Podczas poniedziałkowej sesji S&P500 i Nasdaq ustanowiły nowe rekordy wszech czasów. Inwestorom do gustu przypadł raport o dochodach i wydatkach Amerykanów.


Tuż po rozpoczęciu sesji S&P500 poprawił swój śródsesyjny rekord z 21 września. Od dziś nowe maksimum tego indeksu wynosi 2949,51 pkt. Na koniec dnia S&P500 znalazł się na wysokości 2943,03 pkt., czyli o 0,11% wyżej niż przed weekendem.
Kolejną sesję z rzędu historyczne rekordu śrubował Nasdaq Composite, który zwieńczył poniedziałkowy handel zwyżką o 0,19%, osiągając poziom 8161,85 punktów. Wciąż poniżej zeszłorocznego szczytu wszech czasów znajduje się Dow Jones, który zyskał ledwie 0,04%.
Od początku kwietnia handel na Wall Street przebiega w dość spokojnej atmosferze. Przy niewielkiej zmienności rynek poprawia historyczne maksima, korzystając z nie tak złych jak się obawiano wyników spółek. Od Bożego Narodzenia S&P500 urósł o przeszło 25%, zaliczając najlepszy początek roku od dwóch dekad.
Wydaje się, że zasadniczymi przyczynami stojącymi za ostatnimi czterema miesiącami wzrostów cen akcji jest z jednej strony ulga, że światowa gospodarka (jeszcze?) nie popadła w recesję i że wyniki spółek nie są tak słabe, jak sądzono. Z drugiej strony stoi nadzieja na porozumienie handlowe Stanów Zjednoczonych z Chinami, którego jednak wciąż nie ma, choć negocjacje podobno wchodzą w kluczową fazę.
I wreszcie mamy czynnik prawdopodobnie decydujący - czyli noworoczną zmianę w polityce monetarnej Rezerwy Federalnej. Fed, który jeszcze w grudniu chciał podnosić stopy procentowe i redukować bilans (QT), już zapowiedział, że próba normalizacji polityki monetarnej po dekadzie kredytowych ekscesów została wstrzymana. I prawdopodobnie zakończona.
W tym nastawieniu inwestorów utwierdziły najnowsze dane makroekonomiczne. Marcowy raport o dochodach i wydatkach Amerykanów pokazał nieoczekiwany wzrost tych drugich (aż o 0,9% mdm przy prognozach rzędu 0,6%) przy jednoczesnej stagnacji tych pierwszych (tylko +0,1% wobec oczekiwanego wzrostu o 0,4% mdm). Był to najsilniejszy miesięczny wzrost wydatków Amerykanów od blisko 10 lat!
Mało kto przejmował się spadkiem stopy oszczędności Amerykanów. W komentarzach podkreślano za to stłumioną presję inflacyjną. Tzw. bazowy deflator wydatków konsumpcyjnych (PCE core) - czyli ulubiona miara inflacji w Rezerwie Federalnej - nieoczekiwanie obniżył się z 1,7% do 1,6%. Taki odczyt zapewne zdejmuje ze stołu temat podwyżek stopy funduszy federalnych i powoli toruje drogę spekulacjom o ich obniżce. Najbliższe posiedzenie kierownictwa Fedu zaplanowane jest na najbliższy wtorek i środę.
Krzysztof Kolany

























































