Argentyński senat uchwalił w czwartek zmiany systemu naliczania emerytur, tak by w większym stopniu uwzględniał panującą w kraju ponad 200-procentową inflację. To cios dla polityki oszczędności prowadzonej przez prezydenta Javiera Mileia – oceniają komentatorzy.


Zaprzysiężony w ubiegłym roku libertariański przywódca, który realizuje program „cięcia piłą łańcuchową” wydatków publicznych, określił reformę jako „nieodpowiedzialność budżetową” i zapowiedział weto.
Głosowanie w Senacie zakończyło się wynikiem 61:8, a już w czerwcu projekt gładko przeszedł przez Izbę Deputowanych. Zdaniem obserwatorów wyniki w obu izbach Kongresu sugerują, że zwolennicy projektu prawdopodobnie będą mieli poparcie 2/3 głosów potrzebnych do odrzucenia prezydenckiego weta.
Milei dąży do równowagi fiskalnej, przekonując przy tym, że radykalne zaciskanie pasa jest konieczne, by wyprowadzić kraj z głębokiego kryzysu i powstrzymać szalejącą inflację. Pod jego rządami kraj wypracował nadwyżkę budżetową, ale odbyło się to m.in. kosztem spadku realnych płac i emerytur.
Analitycy szacują, że przewidziana w ustawie zmiana systemu naliczania emerytur zwiększy wydatki z budżetu państwa o równowartość 0,44 proc. PKB. Według oficjalnych danych wydatki na emerytury i świadczenia społeczne stanowią 46 proc. argentyńskiego budżetu.
Reformy Mileia pogorszyły tymczasem sytuację finansową wielu argentyńskich rodzin. Z obliczeń Uniwersytetu Katolickiego Argentyny (UCA) wynika, że w pierwszym kwartale 2024 roku poziom ubóstwa osiągnął 54,9 proc., a ponad 20 proc. ludności nie było w stanie zaspokoić swoich podstawowych potrzeb.(PAP)
wia/ zm/