Bon mot prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, który przemawiając do uczestników szczytu G20 na Bali, określił obradującą grupę jako "G19", niesłusznie przeszedł prawie bez echa, a trafnie obrazuje sytuację: dla Rosji nie ma tam już miejsca - ocenia piątkowy "Dziennik Gazeta Prawna".


W tym tygodniu odbył się szczyt grupy G20 na Bali w Indonezji. Jak podkreśla "DGP", grupa ta skupia 80 proc. światowego PKB, 75. proc. handlu międzynarodowego i 60 proc. ludności świata.
"Gospodarze zapraszali też Władimira Putina, ale wobec licznych protestów dyplomacji państw demokratycznych, a zwłaszcza spodziewanych gestów ostentacyjnego bojkotu, rosyjski prezydent ostatecznie stchórzył i przysłał techniczną delegację pod wodzą ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa. Zełenski - w charakterze zaproszonego gościa, bo Ukraina członkiem G20 nie jest - wziął za to czynny udział w szczycie (choć ze zrozumiałych względów zdalnie). I skorzystał z okazji, by wbić bolesną szpilę agresywnemu sąsiadowi" - czytamy w piątkowym wydaniu gazety.
"Ławrow pierwszego dnia zrobił sobie skwapliwie rozniesioną po świecie przez social media okazjonalną fotkę w relaksowej stylizacji, by następnie (...) z właściwą sobie arogancją ponarzekać z mównicy na »niedopuszczalne upolitycznienie szczytu«. »Tak, Na Ukrainie toczy się wojna, wojna hybrydowa, którą Zachód rozpętał i przygotowywał od lat« - oświadczył szef moskiewskiej dyplomacji, po czym zwinął manatki i odleciał, na placu boju pozostawiając ministra finansów Antona Siłuanowa (...) by czuwał nad przebiegiem negocjacji ekonomicznych i meldował, co złego (dla Rosji) z nich wyniknie" - relacjonuje "DGP".
Jak czytamy, "w tej sytuacji zgromadzonym na szczycie liderom nie pozostało nic innego, niż wysłuchać płomiennej mowy Zełenskiego, twardo obstającego przy trudnych dla Kremlach warunkach przerwania działań zbrojnych, a następnie oddać się cichej dyplomacji". "Niewykluczone, że opracowano przy tym lub zatwierdzono zestaw kijów i marchewek mających zmienić nastawienie władz ukraińskich. I rozpisano tę operację na role" - oceniono również w artykule.
Gazeta podkreśla, że G20 jednogłośnie przyjęła deklarację, w której większość członków potępiła wojnę w Ukrainie i rosyjską agresję, która pogłębia także problemy światowej gospodarki. "Ważną częścią dokumentu stało się potępienie ewentualnego użycia broni nuklearnej, a nawet stosowania takich gróźb, co trudno intepretować inaczej niż jako mocną sugestię pod adresem Moskwy. (...) Symptomatyczne, że Chiny co prawda nie komentowały publicznie treści deklaracji, jednak opublikowały jej pełne tłumaczenie w swych rządowych mediach" - zauważa gazeta.
Jak oceniono w artykule "na Bali było widać, słychać, i czuć, że oficjele - reprezentujący dopiero co łapiący oddech po morderczej pandemii świat - mają dosyć wojny i zamieszania w globalnej gospodarce". "Nie interesowała ich eskalacja, przeciwnie, wylali na wzburzone fale tyle oliwy, ile tylko się dało" - czytamy. (PAP)
mml/ mmu/