Nigdy wcześniej Amerykanie nie mieli tyle długów konsumpcyjnych. Zadłużenie Joe Sixpacków nieubłaganie zmierza w stronę czterech bilionów dolarów. Lipcowy przyrost długów był szybszy, niż oczekiwali ekonomiści.


Saldo zadłużenia z tytuł kredytów konsumenckich w Stanach Zjednoczonych wzrosło w lipcu o 16,6 mld dolarów – poinformowała Rezerwa Federalna. Rynkowy konsensus zakładał wzrost „tylko” o 13 mld USD po zwyżce o 8,5 mld USD (po rewizji w dół) w czerwcu . Na długi konsumpcyjne mieszkańców USA składa się przede wszystkim zadłużenie na kartach kredytowych (ponad bilion dolarów), pożyczek samochodowych (prawie 1,3 bln USD) i kredytów studenckich (przeszło 1,5 bln USD). Statystyka ta nie zawiera więc kredytów hipotecznych, z tytułu których nominalna wartość zadłużenia na koniec I kw. 2018 roku przekraczała 10,6 bln USD (jeden bilion = tysiąc miliardów = milion milionów).


W lipcu amerykański kredyt konsumencki rósł w annualizowanym tempie 5,1% - a więc w zbliżonym do tempa wzrostu PKB. Dług ten w relacji do PKB w ostatnich kwartałach utrzymuje się na wysokim, lecz stabilnym poziomie ok. 19%. To nieco więcej niż w szczycie kryzysu z 2009 roku. Oraz o połowę więcej niż jeszcze na początku lat 90. XX wieku.
Kredytowe szaleństwo Amerykanów robi wrażenie przede wszystkim w wartościach nominalnych. Na koniec lipca ten na ogół najbardziej szkodliwy rodzaj długu opiewał na 3 918 mld dolarów. To o 1,4 bln USD więcej niż we wrześniu 2010 roku, gdy zakończył się trwający raptem 2 lata okres delewarowania amerykańskiego konsumenta. Przez tamte dwa lata amerykański kredyt konsumencki zmalał o niespełna 140 mld USD. Zatem przez ostatnie 7 lat wzrósł on 10 razy mocniej, niż skurczył się przez dwa kryzysowe lata po upadku Lehman Brothers.
Krzysztof Kolany