Co Pana skłoniło do napisania tej książki raz jeszcze? Tak zmieniły się rynki? Czy Pan tak się zmienił, jako jego uczestnik?
Pierwsza książka była napisana dla siebie. Zawsze wiedziałem, że niektóre rzeczy nie były w niej dopracowane tak, jak powinny, ale tempo wydawania dyktowane potrzebą zaspokojenia prawdziwego głodu wszelkiej literatury na temat rynków kapitałowych, było na początku lat dziewięćdziesiątych tak wielkie, że wspólnie z wydawcą zdecydowaliśmy o skróceniu prac nad nią. Jakiś czas temu pewien młody człowiek prowadzący księgarnię internetową, zaczął mnie zasypywać pytaniami o nowe wydanie. Sięgnąłem po książkę, przeczytałem ją ponownie i uznałem, że skoro jest zapotrzebowanie na jej wznowienie po 15 latach, to muszę najpierw wznowić prace nad jej aktualizacją, uzupełnieniem i poprawą niedociągnięć. I tak się stało.
Co się zmieniło przez te lata od poprzedniego wydania? Książkę rozszerzył Pan znacząco.
Co się zmieniło? Wszystko i nic. Zmieniła się technologia handlowania, która bardzo przypomina to, co się zmieniło w telefonii komórkowej. Inaczej wyglądała dwadzieścia lat temu, a zupełnie inaczej dzisiaj. Nowe technologie teleinformatyczne i rozwój internetu zmieniły nasze życie, możliwości, myślenie. Dlaczego miałyby ominąć rynki kapitałowe? Giełda też się zmieniła. Inaczej się składało zlecenie dwadzieścia lat temu, a inaczej robi się to dzisiaj. Natomiast to, co się nie zmieniło to emocje, które nami targają. Strach, chciwość, nadzieja, desperacja, euforia - te uczucia się nie zmieniły. Rozpalały i mroziły ludzi tysiąc lat temu i tak pozostanie, i za sto lat, i tak długo, jak świat będzie istniał. A my jesteśmy przecież ludźmi - aż i tylko.
A chciwość nadal jest dobra, tak jak mówił Gordon Gekko w filmie Wall Street?
Jest i nie jest. Nadmierna chciwość na pewno nie, ale z drugiej strony ona również motywuje do osiągania celów. Bez nich nie byłoby rozwoju, tak jak i bez lenistwa, które powszechnie uważa się za motor postępu.
A chciwość spekulantów? Tytuły prasowe: ataki spekulantów, ataki na walutę, spekulanci psują giełdę. A Pan twierdzi, że spekulant to zawód jak każdy inny.
Czy na pewno mówi Pan o spekulacjach, a nie o nieuczciwościach, od których nie jest wolny żaden zawód? Zawód spekulanta jest jak każdy inny, ale wymagający wiedzy, inteligencji, odporności psychicznej i przez to chyba jest trudniejszy niż inne zawody. Spekulant pochodzi od słowa łacińskiego „speculare” albo „speculatio”, co oznacza obserwować, postrzegać rzeczy z różnej perspektywy. Nie ma nic wspólnego z kupowaniem cukru tylko dlatego, że ktoś nie mógł swojego kilograma kupić, prawda? Politycy mówią, że trzeba skończyć ze spekulacjami. To błąd. Spekulanci zapewniają płynność na rynku i pełnią na nim bardzo ważną funkcję. Są potrzebni. Na całym świecie od dziesiątków lat są niezbędni, doceniani i szanowani. W Polsce otacza się ich aurą wstydliwości i pyta czy nie czują się łobuzami? Albo jest to przejaw kompleksów albo bezradności i niezrozumienia. I dlatego warto o tym mówić, wyjaśniać i odczarowywać, a nieuczciwość i działania niezgodne z prawem trzeba traktować tak, jak na to zasługują.
Zatem wszyscy jesteśmy spekulantami?
FOREX MASTERCLASS |
![]() |
Sądzi Pan, że każdy może zostać giełdowym spekulantem?
Oczywiście, że nie. Podobnie jak nie każdy może zostać lekarzem, prawnikiem, nurkiem czy pilotem. Jak każdy zawód i ten wymaga wiedzy, predyspozycji, zamiłowania, siły charakteru czy odporności na stres i ogromnej samodyscypliny.
Były już takie eksperymenty. Maklerzy uczyli ludzi niezwiązanych z giełdą, zarabiania pieniędzy według określonych zasad. Myśli Pan, że to możliwe czy jednak decydującym elementem jest psychika samego inwestora?
W książce „Droga żółwia”, czytamy o dwóch dżentelmenach, którzy mieli na ten temat przeciwstawne zdania. Richard Denis założył się z Billem Erhardem, że można nauczyć skutecznego zarabiania na giełdzie ludzi, niemających o niej pojęcia. I okazało się, że można, ale oczywiście nie wszystkich. Jest parę rzeczy niezbędnych do opanowania, bez których po prostu nie może się to zajęcie obejść. To naprawdę nie powinno dziwić - tłumaczem chińskiego też nie może być każdy, prawda?
Czyli teoretycznie da się, ale słabym ogniwem jest tu człowiek.
Od posiadania wiedzy do umiejętności podjęcia decyzji ciągle daleka droga. Proszę pozwolić na przykład, który często przytaczam. Robert Prechter - światowej sławy analityk techniczny, znawca Elliota, doskonale prognozujący zachowania rynku sam nie gra, nie spekuluje. Próbował, ale wysiłek i stany, przez które przechodził, silne emocje, które nim targały, i w końcu wyczerpanie psychiczne, którego doświadczał, spowodowały, iż podjął decyzję o nie spekulowaniu. Pozostał przy tym, w czym jest doskonały, zostawił tę część działania na rynku, z którą się źle czuł. To jest prawidłowe działanie, trzeba znać swoje możliwości, trzeba znać samego siebie i do tego próbuję w swych książkach przekonać.
Czyli w tej trójce Mind, Method, Money, to Mind zasadniczo byłby najtrudniejszy.
Absolutnie tak. Van Tharp, powiedział, że ucząc rzeszę inwestorów uznał, że najważniejsza jest właśnie kwestia psychiki i zarządzania pieniędzmi, czyli Money management. Uważał, że tak naprawdę to właśnie Money management jest kluczowy. Metody są ważne, ale bez dyscypliny ich stosowania nie mają sensu. Musimy kierować się zasadami i regułami. Zawarliśmy sami ze sobą pakt. To w nas trwa ta prawdziwa walka.
A co z tymi spekulantami, którzy czerpią zyski z problemów państw? Wiele teorii już powstało, a bankructwa Grecji dalej nie widać.
![]() | Jak być skutecznym inwestorem na rynku Forex? |
Ale wracając do bankructw państw czy ich finansowych problemów. Przyczyna tkwi bardziej w polityce rozdawnictwa i błędnym kole pogłębiającego się zadłużania, a nie w spekulacjach indywidualnych graczy, To bardzo populistyczne argumenty.
A może po prostu lubimy jak ktoś ponosi odpowiedzialność za nasze porażki?
Na pewno jest w tym część prawdy. To bardzo ludzkie. Łatwiej jest znaleźć obcego winnego niż winy szukać w samym sobie.
Ciągle Pan spekuluje? Jest pan teraz w rynku?
Oczywiście. Niektóre spekulacje są trafione, a niektóre nie.
Czyli nie każda transakcja musi się udać.
Nie musi i nie może. To wbrew matematyce. Nie zawsze nasze prognozy się spełniają. Mało tego, większość się nie udaje. Chodzi generalnie o to, żeby na transakcjach nieudanych tracić mniej niż zyskiwać na udanych.
W takich niepewnych czasach i przy dużych wahaniach na rynku, co poradziłby Pan giełdowym graczom?
W jakich niepewnych czasach? A które czasy były pewne? W każdej chwili czasy są zmienne. I trzeba się do tego przyzwyczaić.
Bessę widać gołym okiem.
Pułapka jest gdzie indziej. Jak rynek idzie na dół, sprzedajemy, i do widzenia. To jest takie proste. Nie kupujemy. Jeśli kupujemy, kładziemy głowę pod gilotynę. Liczymy na to, że może nas nie uderzy. Ale spadające ceny są przynętą. Ceny są przecież znacznie niższe niż były wczoraj, przedwczoraj, tydzień, miesiąc temu. Jak coś kosztowało 20 zł, a teraz 10, a zaraz 5, to może warto już kupić. I jesteśmy w pułapce.
I tu łapie się spadające noże.
Zabrało mi trochę czasu żeby to zrozumieć, że coś, co spadło 80 procent może spaść jeszcze raz 80 procent i jeszcze raz 80 procent i jeszcze raz 80 procent. Za każdym razem mamy nadzieję, że to jest to ostatnie 80 procent. To nie jest wydumany przykład. Mogę pokazać cały szereg amerykańskich czy polskich akcji, gdzie tak się dzieje. Akcje Citibanku swego czasu były kwotowane po 60 dolarów, spadły do 40 dolarów, czyli ponad 30 procent. Potem było 30, potem 20, 66 procent niżej. Można kupować, prawda? Żeby uprościć opowieść: w marcu 2009 roku wartość jednej akcji była kwotowana poniżej dolara. Dzisiaj po dwóch latach ożywienia i hossy kosztują poniżej 3 dolarów. W Polsce wystarczy spojrzeć na wykres spółki Bioton czy Petrolinvest. Wykresy bardzo wyraźnie pokazywały: „Sprzedawaj głupcze!”. Ale zarówno na Wall Street w Nowym Jorku, jak i na Książęcej w Warszawie sprzedaje się nadzieje. Nadzieje, nie pewniki.
Proste metody, „tnij straty, daj zyskom rosnąć”. Coś więcej?
![]() |
![]() |
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz Jaroszek, Bankier.pl
Foto PAP B. Zborowski