Czerwcowe statystyki sprzedaży detalicznych obligacji skarbowych pokazały, że Polacy zrolowali mniej niż połowę zakupionych rok temu rocznych papierów typu ROR, potocznie nazywanych „obligacjami Morawieckiego".


Rok temu w odpowiedzi na galopującą inflację i bardzo niskie oprocentowanie lokat bankowych rząd znacząco poprawił ofertę detalicznych obligacji skarbowych. Wprowadzono wtedy do oferty papiery roczne (ROR) i dwuletnie (DOR), których oprocentowanie odpowiada wysokości stopy referencyjnej Narodowego Banku Polskiego (w przypadku DOR powiększone o 0,25% marży). Opinia publiczna nazwała nowe papiery mianem „obligacji Morawieckiego”, ponieważ to sam premier Mateusz Morawiecki zaproponował wprowadzenie tego instrumentu.
„Obligacje Morawieckiego” stały się hitem lata 2022. Tylko w pierwszym miesiącu obowiązywania nowej oferty (czyli w czerwcu ’22) Polacy wydali prawie 5,7 mld zł na roczne papiery typu ROR oraz 1,3 mld zł na dwuletnie DOR. W lipcu nabywcy zakupili obligacje ROR za 3,4 mld zł oraz DOR za nieco ponad 830 mln zł. Były to dwa absolutnie rekordowe miesiące w historii sprzedaży oszczędnościowych obligacji Skarbu Państwa.
Zamiana obligacji pół na pół
W czwartek Ministerstwo Finansów opublikowało statystyki czerwcowej sprzedaży obligacji detalicznych. Nadal najchętniej kupowanymi instrumentami były obligacje roczne ROR, na które nabywcy wydali ponad 2,7 mld zł. Drugie na liście były indeksowane inflacją papiery 4-letnie (COI), których zakupiono za 2,05 mld zł. Łączna sprzedaż wyniosła 6,1 mld zł i był to trzeci najwyższy wynik w historii.
Trzeba jednak wziąć poprawkę na fakt, że w poprzednim miesiącu zapadały roczne obligacje ROR masowo kupowane w czerwcu 2022 roku. Stąd też rekordowa wartość zamiany obligacji oszczędnościowych – czyli zastąpienia zapadających papierów analogicznymi obligacjami z nowej emisji. W czerwcu 2023 roku wartość nominalna takich operacji przekroczyła 2,6 mld zł. Dla porównania, w poprzednich miesiącach było to 240-310 mln zł miesięcznie.
Rok temu na papiery typu ROR wydano prawie 5,7 mld zł, a w czerwcu ’23 tylko 2,7 mld zł. Oznacza to, że nieco ponad połowa (52,3%) zeszłorocznych „obligacji Morawieckiego” nie została zrolowana (zamieniona) na obligacje z nowej emisji. To o tyle ciekawe, że bieżące oprocentowanie tych papierów w czerwcu tego roku nawet było wyższe niż rok temu (ze względu na wzrost stopy referencyjnej w NBP). Nadal za to dobrze sprzedawały się indeksowane wskaźnikiem inflacji CPI obligacje 4-letnie (COI).
Koniec boomu na obligacje skarbowe
Wyraźny spadek zainteresowania oszczędnościowymi obligacjami Skarbu Państwa widać było już jesienią ubiegłego roku, gdy ich sprzedaż spadła do 2-3 mld złotych miesięcznie. Wytłumaczeń tego stanu rzeczy było przynajmniej kilka. Po pierwsze znacząco poprawiła się oferta banków, gdzie można było „upolować” lokaty przynoszące 8-10% w skali roku. Po drugie galopujący wzrost kosztów życia (przede wszystkim cen energii, paliw, usług i żywności) ograniczył możliwość oszczędzania pieniędzy przez sporą grupę gospodarstw domowych. I wreszcie po trzecie popyt na obligacje skarbowe skumulował się w miesiącach letnich. Kto kupił wtedy, ten już nie bardzo miał za co kupować w kolejnych miesiącach.
Zastanawiający jest jednak fakt, że ponad połowa sprzedanych rok temu ROR-ów nie została zrolowana. Być może część nabywców uznała, że lepszą lokatą kapitału będą obligacje indeksowane o wskaźnik inflacji, o czym może świadczyć wciąż solidna sprzedaż 4-letnich papierów COI oraz 10-letnich EDO. Zwłaszcza w świetle zapowiedzianych przez prezesa NBP Adama Glapińskiego obniżek stóp procentowych kupowanie papierów oprocentowanych po stopie referencyjnej NBP nie wydaje się już tak dobrym pomysłem. Tym bardziej że oczekiwana w najbliższych dwóch latach inflacja CPI nawet według projekcji samego NBP utrzyma się wyraźnie powyżej 2,5-procentowego celu.
Ponadto część zeszłorocznych nabywców „obligacji Morawieckiego” mogła w ogóle zabrać pieniądze z ekosystemu detalicznych obligacji skarbowych. Część mogła wpłacić je na lokaty, część wykorzystać na bieżącą konsumpcję (wakacje, remonty etc.), a część zainwestować w nieruchomości, gdzie rządowe wsparcie dla wybranych kredytobiorców przyczyniło się do wzrostu cen mieszkań.


























































