REKLAMA
TYDZIEŃ Z KRYPTO

RPP tnie stopy procentowe, ale rentowności obligacji 10-letnich ledwo drgnęły

Krzysztof Kolany2025-10-29 06:00główny analityk Bankier.pl
publikacja
2025-10-29 06:00

Za nami już cztery obniżki stóp procentowych w NBP. Tymczasem rentowności polskich długoterminowych obligacji skarbowych ledwo drgnęły i pozostają na poziomach zbliżonych do tego, co obserwowaliśmy rok czy dwa lata temu.

RPP tnie stopy procentowe, ale rentowności obligacji 10-letnich ledwo drgnęły
RPP tnie stopy procentowe, ale rentowności obligacji 10-letnich ledwo drgnęły
fot. helloRuby / / Shutterstock

Trzy tygodnie temu Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe o 25 pb., w przypadku stopy referencyjnej NBP schodząc do poziomu 4,50%. Była to już czwarta obniżka z rzędu, która sprowadziła koszty kredytu w banku centralnym do najniższego poziomu od maja 2022 roku. Ale najpierw w maju Rada ścięła stopy od razu o 50 pb., w lipcu dorzuciła -25 pb., a we wrześniu następne -25 pb. Zatem łącznie przez poprzednie pół roku stopy w NBP zostały obniżone o 125 pb.

I na tym pewnie się nie skończy. Ekonomiści zakładają 25-punktowe cięcie na listopadowym posiedzeniu RPP. W grudniu Rada tradycyjnie nie rusza stóp procentowych, ale zapewne będzie je obniżać w roku 2026. Choć zapewne znacznie wolniej niż w tym roku. Rynkowy konsensus zakłada sprowadzenie stopy referencyjnej NBP do 3,50%. W rezultacie krótkoterminowe stopy procentowe w Polsce znalazłyby się na najniższym poziomie od wiosny 2022 roku.

Krótki koniec w dół, a długi w bok

Każda taka obniżka stóp w wykonaniu RPP raduje dłużników zadłużonych w oparciu o zmienną stopę procentową. W tej grupie są przede wszystkim „stare” kredyty mieszkaniowe oraz kredyty dla przedsiębiorstw. Są to jednocześnie złe wiadomości dla oszczędzających, którzy otrzymają mniejsze odsetki z lokat czy z obligacji zmiennokuponowych. Ale najbardziej cieszyć powinien się minister finansów, dla którego niższe stopy w NBP to – ceteris paribus – niższe koszty obsługi szybko rosnącego długu publicznego. Tyle tylko, że rząd nie pożycza pieniędzy w Narodowym Banku Polskim (bo tego zakazuje mu Konstytucja RP), ale na rynku finansowym, emitując obligacje skarbowe.

I tu pojawia się pewien problem. O ile rentowności krótkoterminowych obligacji skarbowych (np. tych dwuletnich) grzecznie podążają za stopami w NBP, o tyle papiery długoterminowe zdają się żyć własnym życiem. Przykładowo, dochodowość polskich 2-latek wynosi obecnie 4,13% (czyli nawet mniej od bieżącej stopy referencyjnej NBP), podczas gdy jeszcze w marcu sięgała 5,50%. A zatem na tym „krótkim” odcinku krzywej terminowej resort finansów odczuł znaczącą ulgę, mogąc emitować nowy dług o prawie 1,5 pkt. proc. taniej niż jeszcze kilka miesięcy temu.

Jednakże im dalej w czas, tym gorzej. W przypadku papierów 5-letnich rentowność obniżyła się z 5,70% do 4,76%. Podobnie rzecz ma się z obligacjami 6-letnimi. Ale już prawie zupełnie niewrażliwe na decyzje RPP okazały się obligacje długoterminowe. Rentowność polskich obligacji 10-letnich wynosi obecnie 5,37%. To praktycznie tyle samo co w maju czy w lipcu, gdy stopy w NBP były istotnie wyższe. Ba, to ledwie o 60 pb. mniej niż w marcu, gdy rynek jeszcze nie wiedział, że Rada będzie tak ostro ciąć stopy krótkoterminowe.

Patrząc w dłuższym horyzoncie czasowym widzimy, że od wiosny 2023 roku rentowność polskich 10-latek waha się w przedziale 5,00-6,00%. I to niezależnie od tego, ile aktualnie wynoszą stopy w NBP. Nie jest to zresztą pierwszy taki przypadek w historii. Długoterminowe rynkowe stopy procentowe nie podążyły za decyzjami RPP także w roku 2006, w latach 2009-11 czy w roku 2013. Owszem, pewna konwergencja rentowności 10-latek i stóp krótkoterminowych wyznaczanych przez NBP z reguły daje się zauważyć, ale nie jest ona regułą.

Co nam chce powiedzieć rynek długu?

O ile poziom stóp krótkoterminowych w NBP zależy tylko i wyłącznie od widzimisię członków Rady Polityki Pieniężnej, to już stopy długoterminowe (zwykle utożsamiane z rentownością obligacji 10-letnich) ustala rynek. Czyli w decydującej mierze krajowi i zagraniczni inwestorzy instytucjonalni: banki, fundusze inwestycyjne i emerytalne, zakłady ubezpieczeń, etc. Rynek kieruje się tu kilkoma czynnikami.

Po pierwsze, wysokością oczekiwanej inflacji w długim terminie. I na tym odcinku Polska jako kraj w ostatnich latach poległa. Przez zaledwie 4 z poprzednich 71 miesięcy inflacja CPI kształtowała w ramach 2,5-procentowego celu NBP, który został trwale przekroczony i to zarówno w średnim, jak i długim terminie. Średnia (geometryczna) inflacja CPI za ostatnie 5 lat wyniosła 7,48%, za 10 lat to 4,48%, a za 20 lat ukształtowała się na poziomie 3,35%. Stąd też uczestnicy rynku długu mają prawo spodziewać się trwale podwyższonej inflacji CPI (np. rzędu 3-4%) także w kolejnych latach.

Po drugie, jest to ryzyko kredytowania polskiego rządu w dłuższym horyzoncie czasowym. Od ponad dwóch lat powszechnie wiadomo, że kondycja finansów publicznych Polski jest w fatalnym stanie. Roczne deficyty fiskalne trzeci rok z rzędu przekraczają 6% PKB, a dług publiczny właśnie dobija do konstytucyjnego limitu 60% PKB. Po czym do roku 2030 ma wzrosnąć do 75% PKB. Wraz z długiem rośnie też ryzyko kryzysu finansów publicznych i tę premię inwestorzy muszą sobie wkalkulować w wyceny obligacji.

Po trzecie, w roku 2020 definitywnie zakończyła się epoka niedodatnich stóp procentowych na świecie. W poprzedniej dekadzie globalny kapitał poszukiwał jakichkolwiek papierów przynoszących stały dochód w wysokości przynajmniej zbliżonej do oficjalnej inflacji CPI. A teraz ma w czy wybierać. 10-letnie obligacje skarbowe takich emitentów jak USA, Wielka Brytania czy Norwegia płacą 4% (lub nawet więcej). Znajdujące się w tym samym koszyku co polskie papiery z Chile oferują 5,5% rentowności w terminie do wykupu (YTM). Jest więc w czym wybierać. Tym bardziej, że rządy zadłużają się na potęgę i podaż obligacji skarbowych na świecie jest ogromna.

Co może zrobić inwestor indywidualny?

Z punktu widzenia polskiego inwestora indywidualnego taka sytuacja oferuje kilka opcji. Jeśli uważasz, że czeka nas nieuchronny kryzys finansów publicznych, to wiej z krajowego rynku długu i zamień polskie „skarbówki” na papiery brytyjskie (choć tam też nie jest za wesoło), amerykańskie czy nawet indyjskie (obecnie: 6,5% YTM). Jeśli jednak uważasz, że jak zwykle jakoś damy sobie radę, to prawie 5,4% rentowności na polskich 10-latakch nie wygląda aż tak źle. Może nie tak pociągające jak 9% trzy lata temu, ale wciąż przyzwoicie. Oczywiście mówimy tu o bezpośrednim i samodzielnym zakupie takiej obligacji na rynku Catalyst, a nie o inwestycji w fundusz obligacyjny czy ETF (bo to ekspozycja na zupełnie inne profil ryzyka).

Po drugie, pomimo konsekwentnie obniżanych kuponów w  ramach oferty detalicznych obligacji skarbowych nadal możemy sobie „zaklepać” stałe 4,90% w przypadku papierów 3-letnich. To wprawdzie znacznie mniej niż rok czy dwa lata temu (odpowiednio o jeden i dwa punkty proc.), ale prawdopodobnie wyraźnie więcej, niż w tym samym okresie zaoferują bankowe lokaty.

Po trzecie, cały czas w grze pozostają obligacje indeksowane inflacją CPI oferowane przez Ministerstwo Finansów. Mam tu na myśli nie tylko ostatnio mało popularne „antyinflacyjne” obligacje detaliczne (4-letnie COI i 10-letnie EDO), ale też dostępne na rynku Catalyst papiery IZ0836.  W obu przypadkach raczej nie ma co liczyć na powtórkę obligacyjnego Eldorado z lat 2022-23, ale oficjalną inflację CPI mamy dobrą szansę pokonać.

Reasumując, oderwanie się rentowności polskich obligacji 10-letnich od stóp w NBP nie musi być informacją jakoś przesadnie niepokojącą. Warto jednak od czasu do czasu zerknąć na ten rynek i zobaczyć, czy rentowność 10-letek nie zacznie rosnąć pomimo obniżek stóp w NBP. Poza tym rynek skarbowego długu wciąż oferuje przyzwoite stopy zwrotu dla cierpliwych i długoterminowych inwestorów.

Źródło:
Krzysztof Kolany
Krzysztof Kolany
główny analityk Bankier.pl

Absolwent Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Analityk rynków finansowych i gospodarki. Analizuje trendy makroekonomiczne i bada ich przełożenie na rynki finansowe. Specjalizuje się w rynkach metali szlachetnych oraz monitoruje politykę najważniejszych banków centralnych. Inwestor giełdowy z 20-letnim stażem. Jest trzykrotnym laureatem prestiżowego konkursu Narodowego Banku Polskiego dla dziennikarzy ekonomicznych. W 2016 roku otrzymał także tytuł Herosa Rynku Kapitałowego przyznawany przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. Telefon: 697 660 684

Tematy
Konta firmowe bez ukrytych opłat. Sprawdź najnowszy ranking
Konta firmowe bez ukrytych opłat. Sprawdź najnowszy ranking

Komentarze (4)

dodaj komentarz
zoomek
"Co może zrobić inwestor indywidualny?"
Kupić złoto (mamy korektę czyli okazję) i platynę żenująco tanią do złota.
Ale róbta co chceta - możecie iść w roszczenia denominowane w płacidle kreowanym na pstryk.
zoomek
"Po trzecie, w roku 2020 definitywnie zakończyła się epoka niedodatnich stóp procentowych na świecie."
Chyba tylko prawny przymus inwestowania w obligi (zamiast złota) sprawiał że fundy kupowały obligacje o wprost UJEMNYM oprocentowaniu. Ale należałoby zawiesić na gałęzi tych którzy zmuszają do niekorzystnego rozporządzania
"Po trzecie, w roku 2020 definitywnie zakończyła się epoka niedodatnich stóp procentowych na świecie."
Chyba tylko prawny przymus inwestowania w obligi (zamiast złota) sprawiał że fundy kupowały obligacje o wprost UJEMNYM oprocentowaniu. Ale należałoby zawiesić na gałęzi tych którzy zmuszają do niekorzystnego rozporządzania mieniem.
Nie sądzicie?
zoomek
Co bedzie warty piniunc za 10 lat?
Oto jest pytanie!

Powiązane: Inwestowanie

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki