„Ta kroplówka z pożyczek zadziała, o ile nie podamy jej trupowi” - mówi w rozmowie jeden z polskich przedsiębiorców z branży meblarskiej, komentując założenia tarczy 2.0. Choć politycy prześcigają się w pomysłach na ratowanie biznesu, wiele osób postanowiło po prostu zawiesić swoje działalności.
Tylko w marcu 2020 roku złożono ponad 48 tys. wniosków o zawieszenie działalności, w analogicznym okresie rok temu było ich zaledwie 18 tys. Ci, którzy mogą, nie zwalniają i starają się wstrzymać oddech do kolejnych etapów odmrożeń gospodarki. Inni tracą kontrahentów, zwalniają pracowników i zamykają swoje biznesy.


Tarcza 2.0 nie dla wszystkich
– My nie możemy skorzystać z praktycznie żadnej pomocy oferowanej w ramach tarczy antykryzysowej. Prezes ma dwa biznesy pod jednym NIP-em, więc nie wykażemy straty wymaganej np. do dofinansowania do pensji. Na szczęście nie zwalniamy na razie nikogo, wszyscy pracownicy otrzymują 80 proc. tzw. postojowego – mówi w rozmowie z Bankier.pl menedżerka jednej ze śląskich kawiarni. Dodaje jednak, że szuka pomocy wszędzie. – Obdzwoniłam dzisiaj wszystkie urzędy, straciłam na to kilka godzin, a i tak dowiedziałam się, ze nic nam nie przysługuje. Mogę jedynie wnioskować o obniżenie opłaty za ogródek przynależący do lokalu. Pytałam, czy chociaż część kosztów z koncesji, którą opłacamy na rok z góry, będzie zwrócona przedsiębiorcom, jednak nikt nie był w stanie udzielić mi konkretnych odpowiedzi – uzupełnia.
Przeczytaj także
Do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej złożono w marcu tego roku 48 624 wnioski o zawieszenie firmy, w lutym było ich 19 042. Przed rokiem zarówno w lutym, jak i marcu takich pism przekazano zaledwie po ponad 18 tys.


Jakub, który prowadzi firmę budowlaną w województwie łódzkim, mówi, że problem jest np. w zwolnieniu ze składek ZUS, ponieważ nie zniesiono limitu przychodu 15 tys. – Będziemy mieli problem również z uzyskaniem dopłat do pensji pracowników, ponieważ nie wykażemy spadku przychodu. Faktury zostały powystawiane, inne sprawa, że nie zostaną opłacone – mówi w rozmowie z Bankier.pl.
Pożyczki szansą na utrzymanie biznesu
Największą nadzieję wśród przedsiębiorców budzą kredyty dla firm z dofinansowaniem i umorzeniem po roku do 75 proc. – Pożyczki z dofinansowaniem, o których cały czas jest mowa, zapowiadają się jako naprawdę dobra pomoc. Zobaczymy, jak będą wyglądały w praktyce, jeżeli chodzi o faktyczne limity pożyczek, bo to może się zmienić albo – jak zwykle – okaże się na końcu, że z hucznie zapowiadanych kwot można wziąć znacznie mniejszą kwotę. Jest tylko jeden bardzo duży problem. Ta „kroplówka” z tej pożyczki zadziała, o ile nie podamy jej trupowi, dlatego tak ważne jest w miarę możliwości szybkie odmrażanie gospodarki, bo może się okazać, że bardzo dużo firm będzie po prostu bankrutami, a wtedy najpierw będzie trzeba je reanimować – mówi Kamil, który prowadzi firmę z branży meblarskiej.
Jak zapowiadał Mateusz Morawiecki, mowa o kredytach, które mają być udzielane na podstawie oświadczeń firm składanych przez internet. Z pakietu 100 mld 25 mld zł będzie dostępne dla mikrofirm, 50 mld zł dla małych i średnich firm, a 25 mld zł dla dużych firm. 60 mld zł ma stanowić część bezzwrotną. Aby ubiegać się o świadczenie, które będzie udzielane na trzy lata, a spłata będzie zaczynać się w drugim roku, należy utrzymać działalność i obecny stan zatrudnienia.
Mimo trudnej dla wielu przedsiębiorców sytuacji spowodowanej koronawirusem nie widać na razie w rejestrach CEIDG wzrostu wniosków o zakończenie działalności, co więcej – po wzroście liczby zawieszonych firm można wnioskować, że właściciele chcą poczekać z ostateczną decyzją. W marcu 2020 roku takich pism złożono 11 680, a w analogicznym okresie rok temu – 13 280.


W oczekiwaniu na nową rzeczywistość
Podczas niemal wszystkich konferencji z przedstawicielami rządu padają pytania o szczyt zachorowań i o plany odmrożenia gospodarki, rzadko jednak padają konkretne odpowiedzi, bo niewielu jest w stanie przewidzieć nadchodzące wydarzenia. Menedżerka śląskiej kawiarni ma nadzieję, że w maju uda im się otworzyć lokal.
– Liczę bardzo, że lokale będziemy mogli otworzyć albo 4 maja, albo 11 maja. Jednak nie wiemy, czy uda nam się płynnie wejść z powrotem na rynek – komentuje. Zarówno w tej rozmowie, jak i innej, jakie przeprowadziłam z przedsiębiorcami, bardzo często słyszę „nie wiem”. – Nie wiemy, jakie będą nowe ograniczenia dla lokali gastronomicznych, czy będziemy musieli mierzyć temperatury. W maju mieliśmy zaplanowane 4 obiady komunijne, na razie zostały one przeniesione na wrzesień, ale nie wiemy, na które niedziele, więc musimy rezerwować wszystkie. Nie wiemy również, czy będą nowe limity osób przebywających w jednym lokalu, więc nie cieszymy się na zysk z tych imprez. Możliwe, że z 50-osobowego spotkania rodzinnego będzie mogło zjawić się 10 osób. Stoimy na jednej wielkiej niewiadomej – podsumowuje.
Co przedsiębiorcy proponują rządowi? – Kolejny krok powinien być znacznie odważniejszy. Trzeba radykalnie obniżyć podatki wszystkim. Kwota wolna powinna wzrosnąć przynajmniej do poziomu, jaką od lat mają politycy. Należy zmniejszyć koszty pracy, obciążenie na paliwie. Idealnym rozwiązaniem jest 1 proc. z przychodu zamiast podatku CIT, proste w liczeniu i nie trzeba kosztować się na doradców podatkowych. Można zmienić program 500+, który jest drogi w rozliczaniu, wystarczy „uwiązać” go do pracy. Po prostu przelałbym o 500 zł mniej do urzędu, a o tyle więcej pracownikowi. I tak płace księgowemu za rozliczenie, a to byłaby niewielka różnica dla niego. A ile pieniędzy zaoszczędzi budżet na transfery i wszystkie rozliczenia z tym dodatkiem? – pyta retorycznie Kamil, właściciel firmy z branży meblarskiej.