Zgodnie z projektem każdy przedsiębiorca zapłaci tym większą stawkę do ZUS, im większy osiągnie dochód. Dotąd każdy co miesiąc uiszcza 670 złotych na Fundusz Pracy i składkę zdrowotną. Rządowi zależy na większych wpływach i dlatego proponuje dziewięć różnych stawek. Wielkość składek będzie naliczane od 60 do 180 proc. przeciętnego wynagrodzenia. To w jakim przedziale znajdzie się przedsiębiorca zależy od podatku zapłaconego fiskusowi w ostatnim roku.
Sprzeciw przedsiębiorców
- Powiązanie składek na ZUS z opodatkowaniem to kolejny dowód na to, że jest to podatek od pracy i to bardzo wysoki, nakładany na przedsiębiorców - mówi Jacek Silski, wiceprezes Wielkopolskiego Związku Pracodawców Prywatnych. Większość z nich podkreśla, że nowe przepisy zwiększą bezrobocie. - Przedsiębiorcy będą woleli zakupić nową maszynę niż zatrudnić pracownika. Wielu może też nie wytrzymać presji fiskalnej i uciec w szarą strefę - uważa Silski.
Projekt zmian zakłada nie tylko nowe, wyższe stawki na ubezpieczenie społeczne, ale także likwidację odrębnych funcuszy w ramach FUS. Gdyby wszedł w życie nie byłoby wydzielonego funduszu: emerytalnego, rentowego, chorobowego oraz rezerwowego (dla ubezpieczeń rentowych, chorobowych i wypadkowych)
- Nie zgadzamy się też na dokonywania przez pracodawców czterech przelewów do ZUS - składek: emerytalnej, rentowej, chorobowej i wypadkowej - mówi Andrzej Malinowski, prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich. - Spowoduje to tylko nadmierną biurkrację i wzrost kosztów.
Kiedy decyzja
Drugie czytanie projektu i ostateczne głosowanie odbędzie się na następnym posiedzeniu Sejmu za dwa tygodnie. Przeciwko zmianom opowiada się PO, PiS, Samoobrona i LPR. Własne poprawki zgłosiła Jolanta Banach z SdPl. Rozszerzają one przedziały dochodowe powodujące wzrost składki. Dzięki temu podwyżki mają nie dotknąć tak mocno małych i średnich przedsiębiorców.
Gazeta Poznańska
EC

























































