Na wyspach Heard I McDonald od około dekady nie stanęła ludzka stopa - rządzą tam pingwiny i foki i to właśnie na nie Trump nałożył cła. Jak widać taryfy weszły na nowy poziom uber-powszechności. Wśród oddalonych, także od cywilizacji, miejsc nowe taryfy nałożono m.in. na opuszczony port wielorybników i swoje bazy wojskowe.


Wysypy Heard i McDonald położone są 4000 km od Australii. Można się na nie dostać jedynie drogą morską - podróż statkiem trwa około 7 dni. - To pokazuje, że nigdzie na Ziemi nie jest bezpiecznie - skomentował sprawę australijski premier Anthony Albanse, pod którego administracją znajduje się archipelag. - Cła są całkowicie nieuzasadnione i żaden kraj, określający się mianem przyjaciela, by ich nie nałożył - dodaje cytowany przez BBC News.
Rozrzucone po Oceanie Indyjskim skrawki lądu to kawałki jałowej ziemi z odrobiną lodowców wystawione na paskudną pogodę i działanie aktywnego wulkanu Big Ben, który notorycznie wypluwa z siebie lawę. Wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO nawet tam są określane jako "ponure, małe i kamieniste". Kolonie są, ale nie ludzi, którzy zapuszczają się tam jedynie w celach naukowych, a fok, słoni morskich, pingwinów i ptaków. Ostatnią działalność gospodarczą prowadzono na nich w 1877 roku, kiedy to zakończył się handel olejem z fok. Obecnie wokół wysp tylko dwie firmy mogą poławiać patagońskiego zębacza i makrelę lodową. Słowem nic tam nie ma [oprócz spektakularnej natury oczywiście], dlatego trzeba poddać w wątpliwość argument amerykańskiej administracji odnośnie do istnienia dużego eksportu z wyspy do USA. Mimo to na wyspy nałożono taryfę w wysokości 10 proc.
Innym - zaskakującym, bo oclonym przez Trumpa terytorium - są Wyspy Kokosowe. Obecnie zamieszkuje je 600 osób. Produkują tam statki, z których rocznie 32 proc. trafia do USA.
Przeczytaj także
Mali, ale cła ich nie ominą
Norweska dawna stacja wielorybnicza Jan Mayen także będzie się "musiała opłacić" USA. Problem w tym, że nikt tam nie mieszka na stałe - poza personelem wojskowym, który rotacyjnie się zmienia. Tamtejsza produkcja wynosi... zero, a samo CIA określa okolicę jako "pustą i górzystą".
Z nieproporcjonalnie wysokimi cłami będą się musiały zmierzyć gospodarki małych krajów, tj. Tokelau, autonomiczne terytorium Nowej Zelandii składające się z trzech atoli na Oceanie Spokojnym. Ich łączny eksport wynosi 100 tys. dolarów.
Podobnie Saint-Pierre i Miquelion, osiem wysp położonych w pobliżu kanadyjskiej prowincji Nowa Fundlandia, znajdujących się pod francuską administracją musi się zmierzyć z 50-proc. taryfami. Zamieszkuje je 5 tys. osób, utrzymujących się głównie dzięki eksportowi skorupiaków i mięczaków.
Amerykańskie bazy wojskowe też opłacą się administracji?
Ba Trump nałożył cła także na amerykańską bazę Diego Garcia, która znajduje się na brytyjskim terytorium na Ocenia Indyjskim. Stacjonuje w niej 3000 żołnierzy z USA i Zjednoczone Królestwa. CIA cytowane przez CNN News, wymienia jako główny towar eksportowy "ryby", jednak nie precyzuje jakie, kto zajmuje się połowami, ani kto je kupuje.
Z podobnym problemem zderzyły Wyspy Marshalla złożone z 34 atoli na północnym Pacyfiku. Znajdują się tam ważkie dla bezpieczeństwa narodowego USA instalacje wojskowe, które m.in. zajmują się testami i śledzeniem rakiet balistycznych. Sam Waszyngton zobowiązał się do ich obrony na mocy Paktu o Wolnym Stowarzyszeniu [Compact of Free Association]. Czy więc USA będą więc same sobie płacić cła?
Jak Amerykanie obliczyli cła? Trumpowska arytmetyka celna, czyli liczenie po omacku i wielkie konsekwencje
Administracja Trumpa obrała zaskakująco prostą metodę na obliczenie ceł. Zamiast dostosować je do rzeczywistych barier handlowych, jak zapowiadano, oparła formułę na bilansie handlowym. Mówiąc wprost: cła wyliczano na podstawie różnicy między eksportem a importem USA z danym krajem, a nie faktycznych ograniczeń w handlu.
opr. aw