
Image licensed by Ingram Image
Krótko o faktach
Bezrobocie we wrześniu wyniosło 12,4%, co przekłada się na 2 miliony ludzi bez pracy. Z tego 600 tysięcy w rzeczywistości pracuje, ale na czarno, w szarej strefie. Ci ludzie nie płacą składek do ZUS-u ani podatku dochodowego i nie podlegają ochronie pracowniczej. Jednocześnie korzystają z dóbr publicznych. Co czwarty bezrobotny jest poniżej 25. roku życia. Osoby w wieku powyżej 55 lat średnio poszukują zatrudnienia 2,5 roku. Wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn jest podnoszony do 67. roku życia.
W Polsce pracuje ponad 16 mln ludzi, którzy muszą utrzymać pozostałe 22 mln: dzieci, emerytów, rencistów i osoby uważające się za niezdolne do jakiejkolwiek pracy. Płaca minimalna wynosi 1500 zł brutto, z czego pracownik otrzymuje tylko 1111 zł, a pracodawca łącznie z podatkami płaci 1812 zł. Klin podatkowy wynosi ok. 40%. W administracji publicznej zatrudnionych jest ok. pół miliona ludzi. W całym sektorze publicznym na koszt podatników żyje ponad 2 mln Polaków. Prywatnych firm mamy od 2,5 do 3 mln.
Uelastycznienie umów o pracę
Dr Bogusław Półtorak, główny ekonomista Bankier.pl: Liczba osób zatrudnionych w Polsce przekroczyła 16 milionów, co jest wartością największą od czasów transformacji. Niemniej jednak w oficjalnych statystykach stopy bezrobocia ta zmiana jest niewidoczna. Przyczyną jest wydłużanie wieku emerytalnego, co zwiększa grupę osób poszukujących pracy. Jednocześnie na rynku pracy nadal widać piętno szarej strefy.
Znaczna część zarejestrowanych bezrobotnych faktycznie podejmuje pracę. Zachęca ich do tego nadmierny fiskalizm państwa, a jednocześnie przestarzały system ubezpieczeń zdrowotnych. Pomysły na poprawę sytuacji na rynku pracy przytaczano bardzo wiele. Jednak kluczowe wydaje się stworzenie warunków dla wzrostu gospodarczego. Transfer środków unijnych i proste rezerwy wzrostu po prostu wyczerpały się. Powrót na ścieżkę 5-6 proc. dynamiki wzrostu gospodarczego, który jest warunkiem zmniejszania bezrobocia, wymaga radykalniejszych zmian strukturalnych. Polsce nie sprzyja kryzys w strefie euro i ciągłe pozostawanie poza nią.
Brak finansowania gospodarki i ograniczenie popytu zewnętrznego ze strony krajów europejskich stanowią największe ograniczenie w perspektywie średnio- i długoterminowej. Krótkoterminową szansą mogłoby być wprowadzenie zmian uelastyczniających rynek pracy i zrównujących zasady umów o pracę z umowami cywilnoprawnymi, ale na warunkach tych ostatnich. Rekompensatą dla budżetu mogłaby być wyższa stawka podatku VAT.
Zlikwidować płacę minimalną
Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl: W wolnorynkowej gospodarce problem bezrobocia nie istnieje. Niestety, w Polsce rynek pracy obwarowany jest restrykcjami prawnymi, które tworzą bezrobocie. Aby się go pozbyć, trzeba by obniżyć horrendalnie wysokie opodatkowanie pracy, czyli przede wszystkim przymusowe „składki” na ZUS. Zlikwidować płacę minimalną oraz znieść kodeks pracy i przywileje chroniące pracowników przed zwolnieniami. Ci ostatni muszą w końcu zrozumieć, że im łatwiej jest pracownika zwolnić, tym łatwiej będzie mu też znaleźć zatrudnienie. Powinni też zapomnieć o bezpieczeństwie etatu i pracy w jednej firmie aż do emerytury.
Drugą kwestią jest patologiczny system zasiłków socjalnych, który sprawia, że podjęcie pracy za mniej niż trzy tysiące złotych na rękę jest dla wielu ludzi po prostu nieopłacalne. Bo tracą prawo do zasiłków i praca im się zwyczajnie nie opłaca. Po trzecie, wystarczyłoby objąć wszystkich Polaków „ubezpieczeniem” w NFZ, aby z rejestrów bezrobotnych wypisało się kilkaset tysięcy osób, cudownie obniżając stopę bezrobocia o kilka punktów procentowych.
Obniżać koszty pracy
Piotr Lonczak, analityk obszaru Inwestowanie Bankier.pl: Polski rynek pracy ma tylko jeden problem – przerośnięte pozapłacowe koszty pracy. Dzisiaj pracownik zatrudniony za minimalne wynagrodzenie kosztuje pracodawcę ponad 1,8 tys. złotych, natomiast otrzymuje zaledwie 1,1 tys. złotych. Taka sytuacja ma wiele niepożądanych konsekwencji. Po pierwsze, pracownik ma niewielką motywację do podjęcia pracy ze względu na niskie wynagrodzenie. Po drugie, istnieje silna pokusa, aby zatrudniać pracowników w szarej strefie. Takie rozwiązanie jest korzystne dla pracownika oraz pracodawcy, lecz nie służy kondycji budżetu i systemu ubezpieczeń społecznych.Pracownik zatrudniony nielegalnie korzysta jednak z opieki zdrowotnej i dóbr publicznych, za których utrzymanie płacą ludzie zatrudnieni zgodnie z przepisami. Osoba pracująca w szarej strefie naraża się ponadto na niebezpieczeństwo nieprzestrzegania przepisów dotyczących bezpieczeństwa i czasu pracy. Liczbę pracujących w szarej strefie ocenia się na 600 tys. osób. W tym miejscu tkwi potencjalne źródło dochodów dla budżetu i systemu ubezpieczeń społecznych. Skuteczną odpowiedzią na dzisiejszy stan rzeczy może być jedynie obniżenie pozapłacowych kosztów pracy, które prowadzą do unikania płacenia należnych podatków. Drugim krokiem powinno być zdecydowane egzekwowanie obowiązującego prawa, czyli karanie za nielegalne zatrudnianie pracowników.
Uczyć młodych przedsiębiorczości
Grzegorz Marynowicz, analityk Bankier.pl: Aż 60 procent studentów IV i V roku chce założyć własną firmę – wynika z badania przeprowadzonego przez Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości. Niestety, jak pokazuje analiza sporządzona przez Wyższą Szkołę Zarządzania i Administracji w Opolu, jedynie kilkanaście procent studiujących ostatecznie decyduje się na prowadzenie własnego biznesu.Dlaczego młodzi ludzi nie zakładają własnych firm? Między bajki można włożyć opowieści o skomplikowanej procedurze rejestracji firmy. Jeśli dla młodej osoby kilka dni w urzędzie jest czynnikiem zniechęcającym, to lepiej, żeby nie zaczynała przygody z biznesem. Również brak kapitału jest coraz mniejszym problemem. Inkubatory technologiczne, anioły biznesu, fundusz mikro, fundusze unijne, dotacje z urzędu pracy i inne inicjatywy powodują, że ta bariera, choć ważna, staje się coraz mniej dotkliwa. Rzeczywistym problemem są natomiast: wysokość składek ZUS, skomplikowane i niejednoznaczne przepisy oraz niesprawny aparat państwowy.
Zdecydowane i skoordynowane działania, koniec finansowania "walki z bezrobociem"
Łukasz Piechowiak, analityk Bankier.pl: Problemów jest mnóstwo. Większość dotyczy wysokości opodatkowania i skomplikowania systemu podatkowego. Istotne są też bariery administracyjne, czas pracy, rzeczywiste funkcje urzędów pracy, system kredytowy i wymiar sprawiedliwości. Każdy z tych czynników ma wpływ na wzrost lub spadek bezrobocia.Możemy dryfować w świecie marzeń, gdzie te problemy przestają istnieć z dnia na dzień po wprowadzeniu stosownej ustawy. W rzeczywistości na gruncie zlikwidowanego systemu szybko powstanie nowy twór, bardzo podobny do obecnego. Stąd najpierw należy odpowiedzieć na pytanie, co jest konieczne do tego, aby system ewoluował we właściwym kierunku, a nie zniszczyć go z dnia na dzień.
Bezwzględnie trzeba zmienić sposób redystrybucji dochodów w postaci płaconych składek i wypłacanych z nich zasiłków – być może z części należy zrezygnować. Następnie stopniowo zmieniać kodeks pracy, włączając do niego umowy cywilnoprawne, a jednocześnie odrobinę poluzować umowy o pracę, np. w kwestii czasu pracy, okresów wypowiedzenia i regionalizacji płacy minimalnej. Warto się zastanowić nad okresowym zwolnieniem przedsiębiorców z konieczności płacenia ZUS-u i rejestrowania działalności gospodarczej. Nie zmienia to faktu, że wszystkie zmiany muszą uwzględniać cięcia wydatków z budżetu i być skoordynowane z nimi. W przeciwnym wypadku uzyskamy 300 tys. bezrobotnych mniej, którzy zaczną zarabiać po 1100 zł netto bez szans na więcej.
/Bankier.pl





















































