REKLAMA

Tam mieszkam: Afganistan cz. 2

Malwina Wrotniak2014-02-27 20:47redaktor naczelna Bankier.pl
publikacja
2014-02-27 20:47

Afganistan ogranicza życie obcokrajowca w wielu aspektach, a życie kobiety-obcokrajowca w naprawdę dużym stopniu. Trzeba (…) nie prowokować zaczepek czy po prostu molestowania. Chociaż to i tak się wydarzy – w mniejszym lub większym stopniu – opowiada w rozmowie z Bankier.pl Aleksandra Pawlik*, Polka od kilku lat mieszkająca w Kabulu. Mimo to przekonuje: – My tu wiedziemy w miarę normalne życie.

Tam mieszkam: Afganistan cz. 2
Tam mieszkam: Afganistan cz. 2
fot. stepnout / / Flickr

Malwina Wrotniak-Chałada, Bankier.pl: Popieram ideę, żeby nie mierzyć każdego skrawka Ziemi standardami Zachodu. Kiedy jednak w grę wchodzi zagrożenie elementarnych praw człowieka trudno, żeby nie budził się w tobie wewnętrzny bunt. Ostatnia zmiana afgańskiego prawa zabraniająca kobietom zgłaszania aktów przemocy jeśli oprawcą był ktoś z rodziny każe przypuszczać, że ten kraj jeszcze długo się zmieni. Co pod tym względem frustruje Cię najmocniej?

Aleksandra Pawlik: Zadajesz to pytanie, bo znasz odpowiedź – wiesz, że byłam zaangażowania w pracę z organizacjami walczącymi o prawa kobiet. I wiesz, że właśnie to jest dla mnie najcięższe do zniesienia. Było wiadome już od dawna, że Afganistan przesunie się w bardziej konserwatywnym kierunku. Kilka miesięcy temu rozmawiałam z jedną z aktywistek walczącą przy pomocy narzędzi prawa o lepszą sytuację kobiet. Powiedziała, że pierwszą ofiarą Talibów, związaną z wycofaniem się wojsk zachodnich z Afganistanu, będą właśnie prawa kobiet. To było dobrze powiedziane.

Reklama

afganistan polacy
Fot. Flickr - stepnout

Czy Afganistan jeszcze długo się nie zmieni? Wiesz – on już się zmienił. Całe pokolenie kobiet wyrosło w poczuciu, że czeka na nie szkoła, uniwersytet, że mogą pracować. Przynajmniej w miastach. Dwanaście lat od amerykańskiej interwencji przyniosło małe, dobre zmiany. Tylko sęk w tym, że takie zmiany są bardzo wrażliwe i nie przetrwają, jeżeli klimat w Afganistanie będzie zmierzał jeszcze bardziej w stronę konserwatyzmu.

O jakiej wizji swojego kraju opowiadają Afgańczycy, z którymi masz do czynienia?

Opowiadają o kraju bogatym w więzi społeczne. O tym, jak silne są związki pomiędzy jednostkami w rodzinie, pomiędzy rodzinami. Z drugiej strony to są bardzo często opowieści o tragediach kobiet zamkniętych bez wyjścia w cyklu przemocy domowej. W zależności od tego, z kim się rozmawia, ta opowieść jest inna.

polacy w afganistanie
Aleksandra Pawlik, fot. archiwum prywatne

Wśród młodej elity bardzo częsta jest chęć wyjazdu z Afganistanu, emigracja rodzeństwa. Wątek przygotowania do wyjazdu w razie, kiedy „sytuacja będzie naprawdę zła”, jak to już nieraz bywało w historii tego kraju. Opcja ewakuacji do Dubaju przewija się dosyć często. To też część wizji Afganistanu – Afganistanu, w którym nic nie jest pewne i trzeba mieć plan B.

Ufasz tu ludziom?

A czy Ty ufasz ludziom w Polsce? To chyba zależy od tego, z kim rozmawiasz, prawda? Wszędzie są ludzie godni zaufania i ludzie, z którymi lepiej się nie zadawać.

Najbardziej chronieni wydają się ci, którzy żyją w strefie bezpieczeństwa, tzw. green zone. Jak ten teren wygląda z perspektywy pozostałej części Kabulu, w której mieszkasz?

Green Zone to tylko nazwa. Dzielnica otoczonych wysokimi murami ambasad. To nie jest miejsce mniej czy bardziej bezpieczne niż reszta miasta. Może bezpieczniejsza tylko pod tym względem, że ludzie w niej mieszkający nie zawsze mogą ją opuścić, a to minimalizuje możliwość bycia w niewłaściwym czasie, w niewłaściwym miejscu. Oczywiście placówki dyplomatyczne mają w stosunku do nas, ludzi żyjących „w mieście”, ułatwione życie - dowożone dobrej jakości jedzenie i inne przyjemne rzeczy z kraju, który reprezentują. My nie mamy takich luksusów, ale od kilku miesięcy można dostać w Kabulu polskie ogórki kiszone, więc nie ma na co narzekać. Zasadniczo można kupić wiele ciekawych, importowanych produktów żywnościowy, z tym że są one niesamowicie drogie.

Ostrzeliwania i ataki, jakie zazwyczaj pokazują media z Afganistanu, to chyba mimo wszystko nie jest w Kabulu, który znasz, chleb powszedni?

To zależy kiedy. Wiosną 2013, kiedy Talibowie zapowiedzieli „wiosenną ofensywę”, strzały i wybuchy było słychać kilka razy w tygodniu. Druga część 2013 roku była spokojna. W każdym ataku ktoś gnie albo odnosi rany – taka przemoc nie może stać się chlebem powszednim, bo to chyba znaczy, że straciło się zdrowy osąd i czas wyjeżdżać.

Można nauczyć się z tym żyć i po oszacowaniu, jak daleko coś wybuchło – jeśli wystarczająco daleko – wrócić z powrotem do łóżka i uciąć sobie poranną drzemkę. Ale to nie jest tak, że pracując w Kabulu jestem pod ostrzałem snajperskim dzień i w nocy, uciekam przed wybuchami i pracuję w kamizelce kuloodpornej. My tu wiedziemy w miarę normalne życie.

Dla obcokrajowca największe ryzyko czai się chyba na ulicy. Byłaś świadkiem faktycznie niebezpiecznych sytuacji?

Któregoś dnia kiedy poszłam na zakupy i zostałam obrzucona przez jakichś wyrostków bryłkami lodu. Wydaje się jednak, że to nie była aż tak poważna sytuacja, jak to wtedy odczułam – tak naprawdę mi się nic nie stało. Przemoc jest w Afganistanie jedną z możliwych społecznych interakcji, więc bardzo często widzi się na ulicy coś, co można nazwać walką na pięści czy przepychaniem – na przykład kiedy miała miejsce stłuczka w kabulskim szalonym ruchu drogowym, a poszkodowani kierowcy nie mogą się dogadać. Zdecydowanie lepiej jest się wtedy nie wychylać.

afganistan
Fot. Flickr - Lauras Eye

Wydaje mi się, że najbardziej niebezpieczną sytuacją, jaką pamiętam był moment, w którym byłam w restauracji jakieś 400 metrów od miejsca, gdzie samobójca w kamizelce wybuchowej zapoczątkował wielogodzinny atak na międzynarodową organizację rozwojową. Szyby w restauracji zafalowały od fali powietrza po wybuchu. Na szczęście nie wpadły do środka, bo mogłyby poranić wiele osób. W takiej sytuacji nie wiadomo, co się wydarzy, zwłaszcza jeśli rozlegają się strzały z karabinów maszynowych i ciężko oszacować, jak daleko jest się od strzelających.

Po dwóch latach w Afganistanie pewnie masz już swój prywatny dekalog bezpieczeństwa?

„Nie kozacz” i „nie daj się zwariować”. Chodzi o to, żeby nie narażać się nie potrzebnie, ale też dać sobie szansę, żeby zrelaksować się i odpocząć. Można wybrać się na lekcje jogi organizowane przez ekspatów dla ekspatów, można spotkać się ze znajomymi, żeby pograć w gry planszowe. Można też pójść do restauracji dla ekspatów – to jednak nie zawsze jest bezpieczne, jak pokazała tragedia w Taverna du Liban, gdzie Talibowie zabili 21 osób, w tym ekspatów, najpierw wysadzając wejście do restauracji, a potem zabijając obecnych w niej gości. Sęk w tym, żeby znaleźć sobie miejsca i ludzi, do których można pójść i można się zwrócić.

Nie jest możliwe pozostanie w dobrej kondycji psychicznej, jeżeli ogranicza się swoje miejsce pobytu tylko i wyłącznie do strzeżonego terenu i biura. Nie przez kilka lat życia. Bardzo ważną częścią pracy w Afganistanie jest też wyjeżdżanie z niego, dla złapania dystansu do tego, co nas otacza. To jedna z moich zasad – wyjechać co najmniej raz na 6 miesięcy, a najlepiej co 3 miesiące – wraca się znacznie bardziej produktywnym zawodowo i podekscytowanym możliwościami, jakie daje praca tutaj.

Muszę zapytać cię jeszcze o jedną z kwestii finansowych. Żyjesz na terenie narażonym na działania terrorystyczne - klasyczny scenariusz, kiedy ubezpieczyciel nie ponosi odpowiedzialności za powstałe szkody. Jeśli ma być inaczej – składka idzie do góry. To oznacza, że gdzie jak gdzie, ale w Afganistanie koszt polisy musi być kosmiczny?

Wstyd się przyznać, ale przez pierwszy rok w Afganistanie nie byłam w pełni ubezpieczona. Koszt u jednego z polskich ubezpieczycieli za miesiąc, jeśli dobrze pamiętam, wynosił 700 czy 1700 złotych. W każdym razie nie byłam w stanie tego zapłacić. Miałam więc podstawowe ubezpieczenie, które nie obejmowało niczego, co mogłoby mi się stać przez atak terrorystyczny.

Kiedy zmieniłam pracę, o pełne ubezpieczenie zatroszczył się mój pracodawca i mówiąc szczerze, nie wiem nawet, ile ono kosztowało – pewnie kilkaset dolarów miesięcznie. W dobrych firmach i organizacjach pracujących w takich rejonach świata, jak Afganistan to standard, że pracownik dostaje ubezpieczenie w pakiecie.

Kiedy za jakiś czas Ty wyjedziesz, przyjadą kolejni. Widziałam w internecie Twój poradnik dla wybierających się do „Afgu”. Podtrzymujesz swoje rekomendacje? Co warto zabrać ze sobą z Europy, bez czego nadal trudno się tu obyć, co trudno dostać?

Ubrania i buty należy zabrać z Europy. Lekarstwa – zwłaszcza na zatrucia pokarmowe. Przez pierwszy rok chorowałam bardzo często, bo standardy higieny są tu zupełnie inne. Czyszczenie toalety i kuchni tą samą szmatką dla potencjalnej pomocy domowej nie jest niemożliwe, to powoduje zatrucia.

Wystarczająco dużo gotówki, bo w Afganistanie można wypłacać z bankomatów pieniądze, używając jedynie kart Maestro, ale już nie MasterCard. To był duży problem. Zdecydowanie podtrzymuję to, że trzeba się zaszczepić. Najlepiej na wszystko, co się da, a szczególnie na żółtaczkę i wściekliznę.

Czy coś jeszcze? Przed przyjazdem należy poczytać, gdzie się jedzie. Zrozumieć to, co się czyta. I postąpić zgodnie z tym, co dyktuje nam rozum. Bo to nie jest łatwe miejsce – zwłaszcza dla młodych kobiet.

"Chcę jechać do Kabulu i zobaczyć, jak żyją tam ludzie. Jak pracują. Co czytają" – tak mówiłaś przed Afganistanem. O którym miejscu myślisz dziś w ten sposób?

O żadnym. To jeszcze nie ten etap. Skończę moje obecne zawodowe zadanie, to zobaczę. Na razie jestem w Afganistanie.

Polecamy również lekturę pierwszej części wywiadu.

*Aleksandra Pawlik jest autorką bloga doafgu.blogspot.com.

Źródło:
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (4)

dodaj komentarz
~Janul
A ja chciałbym tam jechać i przywieźć sobie kobiete z Afgu tu do Europy , hmm tylko jak tam się dostać i wyjechać ?
~asd
Ale ja nie widzę, żadnego entuzjazmu po stronie tej kobiety, że akurat jest w tym miejscu. Wszystko traktuje jako wyzwanie i nic więcej. Właśnie ten stan i styl życia jest najważniejszy. A tutaj go nie widzę.
~bucia
Nie do końca rozumiem Twój sposób argumentacji. Jest wielu ludzi, którzy działają w organizacjach pozarządowych i wspierają lokalne inicjatywy i społeczności w różnych dziwnych miejscach świata, nie dlatego, że sprowadziła je tam miłość do Araba (??), tylko raczej pchnęła ich pasja i miłość do pracy. Ludzie często jeżdżą pomagać,Nie do końca rozumiem Twój sposób argumentacji. Jest wielu ludzi, którzy działają w organizacjach pozarządowych i wspierają lokalne inicjatywy i społeczności w różnych dziwnych miejscach świata, nie dlatego, że sprowadziła je tam miłość do Araba (??), tylko raczej pchnęła ich pasja i miłość do pracy. Ludzie często jeżdżą pomagać, wspierać, tak zwyczajnie, po ludzku. To takie trudne?
Ludzie wybierają różne ścieżki życia, ten cykl wywiadów jest właśnie o tym, i nie widzę nic złego, że ktoś się realizuje w sposób inny, niż na przykład ja.
~asd
Pewnie poznała jakiegoś Araba i miłość ją tam sprowadziła. Powiem tak, różnice kulturowe są czasami nie do przejścia. W tej sytuacji nie oszukujmy się, trzeba udawać kogoś innego, bo się chcę trochę pieniędzy zarobić. W takim razie to nie jest żadna miła praca, bo się z niej nie możesz cieszyć skoro Cie ogranicza. Pracujesz, żeby Pewnie poznała jakiegoś Araba i miłość ją tam sprowadziła. Powiem tak, różnice kulturowe są czasami nie do przejścia. W tej sytuacji nie oszukujmy się, trzeba udawać kogoś innego, bo się chcę trochę pieniędzy zarobić. W takim razie to nie jest żadna miła praca, bo się z niej nie możesz cieszyć skoro Cie ogranicza. Pracujesz, żeby mieć pieniądze i wydawać je na swoje zachcianki, a tu nie wiem na co wydawać może kobieta, która nie ma w tym kraju żadnych praw. To takie samooszukiwanie się.

Powiązane: Afganistan

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki