REKLAMA

Tam mieszkam: Peru

Malwina Wrotniak2012-11-29 06:00redaktor naczelna Bankier.pl
publikacja
2012-11-29 06:00

Płatne jest tu praktycznie wszystko, nawet przysługa. Położenie stolicy to jedna, wielka pomyłka. W wielu miejscach ludzie wyglądają tak, jakby dopiero co wyszli z cepelii.

Tam mieszkam: Peru
Tam mieszkam: Peru
fot. Hemera / / Thinkstock

Nie ma rzeczy, której brak przeszkadzałby mi w życiu w Peru - mówi Polak, Piotr M. Małachowski*.

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Niedawno gościliśmy w Chile, żeby dowiedzieć się m.in. że to najbezpieczniejszy i najbardziej stabilny gospodarczo kraj w całej Ameryce Południowej. Czym wyróżnia się Peru?

Piotr M. Małachowski: Peru to obecnie druga po Chile gospodarka regionu południowoamerykańskiego. Tegoroczny wzrost gospodarczy przekroczy 6%. Według raportu HSBC Global Research, Peru będzie notować wzrost gospodarczy powyżej średniej Ameryki Łacińskiej do 2050 roku. Ma to sprawić, że za niespełna 40 lat kraj ten przeskoczy dwadzieścia oczek w światowym rankingu gospodarczym opracowywanym przez World Economic Forum. Teraz jest na 44 miejscu.

Pan o gospodarce, a ja spodziewałam się jakichś prostszych skojarzeń. W powszechnej opinii Peru to jednak Machu Picchu. Wszystkie wielkie zabytki w którymś momencie wydają się tendencyjne, a mimo to, prawdziwie zachwyca się Pan miastem Inków.

Peru stało się zakładnikiem Machu Picchu. Z jednej strony to niezwykłe miejsce, które warto odwiedzić, ale z drugiej strony przesadna jego sława hamuje rozwój turystyki w innych częściach tego kraju. Wielu turystów pokonuje ponad tysiąc kilometrów z Limy tylko po to, by dotrzeć do tych inkaskich ruin. Po drodze nieświadomie mija wiele innych atrakcji, które nie są tak promowane jak Machu Picchu.

Machu Picchu - ikona tego kraju, fot. ThinkStock

Ze mną było podobnie. Dopiero z czasem odkryłem, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby podziwiać to miejsce, a przy okazji poznawać inne. Są nie mniej zachwycające, choć prawie w ogóle nieznane.

Chwali Pan ten cud świata, mimo że o cenach w położonej w miasteczku restauracji mówi się: to dobry materiał do przewodnika turystycznego dla milionerów i szejków arabskich.

Ma Pani rację. Dotarcie i zobaczenie Machu Picchu to rzeczywiście poważny wydatek. Problem polega na tym, że warto go ponieść. Niezwykłość tego miejsca rekompensuje z nawiązką spustoszony portfel.

"Wpływ autochtonów na dzisiejsze Peru jest stanowczo za mały", fot. ThinkStock

Niżej ceny są niższe? Zdarza się Panu jeszcze porównywać stawki do polskich?

Już nie. Nie mieszkam w Polsce od ponad dziesięciu lat. Nie mam nawet pojęcia, jakie są ceny nad Wisłą.

Na zakupach w Peru Piotrowi Małachowskiemu, Polakowi, brakuje czego?

Właściwie to niczego. Nie ma we mnie tęsknoty za polskimi produktami, w tym za standardowym bigosem czy kiszonymi ogórkami. Znajomi z Polski często pytają, co mi przywieźć i wtedy nie wiem co odpowiedzieć, by ich nie urazić, bo po prostu nie ma rzeczy, której brak przeszkadzałby mi w życiu w Peru.

Gdzie Pan na te peruwiańskie zakupy chadza? Hipermarkety wrosły się w krajobraz Peru?

Staram się nie robić zakupów w sklepach czy supermarketach, tylko na lokalnych targowiskach, których w Peru jest mnóstwo. Każdy ma swój koloryt i każdy cały czas wyzwala dawkę adrenaliny związaną z targowaniem się. Nie liczę przy tym naturalnego, niespiesznego i bezcennego kontaktu ze sprzedawcą.

Niestety, wielkie sieci coraz mocniej wrastają w peruwiański krajobraz. Ostatnio na przykład otworzono supermarket w Puno nad Jeziorem Titikaka. To pierwsza tego typu placówka na Altiplano - wielkim płaskowyżu andyjskim, na którym tysiąc lat temu narodziło się inkaskie państwo. Na szczęście ten postęp nie jest aż tak szybki. Na przykład w Cuzco - dawnej stolicy Inków - nadal nie ma galerii handlowej z prawdziwego zdarzenia. Nie ma nawet kina, choć pojawiło się ono w Iquitos, w sercu amazońskiej dżungli.

"Kolorowe, wręcz tęczowe, były szaty samych Inków. I tak zostało.", fot. ThinkStock

Pytam o ten krajobraz nie bez powodu. Warto chyba powiedzieć, że Peru to przecież 3 zupełnie różne światy: wybrzeże (costa), ogromne góry (sierra) i dżungla - Amazonia (selva). Każdą z tych krain przystosowano do życia?

To zależy, co przez to rozumieć. Ogólnie w każdej z nich można bez większych problemów mieszkać. Costa, Sierra i Selva to rzeczywiście trzy różne światy. Dodałbym do nich jeszcze jeden: Limę. Życie w stolicy jest zupełnie inne niż w innych regionach. W każdym z nich panują inne tradycje, je się inne potrawy, nosi inne stroje, a nawet mówi innym językiem, choć oczywiście hiszpański dominuje na terytorium całego kraju.

Podobno 25% wszystkich mieszkańców Peru stacjonuje właśnie w Limie. Stolicę ocenia Pan jako miasto mające do zaoferowania nie mniej niż choćby jej europejscy konkurenci?

Mieszkańców jest tam chyba nawet więcej. Oficjalnie prawie dziesięć milionów ludzi. Nieoficjalnie jest ich o trzy, cztery miliony więcej, a Peruwiańczyków jest w sumie trzydzieści milionów.

Co do samego miasta - jeśli ktoś znalazłby się w centrum Limy, nie wiedząc, że jest w stolicy Peru, mógłby odnieść wrażenie, że chodzi o jakieś europejskie miasto. W przeróżnych rankingach Lima wypada świetnie. Dla kogoś, kto nie boi się wyzwań, ma wykształcenie i jest cierpliwy, łatwiej tu o pracę. Bez problemu można też znaleźć mieszkanie i niszę na własną działalność.

Miasto powstało w zupełnie nietypowych okolicznościach przyrody. Rodzi to jakieś konsekwencje dla zabudowy mieszkaniowej?

Z perspektywy czasu można powiedzieć, że jeśli chodzi o położenie Lima jest jedną, wielką pomyłką. Miasto założył w styczniu 1535 roku przywódca hiszpańskich konkwistadorów Francisco Pizarro. Przed nim nikt z miejscowych nie wpadł na ten pomysł. Nie wpadł, bo limeński klimat nie służy ludziom.

"W przeróżnych rankingach Lima wypada świetnie. Dla kogoś, kto nie boi się wyzwań, ma wykształcenie i jest cierpliwy, łatwiej tu o pracę.", fot. ThinkStock

Pół roku jest tu bardzo gorąco, wręcz upalnie, bez kropli deszczu, a następne pół roku mgliście i mokro, niemal bez słonecznych dni. Ale Lima pełniła wtedy zupełnie inne funkcje. Była blisko oceanu. Konkwistadorzy woleli taką opcję, bo nie wiedzieli, czy nie będą musieli się ewakuować, gdyby podbój państwa Inków nie powiódł się. Teraz to prawdziwy, tętniący życiem moloch. Z powodu zagrożenia sejsmicznego, w Limie praktycznie nie występuje wysoka zabudowa, miasto więc jest niskie i wchłania coraz dalsze peryferia.

W Peru jest też inne ciekawe miasto… takie, które umarło. To, co mu się stało, to dobra turystyczna przynęta.

Pewnie ma Pani na myśli Yungay. Ta niewielka miejscowość faktycznie umarła - ponad czterdzieści lat temu została przysypana przez lawinę błota i kamieni podczas największego w historii Peru trzęsienia ziemi. Dziś to miejsce pamięci. Swoisty cmentarz bez nagrobków. Z żyjących tam raczej nikt nie walczy o zainteresowanie podróżnych. Poza tym, to w przeciwną stronę niż prowadzą klasyczne szlaki.

Jeśli mowa o turystyce - ta charakterystyczna dla Peru intensywność kolorów na tekstyliach, eksponowana na straganach i widokówkach – to dzisiaj głównie marketingowy zabieg czy faktyczny element krajobrazu?

Bardziej element krajobrazu. Na dodatek nie wzięty z sufitu. Kolorami zaczęła bawić się już kultura Nazca, która dominowała na  południu dzisiejszego Peru tysiąc lat przed Inkami. Kolorowe, wręcz tęczowe, były szaty samych Inków. I tak zostało. W Peru jest dużo miejsc, w których ludzie chodzą na co dzień tak, jakby dopiero co wyszli z cepelii. Strój i jego kolor może oznaczać wiele. Na przykład czapka z czerwonym pomponikiem po jednej stronie mówi, że jej właściciel szuka towarzyszki życia. Ale pomponik przekręcony w drugą stronę oznacza, że już ją znalazł, choć nie jest pewny, czy na całe życie. To nie są zatem tylko barwy, ale wyniesiony z tradycji styl życia.

Co by nie mówić, 45% peruwiańskiego narodu to Indianie. Ich wpływ na dzisiejszą kulturę kraju jest na tyle silny, żeby czuć się w Peru zupełnie inaczej niż w każdej innej części Ameryki?

Wpływ autochtonów na dzisiejsze Peru, mimo że jest ich tak dużo, jest, niestety, mały. Stanowczo za mały. W gospodarce, sztuce czy w telewizji dominują ludzie biali i Metysi. Dzieje się tak z wielu powodów, ale to temat na zupełnie inną rozmowę. Wracając do Pani pytania - tak, dzięki autochtonom można się w Peru poczuć inaczej niż w innej stronach Ameryki. Mają swoje enklawy, coraz bardziej zmagające się z nowoczesnością, do których nie jest łatwo dotrzeć. Ale warto. Takie spotkania uczą bardzo wiele. Przede wszystkim szacunku do człowieka i innego spojrzenia na własne życie.

A Polaków - też Pan spotyka? Podobno w Peru jest ich nadzwyczaj dużo. Znane są Panu powody tak nietypowego kierunku migracji?

Nie wiem, czy aż tak dużo, jak Pani myśli. Moim zdaniem nie więcej niż tysiąc. Część z nich nie mówi już nawet po polsku. To potomkowie starszej fali emigracji. Najnowsza to ludzie młodzi, którym podróżowanie po świecie nie sprawia problemów. Wybierają Peru z wielu powodów. Wspólnym mianownikiem jest chyba przekonanie o magii tego miejsca, które potem oczywiście podlega praniu w pralce o nazwie: codzienność. Mimo to, coś z tej magii zostaje: to niezwykła historia tego kraju, piękno i zdumiewająca różnorodność krajobrazów, a także peruwiańska kuchnia. Zgodnie z powiedzeniem, przez żołądek też można trafić do serca.

Peru to dobre miejsce na życie, na założenie polskiej rodziny?

Tak, choć nie jest to łatwe. Każdy, kto się za to zabierze, spotka się z wieloma problemami. Nie wszyscy osiągają i osiągną zamierzony cel. Ale każdemu z zainteresowanych życzę, aby się udało.

Dziękuję za rozmowę.

* Piotr M. Małachowski życie w Peru relacjonuje również na stronie kochamyperu.pl

Ceny w Peru*

Waluta: nuevo sol (nowe słońce)(1 PEN = 1,16 PLN)

1l mleka to koszt: w workach po 0,9l - 3 sole (ok. 3,50 zł), popularniejsze jest mleko skondensowane w puszkach - jedna kosztuje 2,50 sola (ok. 3 zł)

1l benzyny: benzyny nie sprzedaje się na litry, tylko galony. Cena różna, w zależności od regionu. Galon benzyny 90 oktanowej to koszt:

w Limie i na wybrzeżu 14 soli (ok. 16 zł)

w górach 15-17 soli (ok. 18 zł)

w dżungli 8-10 soli (ok. 10 zł)

3-pokojowe mieszkanie średniej klasy: zależy od miejsca, różnice są kolosalne. W Limie to koszt od 60 tysięcy dolarów wzwyż, głęboko w górach jest nawet o połowę taniej.

Inaczej niż w Polsce, odpłatne są: w Peru płatne jest praktycznie wszystko. Nawet przysługa. W dobrym zwyczaju jest wynagrodzić drobną kwotą na przykład podwiezienie autostopem czy pomoc przy przeniesieniu ciężkiej rzeczy z miejsca na miejsce.

Zdecydowanie tańsze niż w Polsce są: nie znam dokładnych cen w Polsce, ale wydaje mi się, że owoce, warzywa, naturalne soki i prasa.

* Na pytania odpowiada Piotr M. Małachowski, bohater Tam mieszkam: Peru

Źródło:
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (5)

dodaj komentarz
~Schlesier
Uwarzam, ze seria tam mieszkam, jest jedna z ciekawszych w polskich media ever. Jednak czasem w wywiadach brakuje spojnosci. W tym braklo mi rozwiniecia kwestii jak sie zyje w Peru a szczegolnie w Limie. Dobrze by bylo znalezc jakas rownowage miedzy roznorodnoscia danych wywiadow i miejsc a poruszeniem standardowych tematow. Uwarzam, ze seria tam mieszkam, jest jedna z ciekawszych w polskich media ever. Jednak czasem w wywiadach brakuje spojnosci. W tym braklo mi rozwiniecia kwestii jak sie zyje w Peru a szczegolnie w Limie. Dobrze by bylo znalezc jakas rownowage miedzy roznorodnoscia danych wywiadow i miejsc a poruszeniem standardowych tematow.

Pozdrawiam!
~dominikanin
Peru druga gospodarka w Ameryce Pld. ? A gdzie Brazylia ? Argentyna,Chile,Wenezuela,Kolumbia?
~kon-donek von tusk
taa, ja tam byc i ja znac bardzo dobże Peró! ja wogule znać cały świad i miec ta czapka co wy mnie widzieli na zdenciah ale wy jezdete anafawety i wy nigdy tam nie bndzieta - tu w Polska róbta co hceta pod warónkiem rze ja was kontroluja! a tam to wy tylko morzeta placem po mapie!
~endi
Jednak ceny w Peru są wysokie - litr mleka prawie 4 zł ...
~Ppp
Bardzo mi się spodobało zdanie:
„Po drodze nieświadomie mija wiele innych atrakcji, które nie są tak promowane jak Machu Picchu.”
To chyba częsty problem – nawet w Polsce, jak się jedzie do jakiegoś „słynnego miejsca”, warto sprawdzić to, co jest w promieniu 30-50km dookoła.
Bardzo mi się spodobało zdanie:
„Po drodze nieświadomie mija wiele innych atrakcji, które nie są tak promowane jak Machu Picchu.”
To chyba częsty problem – nawet w Polsce, jak się jedzie do jakiegoś „słynnego miejsca”, warto sprawdzić to, co jest w promieniu 30-50km dookoła. Np.
Dzierżgoń pod Malborkiem, Zwierzyniec pod Zamościem, czy Dzierżoniów pod Świdnocą.
Pozdr.

Powiązane: Tam mieszkam

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki