatego, że te są korzystne dla wszystkich w każdym wypadku. Gdy pracownik zarabia grosze, woli dostać umowę o dzieło i cieszyć się z tego, że pracodawca, zamiast płacić za niego składki, daje mu do ręki trochę dodatkowych pieniędzy. Przyszła emerytura osób z niskimi wynagrodzeniami będzie tak nikczemna, że w sumie nikogo nie powinna dziwić niechęć do opłacania składek emerytalnych. Może dlatego właśnie umowy o pracę należy zmodyfikować tak, by bardziej przypominały umowy-zlecenia lub o dzieło?
Prawda jest taka, że dla tych ludzi to umowa o pracę jest zła, bo zabiera im 41% wynagrodzenia. Ponadto są to kontrakty nieelastyczne, które np. nie odzwierciedlają obecnego sposobu pracy. Brak elastycznego czasu pracy, szerokie uprawnienia rodzicielskie, obowiązki informacyjne wobec pracowników - to wszystko zniechęca przedsiębiorców do zatrudniania na umowy o pracę.
200 mld zł nadwyżki przedsiębiorców
Gdyby związki zmieniły nastawienie i zamiast walczyć o zwiększenie ochrony prawnej pracowników, zastanowiły się nad wprowadzeniem nowych form zatrudnienia do Kodeksu pracy, to prawdopodobnie w Polsce nie byłoby 2,3 mln bezrobotnych, z tego aż 1 mln pracujących na czarno.
Związkowcy argumentują, że wydajność pracy w Polsce rośnie, a pensje nie. Dodatkowo przedsiębiorcy mają ok. 200 mld zł zgromadzonych na kontach. Czy powinni wydać te pieniądze na zwiększenie pensji swoich pracowników? Zdaniem związków - tak, bo pracodawców stać na "ozusowienie" umów bez szkody dla rynku pracy.
![]() | » Spełniają się najgorsze prognozy bezrobocia |
Kłopot w tym, że wydajność pracy mierzona jest wartością wyprodukowanych dóbr i usług, a nie liczbą godzin spędzonych w pracy. W Polsce wydajność wciąż jest 4 razy niższa niż w Niemczech. Zatem do wzrostu pensji potrzebne są inwestycje w nowsze, bardziej innowacyjne rozwiązania, które umożliwią nam produkowanie i sprzedaż droższych produktów. Wówczas podniesienie pensji nie będzie zwyczajną konsumpcją oszczędności, tylko będzie miało trwały charakter.
Co dobre dla związków, dobre i dla ZUS-u
W tej sytuacji rząd nie ma interesu w tym, aby nie zgadzać się z opinią związkowców. Donald Tusk pół roku temu powiedział, że nawet jeśli będzie presja związków zawodowych, to on nie zgodzi się na "ozusowienie" umów cywilnych. Czy dotrzyma słowa? Trudno powiedzieć, bo w końcu rozwiązanie zaproponowane przez związki zawodowe jest korzystne dla budżetu ZUS-u. Więcej młodych płacących składki to wręcz wybawienie dla tej instytucji.
Problem polega na tym, że jeżeli rząd ulegnie presji związkowców, to prawdopodobnie wielu młodych nie będzie miała żadnego dochodu. Studenci nie dostają zasiłków, więc dla ZUS-u to neutralna sprawa. Zagrożeni są też ludzie starsi, którzy dorabiają sobie do skromnej renty lub emerytury. Nie potrafię powiedzieć, czyje interesy reprezentuje strona związkowa, ale moim zdaniem na pewno nie przyszłych bezrobotnych.
Łukasz PiechowiakBankier.pl




























































