Była wicedyrektor departamentu konsularnego MSZ Beata Brzywczy zeznała we wtorek przed komisją śledczą ds. afery wizowej, że dostała ponad 20 wiadomości z ponad 500 nazwiskami aplikantów wizowych. Jak dodała, były to prośby o przyspieszenie umówienia na spotkanie tych osób.


We wtorek przed komisją śledczą ds. afery wizowej stanął były dyrektor departamentu konsularnego MSZ Marcin Jakubowski. Po godz. 14 zeznania zaczęła składać jego była zastępczyni Beata Brzywczy.
Brzywczy potwierdziła, że otrzymywała od dyrektora Jakubowskiego, byłego wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka i jego asystentki Marii Raczyńskiej listy z nazwiskami obcokrajowców, ubiegających się o wizy. Wskazała, że takie prośby zaczęły wpływać do niej mniej więcej od lutego - marca 2022 r.
Zaznaczyła, że nie wiedziała, kim jest Edgar Kobos i jaka jest jego rola, natomiast - jak dodała - jego nazwisko pojawiło się kilka razy jako osoba, z którą konsulowie mogliby się skontaktować, by wyjaśnić jakieś kwestie. Jak stwierdziła, było więcej niż 20 takich wiadomości dotyczących aplikantów wizowych, łącznie z ponad 500 nazwiskami. Kobos to były współpracownik Wawrzyka.
Brzywczy tłumaczyła, że "jako podstawowy" system umawiania aplikantów wizowych na spotkania funkcjonuje system losowań, natomiast w wyjątkowych, pilnych sytuacjach można przyjąć na wizytę osobę nieumówioną.
Wiceprzewodniczący komisji Marek Sowa (KO) zacytował kilka maili, w których - jak mówił - Brzywczy zwracała się do konsulów, na prośbę Wawrzyka, o "sprawne przyjęcie" konkretnych osób ubiegających się o wizy.
Brzywczy powtórzyła, że konsul ma prawo do przyjęcia osoby nieumówionej. Na uwagę Sowy, że konsul w takim razie korzystał z tego prawa na polecenie MSZ, świadek stwierdziła, że nie było to polecenie, tylko prośba. Dodała, że większość osób, których dotyczyły te wiadomości i prośby, była zarejestrowana w systemie losowań, natomiast część osób nie była w ogóle zarejestrowana.
Brzywczy wskazała, że prośby od Wawrzyka, jego asystentki lub Jakubowskiego dotyczyły wcześniejszego umówienia na spotkanie danej osoby, która oczekuje w kolejce.
Poinformowała, że do departamentu konsularnego wpływały też maile m.in. od Konfederacji Lewiatan oraz Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców dotyczące trudności umówienia się na spotkanie w polskich konsulatach i znacznego odsetka odmów wydania wiz do pracy. Doprecyzowała, że maile nie dotyczyły konkretnych osób starających się o wizy, tylko ogólnego zjawiska.
Sowa pytał m.in. o program Poland.Business Harbour Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Zauważył, że Komenda Główna Straży Granicznej informowała o zagrożeniach związanych z napływem migrantów i zwracała się z prośbą o weryfikację firm, które pośredniczą w sprowadzaniu pracowników.
Brzywczy poinformowała, że była obecna na spotkaniu zorganizowanym przez urząd ds. cudzoziemców i że efektem spotkania było przekonanie, że konieczne jest zorganizowanie kolejnego spotkania z podmiotami, które w tym procesie uczestniczą KPRM, MRiT i PAIH, by wyjaśnić kwestie dotyczące usprawnienia "tam, gdzie poszczególne służby widziały jakieś niedostatki w systemie". "Jeśli chodzi o pismo Komendy Głównej Straży Granicznej, wysłaliśmy na jego podstawie do konsulów precyzyjną instrukcję, jakie dane i gdzie powinny być wpisywane w elektronicznym system konsultacji, by były łatwo dostępne i weryfikowalne przez organy do tego powołaną. Natomiast nie rolą MSZ była weryfikacja tych firm" - powiedziała Brzywczy.
Pytana, kto miał zweryfikować fikcyjne firmy, które ubiegały się o wizy dla pracowników, wyjaśniła, że pierwsza ścieżka programu była indywidualna, a lista firm była publikowana na stronie KPRM. "Za jej weryfikację odpowiadała KPRM, w tej sprawie były dwa spotkania z udziałem różnych służb, które miały wspierać KPRM w weryfikacji" - wskazała. Dodała, że druga ścieżka była biznesowa, realizowana przez Polską Agencję Inwestycji i Handlu, w której "bezpiecznikiem i weryfikatorem" miała być PAIH.
Sowa skomentował, że 80 proc. firm z wykazu nie ma strony internetowej, a 15 proc. to rosyjskojęzyczni pośrednicy. "Czy to nie budziło wątpliwości, że jest to obejście systemu wizowego?” - pytał wiceszef komisji. "Faktycznie, takie uwagi się pojawiały ze strony konsulów. Wówczas przekazywaliśmy je do KPRM, który weryfikował zasadność pozostawania danej firmy na stronie” – odpowiedziała Brzywczy.
Pytana, czy w trakcie 15 miesięcy, kiedy wykonywała polecenia Jakubowskiego i Wawrzyka, „przyspieszając proces wydania wiz", nie miała wątpliwości, że mogło to być działanie niezgodne z prawem, odpowiedziała, że "absolutnie nie". "Ja znałam nazwiska tych osób. Natomiast najlepiej mogli to zweryfikować konsulowie. (...) Gdybyśmy mieli taką wiedzę, że coś jest niepokojącego w tej sprawie, sami byśmy uprzedzali Wawrzyka, że jest coś, co wymaga sprawdzenia" - stwierdziła.
Pytania do świadka dotyczyły też wizytacji konsulatu w Mumbaju. Według zeznań byłego konsula generalnego w Mumbaju Damiana Irzyka, po decyzji odmownej dla grupy 83 "filmowców" otrzymał informację z MSZ, że przybędzie do placówki w Mumbaju kontrola. Nadzorował ją Paweł Majewski, który był zastępcą dyrektora biura prawnego i zarządzania zgodnością MSZ.
Brzywczy zrelacjonowała, że zgłosił się do niej Majewski. Poinformował ją, że został oddelegowany, by udać się do Mumbaju z wizytacją i poprosił, by departament konsularny wyznaczył pracownika jako dodatkową osobę, która będzie uczestniczyć w kontroli. Majewski miał jej przekazać, że o wizytacji rozmawiał jego przełożony Jakub Osajda z Piotrem Wawrzykiem. Brzywczy podkreśliła, że w jej odczuciu wizytacja miała związek z odmowami wydania wiz dla "filmowców" z Indii.
Pytana, czy rejestrowała wiadomości od Marii Raczyńskiej dotyczące aplikantów wizowych, odpowiedziała, że nie robiła tego i że - zgodnie z instrukcją kancelaryjną - wiadomości przekazywane jakąkolwiek drogą elektroniczną wprowadza się do systemu tylko, jeśli pismo zawiera wiążące rozstrzygnięcie lub ostateczne stanowisko w sprawie lub jest wysłane w ramach procedury prawnej, której nadawca jest uczestnikiem. Jak stwierdziła, wiadomości od Raczyńskiej nie spełniały żadnego z tych warunków.
Dodała, że wszystkie przekazywane prośby znajdowały później swój formalny zapis w postaci maili kierowanych przez nią do konsulów.
Uściśliła, że przekazywanie próśb Wawrzyka za pośrednictwem Raczyńskiej było uzgodnione na spotkaniu z Jakubowskim, Raczyńską i z nią "w kontekście próśb Wawrzyka".
Pytana, czy nie dziwiło jej, że dostaje listy z nazwiskami aplikantów wizowych smsem od asystentki Wawrzyka i czy w takim razie wiceminister Wawrzyk był pełnomocnikiem tych osób, odparła, że w trakcie spotkania nie umawiano się, jaka ma być forma przekazywania tych wiadomości i że nie wiedziała, skąd wiceminister ma te nazwiska.
Szczerba: B. szef MSZ Zbigniew Rau w ogóle nie nadzorował Piotra Wawrzyka i systemu wydawania wiz
We wtorek zeznania przed komisją śledczą ds. afery wizowej złożyli były dyrektor departamentu konsularnego MSZ i jego zastępczyni Beata Brzywczy. Na kolejne posiedzenie, 19 marca, wezwany zostanie były wiceminister rolnictwa Lech Kołakowski (PiS) i Maciej Kowalski, który był konsulem w Dakarze.
Szczerba po wtorkowym posiedzeniu mówił, że z kolejnych zeznań świadków wyłania się akt oskarżenia przeciwko byłemu szefowi MSZ, Zbigniewowi Rauowi, który "absolutnie nie nadzorował" wiceministra SZ Piotra Wawrzyka i systemu wydawania wiz.
Według posła KO, komisja pokazuje też liczne uchybienia i naruszenia procedur, które powinny obowiązywać przy stosowaniu prawa konsularnego i kodeksu wizowego UE. Szczerba zaznaczył, że w tej sprawie trwają kontrole polskich konsulatów i że ma być przeprowadzona m.in. kontrola w placówce w Manili przez Komisję Europejską.
Odnosząc się do wtorkowych zeznań świadków Szczerba podkreślił, że na konsulów nakładano obowiązek losowania miejsc na spotkania, a z drugiej strony "ktoś potrafił jednego dnia wysłać maile z listą 40 obcokrajowców". "Tak było w przypadku Lecha Kołakowskiego" - dodał.
"Dzisiaj pokazaliśmy też przypadki, gdzie w ogóle nie było obowiązku stawiennictwa osoby z wnioskiem, które powinny być składane fizycznie do konsula. Za zgodą dyrekcji departamentu konsularnego, dzisiejszej świadek, przyjmowano te wnioski w oparciu o kuriera" - mówił poseł KO.
Jak stwierdził, "w sposób bezczelny czy przez Kołakowskiego, czy Wawrzyka firmy i osoby fizyczne uskuteczniały proceder korupcyjny".
Dodał, że to były wyspecjalizowane podmioty gospodarcze, które za pieniądze zajmowały się legalizacją pobytu, sprowadzaniem ludzi i załatwianiem im różnego rodzaju dokumentów. Podczas posiedzenia Szczerba mówił, że "Lech Kołakowski reprezentując lobbystyczną agencję pracy tymczasowej próbował w formule priorytetowej" ściągnąć grupę 39 obywateli krajów afrykańskich do Polski.
Pytany przez dziennikarzy, czy Kołakowski czerpał z tego jakieś korzyści, Szczerba odparł: "dowiemy się na komisji śledczej". "To nie był jednorazowy przypadek, kiedy Kołakowski interweniował. Często próbował sam załatwiać sprawy bezpośrednio w konsulatach. Na szczęście konsulowie wykazywali się propaństwową postawą" - powiedział szef komisji śledczej.
Wiceprzewodniczący komisji Daniel Milewski (PiS), podsumowując wtorkowe posiedzenie, stwierdził, że komisja nie posunęła się ani o krok do przodu ponad to, co ustaliła prokuratura. Wskazał, że nikt ze świadków do tej pory nie przyznał, że afera wizowa była w takim kształcie, w jakim była do tej pory przedstawiana przez media i polityków KO.
Szczerba zaznaczył natomiast, że prokuratura bada wyłącznie jeden wątek sprawy, czyli kwestie łapówek branych przez Edgara Kobosa, „nie badała sprawy Kołakowskiego, programu Poland. Business Harbour i nie bada w takim zakresie, jak komisja wątku legislacyjnego”.
We wtorek b. dyrektor departamentu konsularnego MSZ Marcin Jakubowski powiedział, że działania Piotra Wawrzyka nie wzbudziły jego podejrzeń i „dotyczyły dostępu do możliwości złożenia wniosku” wizowego.
kmz/ par/
kmz/ rbk/ sdd/