Poziom 4,40 zł za euro okazał się barierą nie do pokonania dla polskiej waluty. Wystarczyło pogorszenie nastrojów inwestycyjnych na świecie, aby notowania euro i dolara wzrosły o kilka groszy.


[Aktualizacja - godz. 17.40] W poniedziałek o godz. 17.40 euro kosztowało 4,44 zł, dolar amerykański - 3,97, a frank szwajcarski - 4,03 zł.
Wcześniej, o 14:30 na rynku międzybankowym za euro płacono 4,4357 złotego, a więc o ponad trzy grosze więcej niż przed weekendem.
Dolar podrożał o prawie pięć groszy, osiągając cenę 3,9988 zł.
Barierę czterech złotych przekroczył frank szwajcarski, zyskując prawie trzy grosze względem piątkowego zamknięcia notowań.
Przyczyn osłabienia złotego należy raczej szukać poza granicami Polski.
Przede wszystkim do inwestowania na rynkach wschodzących (niemal identycznie jak polski złoty zachowuje się np. węgierski forint) zniechęcają 3-procentowe spadki na europejskich giełdach.
Ale pewną rolę mogą też odgrywać czynniki w pewnym stopniu wewnętrzne. Agencja Standard&Poor’s zdecydowała się obniżyć perspektywę ratingową dla polskiego sektora bankowego ze „stabilnej” na „negatywną”.
Zdaniem S&P polskim bankom może zaszkodzić osłabienie złotego, nowy podatek od aktywów oraz koszty związane z „z możliwą konwersją kredytów denominowanych w walutach obcych na polskie złote”.
Co łączy dolara z euro?

Początek nowego roku na rynku walutowym, a szczególnie na rynku EURUSD, charakteryzował się powstaniem nowych zależności, które determinowały i wciąż determinują kierunki trendów. Słabość rynków emerging markets, głównie ze względu na spadające indeksy giełdowe w Chinach, sprawiła, że rynki na świecie zaczęły obawiać się wpływu spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego w tych krajach na gospodarkę w skali globalnej.