Wielu kredytobiorców spłacających zobowiązania walutowe znalazło się w sytuacji przypominającej mitycznego Syzyfa. Mimo wielu lat regulowania rat, wartość ich zobowiązania nadal przekracza poziom 80 proc. wartości nieruchomości. Regularnie muszą ponosić zatem dodatkowy koszt ubezpieczenia niskiego wkładu. Część klientów się buntuje i wygrywa z bankami w sądach. Czasem przy okazji na światło dzienne wychodzą interesujące fakty.


7 lipca 2015 r. Sąd Rejonowy w Krakowie wydał wyrok dotyczący zwrotu poniesionych przez kredytobiorcę kosztów ubezpieczenia niskiego wkładu własnego (sygn. akt I C 1305/14/S). Jak napisano w uzasadnieniu wyroku, „powód za pomocą Internetu powziął informacje w przedmiocie sprzeczności znacznej liczby postanowień swojej umowy kredytowej z przepisami prawa powszechnie obowiązującego”. To skłoniło go do zażądania od banku zwrotu opłaconej drugiej (po pierwszej pobranej za okres 36 miesięcy) składki na ubezpieczenie niskiego wkładu własnego. Bank odrzucił prośbę i jednocześnie pod groźbą wypowiedzenia umowy kredytowej zażądał kolejnych wpłat za odnawiające się automatycznie ubezpieczenie. Klient ugiął się pod presją, ale „uiszczając składkę powód zastrzegł, iż dokonuje płatności z zastrzeżeniem jej zwrotu”. Następnie skierował sprawę do sądu.
Wymiana argumentów
Z liczącego 28 stron uzasadnienia dowiadujemy się, że pozywający powołał się m.in. na fakt, że umowa została zawarta z wykorzystaniem wzorca umownego (regulaminu), który nie podlegał negocjacji. To właśnie tam zawarte były zapisy dotyczące ubezpieczenia. Pozywający twierdził również, że w dokumencie nie było podstawowych informacji o UNWW – m.in. sposobu obliczenia składki, sumy ubezpieczenia itp. Jego zdaniem takie ubezpieczenie służy wyłącznie interesowi banku-kredytodawcy nie dając żadnych korzyści drugiej stronie umowy.
ReklamaBank z kolei wskazał m.in. na fakt, że klient zaakceptował regulamin kredytowania i końcowy koszt kredytu, w którym ujęto składkę ubezpieczeniową. Kredytobiorca miał również swobodny wybór – posiadał nieruchomości, które mogły być dodatkowym zabezpieczeniem i obniżyć wartość wskaźnika LTV do progu, który nie wymaga dodatkowego ubezpieczenia.
Sąd - „kuriozalna sytuacja”
Sąd ustalił w pierwszej kolejności, że ubezpieczenie niskiego wkładu własnego nie ma charakteru głównego świadczenia – jest tylko dodatkiem do kredytu. Umowa o takie ubezpieczenie miała charakter nieuzgodniony indywidualnie (zawarta była w regulaminie) i zgodnie z art. 385 KC postanowienia nie są wiążące jeśli kształtują prawa i obowiązki strony w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami i rażąco naruszając jej interesy.
Szczególnie ciekawy jest fragment, w którym sąd podważa samą konstrukcję ubezpieczenia. „Zdaniem Sądu niewłaściwy nie jest sam rodzaj zabezpieczenia, ale sposób obciążenia klienta opłatami z jego tytułu (sposób jego zastosowania w niniejszej spawie). Okazuje się, bowiem, że koszt tego ubezpieczenia ponosi tylko kredytobiorca, podczas gdy jedynym jego beneficjentem pozostaje pozwany Bank. Doprowadza to do kuriozalnej sytuacji, w której klient banku sam opłaca składkę z tytułu ubezpieczenia, pomimo iż na wypadek rozwiązania umowy ze względu na brak terminowej spłaty rat Towarzystwo Ubezpieczeń do niego ostatecznie skieruje roszczenia regresowe. Kredytobiorca na skutek powyższego rozwiązania staje się podwójnie zobowiązany, podczas gdy pozwany Bank żadnego realnego zobowiązania nie ponosi” czytamy w dokumencie.
Bank dodatkowo zarabia na składkach?
Szczególnie interesujący wątek dotyczy kwestii rozliczeń banku z towarzystwem ubezpieczeniowym. Dowiadujemy się z niego, że „opłata teoretycznie pobierana przez stronę pozwaną z tytułu refinansowania kosztów ubezpieczenia nie była w całości wpłacana na rzecz Towarzystwa Ubezpieczeń. Wynika to chociażby z porównania kwot wpłaconych przez powoda na rzecz strony pozwanej oraz wpłaconych przez stronę pozwaną na rzecz Towarzystwa Ubezpieczeń- w roku 2008 odpowiednio 2 412 zł / 1 447 zł, w roku 2011 6 654 zł / 3 771 zł, a w roku 2014 7 578 zł / 4 283 zł. Strona pozwana w żaden sposób nie wyjaśniła tej rozbieżności, pomimo iż, zgodnie z treścią Rekomendacji S, na której treść sama się powoływała, ustalony sposób zabezpieczenia powinien spełniać kryteria możliwości kontroli.”
Bank pobrał zatem od klienta kwoty niemal dwukrotnie wyższe niż rzeczywisty koszt ubezpieczenia ryzyka. Sąd wskazał, że kredytodawca wykorzystał okazję do pomnożenia swoich zysków, mimo iż żądał od klienta wyłącznie zwrotu poniesionych nakładów.
UNWW pod ostrzałem sądów
W sprawie rozstrzygniętej przez krakowski sąd klient otrzymał zwrot zapłaconych składek wraz z odsetkami. Jest to jeden z wielu przypadków, w których kredytobiorcom udaje się skutecznie dochodzić swoich praw. Niekiedy wystarczające okazuje się powołanie na fakt zmiany towarzystwa ubezpieczeniowego w trakcie spłaty kredytu, a w innych przypadkach klauzule stosowane przez banki są już zawarte w rejestrze klauzul niedozwolonych, co upraszcza dochodzenie. Wygląda na to, że ubezpieczenie niskiego wkładu własnego może, obok niesławnych polis inwestycyjnych, zająć wkrótce poczesne miejsce wśród rosnącego grona nietrafionych bankowych „produktów”.