Jemeńscy rebelianci Huti poinformowali, że w piątek miał miejsce nalot na stolicę Jemenu, Sanę. O przeprowadzenie tego ataku oskarżyli Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię.


Rebelianci, którzy kontrolują Sanę, oświadczyli na swoim kanale w Telegramie, że piątkowy atak był "amerykańską i brytyjską agresją". Jak pisze agencja AFP, świadkowie mówili o eksplozji w stolicy Jemenu.
Izrael, USA i Wielka Brytania nie ustosunkowały się do tych oskarżeń.
Izraelskie wojsko poinformowało w sobotę rano, że przechwyciło rakietę wystrzeloną z Jemenu. Zgodnie z protokołem bezpieczeństwa - jak podaje agencja AFP - w środkowej części Izraela włączono syreny alarmowe.
W czwartek ataki na Jemen, w tym na międzynarodowe lotnisko w Sanie, przeprowadził Izrael. Zginęło sześć osób, a nalot odbył się podczas wizyty w tym kraju szefa Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa.
W środę premier Izraela Benjamin Netanjahu oświadczył, że "także Huti odbiorą tę samą lekcję co Hamas, Hezbollah i reżim Asada". Dzień później dodał, iż władze Izraela "są zdeterminowane odciąć to terrorystyczne ramię osi Iranu". Iran finansował i wspierał szyickich Huti podczas rebelii wymierzonej w rząd Jemenu. (PAP)
zm/ kar/ sp/