
Według oficjalnych danych inflacja cenowa w Turcji we wrześniu przyspieszyła do 24,5% wobec 17,9% odnotowanych w sierpniu. Tak szybkiego wzrostu kosztów życia nad Bosforem nie notowano od 15 lat.
Tylko we wrześniu indeks cen dóbr konsumpcyjnych (CPI) w Turcji podniósł się o 6,3% względem poprzedniego miesiąca. Najmocniej podrożały meble i wyposażenie gospodarstwa domowego (o 11,4% mdm), transport (o 9,15% mdm) oraz pozostałe dobra i usługi (o 7,4% mdm). Jedynym pocieszeniem dla Turków mogły być stabilne ceny alkoholu i tytoniu (+0,07% mdm).

Wystrzał inflacji cenowej w Turcji jest efektem załamania kursu liry. Turecka waluta od początku roku straciła prawie 38% wartości względem dolara amerykańskiego. Słabsza waluta oznacza nie tylko wzrost cen dóbr importowanych, ale także „eksportowalnych” dóbr krajowych, które lokalni producenci mogą sprzedać na zagranicznych rynkach po wyższych cenach.
Publikacja danych o inflacji CPI spowodowała nagłe osłabienie tureckiej liry. Kurs USD/TRY momentalnie wzrósł o ponad 1%, powracając powyżej poziomu 6 lir za dolara.
Galopująca inflacja dopiero we wrześniu doczekała się zdecydowanej odpowiedzi tureckiego banku centralnego. W połowie poprzedniego miesiąca TCMB podniósł główną stopę procentową z 17,75% do 24,00%, zaostrzając politykę monetarną mocniej od oczekiwań ekonomistów i wbrew żądaniom prezydenta Recepa Erdogana, który publicznie domagał się obniżenia kosztów kredytu.
Tyle że po wrześniowych danych o inflacji CPI realna stopa procentowa w Turcji znów jest ujemna, co trudno uznać za przejaw restrykcyjnej polityki monetarnej. Na rynku mogą się więc pojawić oczekiwania na kolejne podwyżki stóp w TCMB. A to może być postulat trudny do zrealizowania zważywszy na niemal maniakalną niechęć prezydenta Erdogana do wysokich stóp procentowych. Erdogan słynie głoszenia z kuriozalnej teorii, jakoby to wysokie stopy procentowe napędzały inflację. Ekonomiści są przekonani, że jest dokładnie odwrotnie; że to tani kredyt powoduje inflację.
Tym bardziej, że oficjalne statystyki Tureckiego Instytutu Statystycznego (TSI) mogą nie odzwierciedlać faktycznej presji inflacyjnej. Problematyczne są bowiem ceny paliw, którymi steruje rząd. Według serwisu globalpetrolprices.com średnia cena litra benzyny bezołowiowej w Turcji wynosi 6,94 liry. To w przeliczeniu mniej niż jedno euro, podczas gdy rok temu litr Pb95 na tureckich stacjach kosztował (w przeliczeniu) ok. 1,26 euro.
#oil prices in #Turkey have doubled as the #Lira collapsed! via @adam_tooze pic.twitter.com/MgTsSnZJri
— jeroen blokland (@jsblokland) 2 października 2018
Jak to możliwe, że liczone w „twardej” walucie detaliczne ceny benzyny w Turcji wyraźnie spadły pomimo tego, że w tym samym czasie ceny ropy w USD wzrosły o 55%? Cena ropy naftowej podawana w tureckiej walucie jest obecnie o ok. 100% wyższa niż na początku roku. Tymczasem TSI raportuje wzrost cen w kategorii „transport” jedynie o 28,34% YTD i 36,61% rdr. Powstaje pytanie, ile wynosiłaby turecka inflacja CPI, gdyby nie działania rządu, który ręcznie steruje cenami paliw m.in. poprzez majową obniżkę podatku nakładanego na paliwa, biorąc na barki finansów publicznych część osłabienia liry i wzrostu cen ropy naftowej.
Krzysztof Kolany
