Nowelizacja Rekomendacji T - co się zmieniło?
2013-05-02 09:28
publikacja
2013-05-02 09:28
Projekt nowelizacji Rekomendacji T w brzmieniu zaproponowanym przez KNF został przeanalizowany przez środowiska bankowe. W założeniu twórców projektu uzgodniona treść noweli miała zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2013 r., a banki miały ją wdrożyć w terminie trzech miesięcy.
Rekomendacja T weszła w życie w 2010 r. Dotyczyła dobrych praktyk w zakresie zarządzania ryzykiem detalicznych ekspozycji kredytowych. Była odpowiedzią regulatora na rozluźnioną politykę kredytową banków. Za cel stawiano sobie wprowadzenie limitów kredytowania w taki sposób, aby nie stwarzały zagrożenia dla gospodarki finansowej banków. Jednocześnie wprowadzono limity na kredytowanie detaliczne, aby zapobiec nadmiernemu kredytowaniu i zadłużaniu się kredytobiorców.
Nie można pominąć okoliczności i czasu, w jakim ją wprowadzano. Był to okres z jednej strony wzmożonej polityki regulacyjnej - w 2010 r. pojawiły się Rekomendacja A o instrumentach pochodnych, projekt Rekomendacji S II dotyczącej ekspozycji kredytowania nieruchomości i zabezpieczonych hipotecznie. Z drugiej strony, obserwowano rosnące zadłużanie się klientów, uzasadniona więc stała się obawa przed kredytami subprime, które poniekąd doprowadziły do słynnego credit crunch w Stanach Zjednoczonych. Rok wcześniej głównym tematem sektora bankowego były głośne spory opcyjnie, dyskutowano o ograniczeniach płynących z dyrektywy MIFID. Stąd też KNF zdecydowała się wprowadzić rekomendację, która miała za zadanie chronić i rynek bankowy, i klienta. Zresztą, co należy podkreślić, wprowadzeniu samej rekomendacji, towarzyszył szum medialny. Starano się przekonać i sektor, i klientów, że rynek bankowych kredytów detalicznych czeka prawdziwa rewolucja. Na tej fali banki zachęcały klientów do brania kredytów przed wprowadzeniem rekomendacji; co było trochę jak bajka o żelaznym wilku. Tymczasem upłynęły niecałe dwa lata i w 2012 r. rynek finansowania detalicznego wyglądał inaczej niż w momencie wprowadzenia Rekomendacji T.
Zbyt restrykcyjna?
W grudniu 2011 r. weszła w życie znowelizowana ustawa o kredycie konsumenckim. W jej rozumieniu nie może on przekroczyć kwoty 255 550 zł. Zatem pojawiła się możliwość udzielania znacznych sum tytułem kredytu konsumenckiego. Z tej możliwości skorzystały przede wszystkim podmioty niebankowe. Na rynku polskim pojawiły się firmy pożyczkowe, które oferowały klientom finansowanie w ramach kredytu konsumenckiego. Często przy lżejszych wymaganiach co do zdolności kredytowej niż banki. Tym samym realna stała się możliwość odpływu klientów detalicznych z banków na rzecz podmiotów niebankowych. Zdarzały się także przypadki cynicznego wykorzystywania potrzeb finansowych klientów przez firmy krzaki obiecujące szybkie pożyczki gotówkowe bez BIK-u. Wreszcie lato 2012 r. żyło losami pewnej firmy finansowej, która oferowała klientom lokaty oparte na inwestycjach w metale szlachetne. Obecnie znajduje się ona w stanie upadłości likwidacyjnej i poszkodowani klienci będą dość długo czekać na odzyskanie choćby części zainwestowanych środków. Przy okazji przez media przetoczyła się dyskusja na temat wiarygodności podmiotów niebankowych oferujących finansowanie. W prasie pojawił się termin shadow bankingu, odnoszący się do świadczenia usług bankowych przez podmioty niebankowe. Przy okazji do jednego worka wrzucono podmioty niebankowe i firmy finansowe shadow banking, określając je zbiorowym terminem parabanków. Firmy pożyczkowe także zaczęto uznawać za parabanki, pomijając znaczenie tego terminu w doktrynie prawa bankowego, która to za parabanki uważa te podmioty niebankowe, które działają z upoważnienia ustawowego (tj. oddzielnej dedykowanej tym podmiotom ustawy), świadczą usługi podobne do banków - takie jak choćby instytucje pieniądza elektronicznego. Choć jednak w dyskusji często brakowało rzeczowych argumentów, to jednak obecny był postulat ingerencji regulatora w materię finansowania niebankowego. Mówiło się o stworzeniu kodeksu dobrych praktyk dla sektora pożyczkowego. Na razie jednak nic takiego się na rynku nie pojawiło, więc zaczęto brać pod uwagę wprowadzenie zmian do już istniejących regulacji w taki sposób, aby sektor bankowy mógł rozluźnić gorset sztywnych zapisów kredytowania detalicznego.
W jakim kierunku pójdą zmiany?
Projekt nowelizacji Rekomendacji T zakłada podział banków na te, które mogą stosować uproszczone zasady oceny zdolności kredytowej i te, które będą działały na starych zasadach. Uproszczone zasady oceny zdolności kredytowej będą mogły stosować jedynie te banki, które w okresie ostatnich sześciu miesięcy spełniały łącznie następujące wymogi ostrożnościowe: współczynnik wypłacalności na poziomie powyżej 12 proc., współczynnik kapitałowy Tier 1 na poziomie powyżej 9 proc., wszystkie normy płynności określone uchwałą KNF wydanej na podstawie art. 137 pkt 3 ustawy prawo bankowe oraz wynik badania i oceny nadzorczej w zakresie ryzyka kredytowego i zarządzania nie niższy niż 2,5 (od 1 stycznia 2014 r.). Co ciekawe, zgodnie z wymogami ustawy prawo bankowe (art. 128 ust. 1 pkt 3), bank jest zobowiązany utrzymywać współczynnik wypłacalności na poziomie 8 proc., wymóg 12 proc. dotyczy jedynie banków po pierwszym roku prowadzenia działalności bankowej. Tym samym istotne staje się pytanie, czy taki zapis rekomendacji będzie ważny, skoro zawiera surowsze normy niż ustawa i nie jest aktem prawa powszechnie obowiązującym rozumieniu art. 87 Konstytucji RP. Zastosowanie tak surowych wymogów może dla banków oznaczać niższy niż 12 proc. współczynnik kapitałowy z odpływem klientów do tych, które mogą wykorzystać fakt stosowania uproszczonych zasad oceny zdolności kredytowej w celach reklamowych.
Bank będzie mógł zastosować uproszczone zasady oceny zdolności kredytowej jedynie do pewnej kwoty granicznej. I tak, zgodnie z projektem, kwoty graniczne będą wynosiły: w przypadku kredytów i pożyczek ratalnych - wnioskowana kwota zobowiązania nie może przekraczać dwukrotności przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw dla klientów o co najmniej sześciomiesięcznej współpracy z bankiem wnioskowana kwota zobowiązania nie może przekraczać trzykrotności przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw dla klientów o co najmniej dwunastomiesięcznej współpracy z bankiem wnioskowana kwota zobowiązania nie może być wyższa niż sześciokrotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia. Zaś co do pozostałych klientów (czyli w sumie tych niemających za sobą wymaganej historii współpracy z bankiem), graniczna kwota zobowiązania, przy której można stosować zasady uproszczonej oceny zdolności kredytowej, nie może przekroczyć połowy przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. Podsumowując, punktem odniesienia dla banków do stosowania uproszczonej oceny będzie wysokość przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia przedstawiana przez GUS. Z obecnych danych GUS (kwota z listopada 2012 r) wynika, że przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw to kwota brutto 3780,64 zł. Zatem potencjalni kredytobiorcy banku, którzy nie posiadają historii współpracy z nim, będą mogli pożyczyć do ok. 1900 zł, natomiast najwyższą kwotą kredytu detalicznego czy pożyczki (gdzie można stosować uproszczone zasady oceny zdolności kredytowej) jest kwota 6 x 3780,64, czyli ok. 22,6 tys. zł.
Jak oceniać dochody?
Projekt Rekomendacji T wprowadza wskaźnik DtI (ang. Debt to Income, dług do dochodów). Dla przypomnienia, obowiązująca rekomendacja nie posługuje się expressis verbis wskaźnikiem DtI, ale mówi (rekomendacja 10) o badaniu i określaniu przez bank limitów co do relacji wydatków związanych z obsługą zobowiązań kredytowych do średnich dochodów netto. Ten wskaźnik obecnie wynosi nie więcej niż 50 proc. dla klientów detalicznych o dochodach netto nieprzekraczających poziomu przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, z kwotą graniczną 65 proc. Ten zapis w obecnej Rekomendacji T był uznawany za najbardziej kontrowersyjny i prowadzący do zahamowania polityki kredytowej banków. Czas pokazał, że krytycy tego zapisu mieli trochę racji. Może nie spowodował on zaciskania pasa kredytowego przez banki, ale raczej odpływ klientów do podmiotów niebankowych. Których, co ważne, nie obowiązują zapisy rekomendacji KNF. Projekt nowelizacji Rekomendacji T odchodzi częściowo od tych kwotowych ograniczeń, pozwalając bankom samodzielnie ustalić maksymalny poziom wskaźnika DtI. Przy czym powinien on być określony w zatwierdzonej przez radę nadzorczą banku strategii zarządzania ryzykiem. Tym samym KNF z jednej strony odchodzi od procentowych limitów, a z drugiej wprowadza nowe ograniczenia dotyczące kredytowania przy zastosowaniu uproszczonych zasad oceny zdolności kredytowej. Z punktu widzenia klienta mogą być to zmiany decydujące w praktyce o wybraniu oferty danego banku czy skorzystaniu z oferty podmiotów niebankowych.
Co ciekawe, projekt nowelizacji wprowadza termin banku istotnie zaangażowanego. Jest nim bank, w którym udział portfela detalicznych ekspozycji kredytowych przekracza 2 proc. wartości detalicznych ekspozycji kredytowych dla całego sektora bankowego. Bank określa ten udział na podstawie danych ogłaszanych przez KNF na koniec roku. Projekt nowelizacji Rekomendacji T przewiduje dodatkowe wymogi dla takich banków. I tak np., banki istotnie zaangażowane powinny określić poziom apetytu na ryzyko także w drodze ustalenia dodatkowych limitów portfela i podportfeli detalicznych ekspozycji kredytowych. Zmianom uległy zapisy dotyczące relacji z klientami. Obecnie obowiązująca Rekomendacja T (rekomendacja 23) stawiała na zachowanie symetrii informacyjnej w relacji bank - klient. Zapisy te stanowią niejako pokłosie sporów opcyjnych i zapisów dyrektywy MIFID. Zwracano uwagę na asymetrię informacyjną, w tym na fakt, że zabrakło ze strony banków rzetelnych i zrozumiałych informacji w zakresie ryzyk związanych z umowami na derywaty. Zapisy Rekomendacji T miały przeciwdziałać tym praktykom i wpisywały się w europejski nurt stawiania na szczerość na linii bank - klient.
Proponowane w projekcie zmiany w zakresie relacji z klientami odnoszą się w głównej mierze do kredytu konsumenckiego. Rekomendacja 19, zawarta w nim, nakłada na banki wymóg posiadania pisemnej procedury wewnętrznej dotyczącej sposobu i zakresu informowania klienta ubiegającego się o kredyt detaliczny, zgodnie z wymogami ustawy o kredycie konsumenckim. Dodatkowo przy kredytowaniu w walucie innej niż ta, w której klient osiąga dochód, bank powinien poinformować kredytobiorcę w kwestii spreadów walutowych. Gwoli przypomnienia, w 2011 r. wprowadzono do ustawy prawo bankowe, na fali sporów o spready, przepis dotyczący kredytowania w obcej walucie (art. 69 ust. 3). Stąd też i w projekcie nowelizacji pojawił się zapis o spreadach walutowych. W porównaniu z wersją obowiązującą, projekt ogranicza też zapisy dotyczące zabezpieczenia kredytów. Obecna rekomendacja zawiera dość szczegółowe regulacje w zakresie zabezpieczeń. Posługuje się ona wskaźnikiem LtV (ang. Loan to Value, pożyczka do wartości) - czyli relacji kwoty ekspozycji kredytowej do wartości zabezpieczenia. Projekt odchodzi od tak szczegółowych zapisów, rekomendacja 15 stanowi raczej wyciąg/podsumowanie najistotniejszych i jednocześnie ogólników kwestii zawartych w wersji obowiązującej.
Przy rozważaniu proponowanych przez KNF zmian w treści Rekomendacji T pojawia się pytanie - czy nie zostanie wylane dziecko z kąpielą. Przecież w założeniu miała ona chronić sektor bankowy i jego klientów, a przyczyniła się poniekąd do migracji konsumentów do podmiotów niebankowych. Projekt nowelizacji z pozoru łagodzi ograniczenia kredytowe dla banków. Choć jednak mają zostać zniesione limity procentowe w zakresie kredytowania, to wprowadza się w zamian nowe limity dla banków. Tym samym uzasadniona wydaje się obawa, że przekaz KNF zawarty w projekcie nie będzie czytelny dla przeciętnego Kowalskiego. Dowie się on, że owszem już nie obowiązuje limit 65 proc., ale teraz jest wymóg jakichś 12 proc. jakiegoś współczynnika i jakichś tierów. I w dodatku, dotyczy on banków, a nie klientów. Kolejny problem, to różnicowanie wymogów rekomendacji w stosunku do banków istotnie zaangażowanych i pozostałych. Tę propozycję skrytykowało zresztą środowisko bankowe. Kryteria podziału banków nie są czytelne dla masowego odbiorcy i mogą w konsekwencji wywołać efekt odwrotny od zamierzonego. Pytanie tylko - jaki ma być ten zamierzony efekt?
Beata Paxford
Autorka, dr nauk prawnych, jest adwokatem i adiunktem w katedrze prawa handlowego Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Źródło: