Amerykańscy inwestorzy - jak to mają w zwyczaju - nie przejęli się kłopotami odległej zagranicy. Turecki kryzys, który solidnie nastraszył Europejczyków, na Wall Street pozostawił jedynie umiarkowane spadki.


Czegoś takiego nie widuje się codziennie. Turecka lira zaliczyła w piątek regularny krach, tracąc 13% względem dolara. W ciągu jednego dnia! Sytuację jeszcze pogorszyły kuriozalne wypowiedzi prezydenta Recepa Erdogana, który zamiast uspokoić inwestorów uciekł w tani populizm.
W Europie, gdzie banki hiszpańskie, włoskie i francuskie są mocno zaangażowane nad Bosforem, turecki krach wywołał solidne spadki. Niemiecki DAX stracił prawie 2%, a włoski FTSE MIB zjechał o 2,5%. Mocna była też reakcja pary euro dolar - europejska waluta osłabiła się o ponad 1%.
Lecz na Wall Street nie było nawet śladu paniki. Spadki, owszem, były. Ale niezbyt wielkie. S&P500 oddał 0,74% i oddalił się od rekordu wszech czasów, który jeszcze dzień wcześnie usiłował pobić. Dow Jones poszedł w dół o 0,77%, a Nasdaq o 0,64%.
Zdawać by się mogło, że większe wrażenie na amerykańskich inwestorach robiły czynniki lokalne. Akcje Intela przeceniono o 2,6% po tym, jak analitycy Goldman Sachs wydali rekomendację "sprzedaj". Notowania Microchip Technology poszły w dół o 11% po tym, jak spółka rozczarowała prognozą przychodów.
Bez echa przeszły za to dane o inflacji CPI. Choć wzrost oficjalnie mierzonych kosztów życia pozostał poniżej 3%, to już tzw. inflacja bazowa osiągnęła najwyższy poziom od września 2008 roku. Po takich danych trudno oczekiwać, aby Rezerwa Federalna wycofała się z zaplanowanych podwyżek stóp procentowych.
Krzysztof Kolany