Pięciak uważa, że wątpliwości, czy w ogóle ścigać takich ludzi jak Jaruzelski czyli przywódców PRL, rozstrzygane są przez fakt, że od kilkunastu lat ścigani i sądzeni są ich "żołnierze": od ubeków z lat 50-tych po esbeków i milicjantów, którzy bili a nawet zabijali. Zdaniem publicysty, gdyby zaniechano rozliczania przywódców, zasadny byłby zarzut, że "ściga się płotki, a puszcza grube ryby". "Proces Jaruzelskiego i innych pokazuje też, że prawa człowieka nie były łamane przez anonimowy system, tylko przez konkretnych ludzi" - czytamy w "Tygodniku Powszechnym".
Wojciech Pięciak zauważa, że Jaruzelski zrobił wtedy coś, co konsekwentnie wpisuje się w jego biografię: w obliczu rozkładu systemu postąpił najlepiej, jak mógł z punktu widzenia swego osobistego interesu oraz interesu partii władzy, która
gładko przeszła do nowej Polski.
"To, że 20 lat temu Jaruzelski trafnie rozpoznał - ubiegając o kilka miesięcy upadek muru berlińskiego i Aksamitną Rewolucję w Czechosłowacji - nie unieważnia jego odpowiedzialności za to, co robił wcześniej" - czytamy w "Tygodniku Powszechnym".
"Tygodnik Powszechny"/kry/ab
Źródło:IAR