- Z naszych kontroli wynika, że pracodawcy nie płacą wynagrodzenia nie tylko z powodu kłopotów ekonomicznych firmy, ale także dlatego, że chcą przenieść na pracowników koszty kredytowania firmy - mówi Paweł Szymański, dyrektor Okręgowej Inspekcji Pracy w Łodzi. Tak było w dużej przędzalni w Piotrkowie. Jej dyrekcja była winna 210 pracownikom ponad 400 tys. zł za dwa miesiące pracy. Wynagrodzenia udało się wyegzekwować dopiero po interwencji inspektorów pracy.
Z wypłatą zalegała też filia uczelni w Piotrkowie. Szkoła była winna nauczycielom akademickim ponad 400 tys. zł za pracę w godzinach nadliczbowych. Wśród pracodawców, pozostających na bakier z prawem pracy, znalazła się też łódzka firma włókiennicza, która była winna 23 pracownikom 93 tys. zł z tytułu odpraw.
Podobne zjawiska pracownicy Okręgowej Inspekcji Pracy ujawnili aż w 132 zakładach pracy w woj. łódzkim. Najwięcej nieprawidłowości, bo aż w 51 firmach ujawniono w Łodzi, po 26 w Sieradzu i Skierniewicach i 23 - w Piotrkowie. Były to głównie firmy prywatne z branży konfekcyjnej i handlowej. Wśród nich prawie 80 procent stanowią zakłady zatrudniające do 50 osób. Łącznie są winne pracownikom prawie 9 mln zł. W ubiegłym roku, po interwencji inspektorów OIP, 12 tysiącom pracowników pracodawcy wypłacili łącznie zaległe 15 mln zł.
W porównaniu z 2004 rokiem, liczba pracodawców niewypłacających wynagrodzeń zmniejszyła się w Łódzkiem o ponad 40. Jednak w ocenie Pawła Szymańskiego jest ich nadal za dużo. - To patologia na rynku pracy. W krajach "starej" Unii zjawisko to w ogóle nie występuje - mówi.
Dziennik Łódzki
(lesz.)





















































