Wszystko wskazuje na to, że górnicy dostali wszystko, czego żądali, a rząd poległ na wszystkich frontach. Niezależnie od sympatii politycznych i oceny obecnej władzy porażka „strony rządowej” oznacza straty dla nas wszystkich: to my – podatnicy – będziemy przez następne lata utrzymywać nierentowne kopalnie i patologiczne układy wszelakich „mafii węglowych”.


Co osiągnął rząd?
Porozumienie rządu ze związkowcami liczy 18 krótkich punktów. Kluczowe postanowienia pozostają enigmą i ich prawdziwe znaczenie poznamy dopiero w nadchodzących miesiącach. Ale pewne frazy mówią same za siebie:
„Strona związkowa zapewni warunki pokoju społecznego towarzyszące realizacji Planu Naprawczego Kompanii Węglowej SA i zakończenie protestów górniczych” – brzmi 17. (przedostatni) punkt Porozumienia. To jedyne, co osiągnął rząd.

A co osiągnęli związkowcy?
„Zarząd SRK S.A. gwarantuje przygotowanie w uzgodnieniu ze związkami zawodowymi (podkreślenie od red.) planów naprawczych zorganizowanych części przedsiębiorstwa wyżej wymienionych kopalni” – czytamy w punkcie 2. Po co związkowcy mają protestować, skoro osiągnęli wszystko, co chcieli? Czyli utrzymanie status quo, na które „ktoś” (czyli podatnik) będzie musiał wyłożyć dziesiątki miliardów złotych.
Kopalnie przeznaczone początkowo do likwidacji (bo tylko w ubiegłym roku wygenerowały 820 mln zł straty i pochłonęły ponad 120 mln zł nakładów inwestycyjnych) nadal będą „prowadzić eksploatację” – czytaj: przynosić straty. „Udziela się gwarancji zatrudnienia” (pkt. 10.) – czyli podatnicy nadal będą dotować miejsca pracy nie tylko górników, ale też pracowników administracji ze średnim wynagrodzeniem od 5 tys. zł w górę. Nie będzie także konsekwencji prawnych i dyscyplinarnych dla organizatorów i uczestników nielegalnych strajków w KW.
Reasumując: jakakolwiek „restrukturyzacja” niewydolnych kopalń będzie wymagała zgody związkowców, co w praktyce uniemożliwia przeprowadzenia jakichkolwiek zmian idących w kierunku zwiększenia wydajności pracy i wykorzystania zainwestowanego kapitału. Nawet wprowadzenie zapowiadanego przez rząd 6-dniowego tygodnia pracy zostanie poddane „negocjacjom” ze „stroną społeczną”.
Wątpliwości budzi też znalezienie „inwestora” dla 3 z 4 kopalń (jedną kupi państwowy Węglokoks), które pierwotnie rząd chciał zlikwidować. Przecież żaden prywatny inwestor nie kupi kopalni, na której nie będzie mógł zarabiać. Dlatego najprawdopodobniej w rolę „inwestora” wcielą się kontrolowane przez Skarb Państwa spółki energetyczne. Oznacza to przerzucenie strat górnictwa na energetykę, która z kolei przerzuci koszty na konsumentów prądu. W ostatecznym rozrachunku ktoś musi przecież zapłacić za utrzymanie uprzywilejowanego statusu związkowców.
Kto straci na finansowaniu górnictwa przez spółki energetyczne?
Ile to będzie kosztować?
Podpisując "Porozumienie..." rząd faktycznie zanegował niemal wszystkie fakty i wnioski zaprezentowane kilkanaście dni temu w ramach "Planu naprawczego dla Kompanii Węglowej". Jeśli wierzyć wyliczeniom ministerialnych analityków, to sobotnia umowa ze związkowcami będzie nas kosztować 15-20 mld zł.
Sobotnie „Porozumienie...” pokazuje, że porównywanie pani premier Ewy Kopacz z Lady Margaret Thatcher było farsą i komiczną megalomanią. Zamiast rozprawić się ze związkową arystokracją, szefowa rządu RP wybrała kapitulację bez walki.