

Idą kiepskie czasy dla firm ubezpieczeniowych, które w ofercie miały, lub jeszcze mają tzw. polisolokaty, łączące ubezpieczenie na życie z inwestycjami w ubezpieczeniowym funduszu kapitałowym.

Wychodzi na jaw, że firmy te wiedziały, że większość klientów straci na polisach z funduszem, a mimo to sprzedawały je jako bezpieczne instrumenty inwestycyjne. Teraz prawdopodobnie to "bezpieczeństwo" weźmie pod lupę Temida - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Z pozwem zbiorowym przeciwko firmie Aegon wystąpiła grupa klientów, którzy wykupili polisy inwestycyjne. Podobny wniosek złożyli posiadacze produktów firmowanych przez Skandię. Kością niezgody jest opłata likwidacyjna, która mogła wynosić nawet 100 proc. wpłaconej kwoty.
Ekspert przewidywał, że 40 proc. polis zakończy się przed terminem w ciągu pierwszych pięciu lat ubezpieczenia, 22 proc. pomiędzy 5. a 10. rokiem, a kolejnych 21 proc. między 10. a 20. Stąd wniosek, że 83 proc. klientów straci część lub całość wpłaconych składek.
ReklamaJako kolejne przed sądem znajdzie się prawdopodobnie Generali.
Komentarz eksperta
Opłata likwidacyjna - sedno problemu
Posiadacze polis inwestycyjnych stracili oszczędności płacąc wygórowaną opłatę likwidacyjną. Środki wpłacane w ramach umowy były w znaczącej części przekazywane jako wpłaty do ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych. W razie wycofania ich przed terminem, w czasie dwóch pierwszych lat, opłata likwidacyjna wynosiła nawet 100 proc. Oznacza to, że całość zainwestowanych pieniędzy zamiast wracać do wpłacających, trafiała do sprzedawcy produktu.
Konstrukcja opłaty likwidacyjnej budzi sporo kontrowersji. Cenniki firm oferujących polisy były wielokrotnie kwestionowane przez UOKiK. Za przesadnie wygórowane uznawano zwłaszcza stawki opłat w pierwszych latach umowy.
Przypadek polis inwestycyjnych po raz kolejny pokazuje, że prostsze produkty finansowe mają przewagę nad skomplikowanymi pakietami. Połączenie ubezpieczenia na życie z regularnym inwestowaniem w fundusze i obwarowane szeregiem restrykcyjnych zapisów okazało się dla wielu klientów niezwykle groźną pułapką.
Klient, który zamiast kupować gotowy pakiet, zdecydowałby się na samodzielne inwestowanie w otwarte fundusze inwestycyjne mógłby bez przeszkód wycofać środki (chociaż ze względu na zmienność wartości jednostki uczestnictwa możliwe byłoby przy tym poniesienie straty). W przypadku polis inwestycyjnych "kara" za rezygnację jest niewspółmierna do kosztów ponoszonych przez dostawcę.
Polisolokaty to mówiąc najprościej lokaty opakowane w ubezpieczenia. Taka konstrukcja produktu miała na celu umożliwić klientom uniknięcie 19 proc. podatku od zysków kapitałowych, czyli tzw. podatku Belki. Danina ta jest naliczana od zysku wypracowanego przez lokaty czy inwestycje, ale zgodnie z obowiązującym dotychczas prawem, nie mogła być naliczana od ubezpieczeń. Dlatego banki zaczęły sprzedawać lokaty w firmie polis na życie lub dożycie, które podobnie jak zwykłe lokaty, były zawierane na określony czas. Polisolokaty obłożone podatkiem Belki tracą rację bytu, bo nie będą się różnić od zwykłych lokat bankowych. Ich zasadniczą przewagą nad lokatami był do tej pory wyższy zysk - komentuje Wojciech Boczoń, ekspert sektora bankowego.
Bankier.pl/PRNews.pl/PAP