O wynikach za pierwszy kwartał, dywidendzie, podatku bankowym i boomie na startupy w stylu amerykańskim rozmawiamy z Jarosławem Augustyniakiem, prezesem zarządu Idea Banku.
Krzysztof Kolany, Bankier.pl: Jak Pan ocenia wyniki Idea Banku w pierwszym kwartale?


Jarosław Augustyniak: Pierwszy kwartał 2016 odbywał się w Idea Banku pod znakiem dużych zmian wewnętrznych i zewnętrznych.
Wśród czynników zewnętrznych mam na myśli przede wszystkim wprowadzenie podatku bankowego. Konieczne było szybkie przestawienie działalności operacyjnej banku, strategii sprzedaży i dopasowanie ich do nowego otoczenia. Nie wiedzieliśmy, jaka będzie reakcja klientów na te zmiany, więc było trochę niepewności, ale na szczęście udało się to szybko opanować. Widać już teraz, że nie odbiło się to w żaden sposób na biznesie.
Natomiast jeśli chodzi o elementy wewnętrzne, to były trzy rzeczy. Przeprowadziliśmy dwie duże transakcje: sprzedaż GetBacka za 825 mln zł i opcjonalne kupno Getin Leasingu. Zamknęliśmy spółkę Idea Expert, która miała ok. 50 oddziałów. Te aktywa zostały rozłożone w całej grupie, można więc powiedzieć, że zrobiliśmy wewnętrzny porządek.
Udało się zrealizować zysk na poziomie 68,7 mln zł (bez podatku bankowego), to jest prawie 60-procentowy wzrost rok do roku. Z tego jesteśmy dumni i zadowoleni. Ważne jest, że utrzymujemy to, co komunikowaliśmy rynkowi - nasz cel to jest zysk kwartalny w granicach 60-80 mln.
Kolejny ważny punkt to „produkcja” kredytowa – mam na myśli faktoring, leasing i kredyty – osiągnęliśmy prawie 1,7 mld zł, czyli powyżej założonych 1,5 mld zł. Ta „produkcja” była rozłożona mniej więcej tak: 40% kredyty, 40% leasing, 20% faktoring. Taki udział poszczególnych segmentów utrzymuje się i to jest naszym celem.
Schodząc niżej w rachunku wyników, na pewno dużym sukcesem jest wynik odsetkowy: 125 mln zł oznacza ponad 60-procentowy wzrost względem pierwszego kwartału 2015 roku. To, co jest ważne, to zdrowy wzrost tej marży odsetkowej.
W kwestii kosztów natomiast zaczynamy być bankiem, który dochodzi do grupy banków o niskim koszcie finansowania, z czego się bardzo cieszymy. Nasz cel to jest wejście do pierwszej piątki, czyli Wibor + 50 pb., ale na to musimy jeszcze trochę popracować.
Tak więc pomimo szeregu czynników niezwiązanych bezpośrednio z bieżącą działalnością, w pierwszym kwartale udało nam się zrealizować podstawowe założenia biznesowe.
Jak w otoczeniu niskich stóp procentowych udało się wypracować wzrost przychodów odsetkowych o prawie 18% rdr?
Obniżenie kosztów finansowania miało bardzo duży wpływ na poprawę wyniku odsetkowego. Było to możliwe dzięki temu, że z kredytów inwestycyjnych bardzo mocno przestawiliśmy się na sprzedaż kredytów obrotowych. Kredyty inwestycyjne 10-, 15-letnie zastąpiliśmy kredytami dwu-, trzy-, cztero-, maksymalnie 5-letnimi.
To ma kilka skutków. Kredyty obrotowe mają oczywiście wyższe ryzyko od zabezpieczonych kredytów inwestycyjnych, ale ich rentowność jest zdecydowanie wyższa. Po wprowadzeniu podatku bankowego ma to duże, pozytywne znaczenie, ponieważ kredyty obrotowe szybko zapadają i dzięki temu możemy bardzo szybko dostosować ofertę do zmienionych warunków.
Czyli podatek bankowy przerzucany jest na klienta?
Nie do końca. To nie zawsze oznacza, że jest wyższa cena kredytu. To bardziej oznacza, że nie zawsze jest niższa cena. Pokażę to na przykładzie. Jeżeli mamy klienta, który miał u nas kredyt 2-, 3-letni i go regularnie spłacał i teraz mu ten kredyt zapada. Klient przychodzi do nas i mówi, że potrzebuje kolejny kredyt na swoją działalność. My temu klientowi możemy obniżyć cenę, bo go znamy i wiemy, że jego ryzyko jest dużo mniejsze. Ale w obniżaniu ceny nie zejdziemy tak nisko, jakbyśmy mogli, gdyby tego podatku nie było.
W naszym wypadku ten podatek efektywnie jest w granicach 25-35 punktów bazowych (pb). Tego podatku nie przerzuci się tak wprost na klienta. To nie jest tak, że my sobie w Excelu dopiszemy ten koszt do klienta. Tego się nie da zrobić. Banki szukają różnych rozwiązań, ale nie jest to mechaniczne dopisywanie kosztów klientowi.
My, mając aktywa o krótszym okresie zapadalności niż inne banki, jesteśmy w stanie szybciej przestawić nasz biznes na zmieniające się warunki - czy to podatek bankowy, czy zaburzenia na jakimś rynku.
Jesteśmy bankiem, który działa w sektorze mikrofirm i bardzo mocno musimy patrzeć na to, jak funkcjonuje całe otoczenie, cała gospodarka. My nie mamy klientów, którzy są na etacie. Nasi klienci mają firmę i jeżeli gospodarka zacznie kiepsko prząść, to ich interes także będzie szedł gorzej i spłacalność kredytów może być gorsza.
Mamy „krótkie” aktywa i bardzo dużo rozproszonych produktów. Nasz klient ma średnio 3-4 nasze produkty: leasing, faktoring, kredyt obrotowy może jeszcze kredyt inwestycyjny. I to są „krótkie” produkty. Faktoring jest często do trzech miesięcy, leasing jest na 2-4 lata. Także mamy troszeczkę inny biznes niż taki typowy bank. Jeśli spojrzymy na nasze linie biznesowe, to udział produktów bankowych jest poniżej 30%, jeśli chodzi o generowanie zysku całego biznesu. Bardzo dużo zysku pochodzi z leasingu, faktoringu i obsługi księgowej.
W pozabankowych produktach jest bardzo dużo małych opłat. I dlatego mamy największy procentowy udział prowizji i opłat w przychodach – u nas to jest w granicach 50%. Mamy 18 tysięcy klientów, którym prowadzimy księgowość i ci klienci uiszczają opłatę rzędu 200, 300, 1000 złotych za prowadzenie księgowości. To co miesiąc generuje nam powtarzalne przychody. One są obarczone pewnym ryzykiem, ale nie są to przychody typowo bankowe.
Klientami Idea Banku są przede wszystkim osoby prowadzące małe i mikro przedsiębiorstwa. Jakie są nastroje w tym segmencie? Czy te firmy są skłonne do inwestowania, czy rozwijają skalę biznesu, czy też już widać jakieś oznaki ochłodzenia koniunktury?
Ja czegoś takiego na razie nie widzę. Nie widzę zmian względem ostatnich dwóch kwartałów poprzedniego roku. Nie widzę, aby akcja kredytowa nam malała lub aby był mniejszy popyt na nasze kredyty czy też na faktoring. Wręcz przeciwnie. Popyt jest cały czas dosyć duży i nie ukrywam, że my udzielamy kredytów tylko pewnej części osób, które przychodzą do nas po kredyty.
Ale generalnie cały czas widzimy dość duży boom na zakładanie firm. Jest bardzo dużo takich firm dosłownie startupowych, które cały czas powstają. A my mamy taki kredyt na start. Kredyt, który jest w naszej ofercie od samego początku.
Klient pożycza od nas pieniądze na startup. Zakłada działalność i dostaje kredyt, który jest zabezpieczony hipoteką. Nie ukrywam, że na początku – jakieś 5-6 lat temu - myślałem, że ten kredyt nie będzie jakimś wielkim sukcesem. Uważałem, że ludzie nie będą chcieli dawać własnego mieszkania jako zabezpieczenia kredytu.
Czyli w Polsce jednak sprawdził się klasycznie amerykański model – początkujący przedsiębiorca zastawia dom, aby sfinansować własny biznes?
Tak, dokładnie tak to działa. Popularność tego kredytu jest dla nas pewnego rodzaju barometrem. I w ostatnich kilku miesiącach obserwujemy największy boom na ten kredyt. Tak jak kiedyś sprzedawaliśmy go w granicach 10-15 mln miesięcznie, tak teraz jest to 20-35 mln. Także tutaj nie widzę żadnych oznak hamowania gospodarki, ani żadnych innych oznak pogorszenia koniunktury.
Mamy teraz prawie 250 tysięcy klientów. Przekroczyliśmy 12-procentowy udział w rynku finansowania mikrofirm, ale naprawdę nie widzę, aby gospodarka w jakikolwiek sposób hamowała. Też nie widzę tego po spłacalności – w kosztach i ryzyku nie ma sygnałów tego, żeby nasi klienci mieli jakieś problemy w spłacaniu kredytów.
To w takim razie z czego wynika 74-procentowy wzrost odpisów na kredyty zagrożone?
Wskaźnik NPL (z angielskiego non-performing loans - kredyty zagrożone lub stracone – przypomnienie redakcji) z 9,9% w I kw. 2015 wzrósł nam na 11,4% na koniec ostatniego kwartału. To wynika z dwóch elementów. Po pierwsze, doszliśmy do punktu nasycenia naszego portfela. Po 5 latach działalności kredyty udzielane na początku działalności doszły do swojego „punktu przegięcia” i dalej ten portfel nie powinien już się psuć, bo widzimy, że to zaczyna się poprawiać w ostatnich miesiącach.
Po drugie, prawie 1,5 roku temu przestawiliśmy się z kredytów inwestycyjnych takich 10-, 15-letnich zabezpieczonych środkami trwałymi albo hipoteką na krótkoterminowe kredyty obrotowe. Te kredyty generują wyższe przychody, ale też większe ryzyko. Także to wynika ze zmiany oferty kredytowej – ona jest teraz bardziej ryzykowna. Ale też szybciej się windykuje. Mamy recovery rate na poziomie 60%. Spodziewamy się, że w kolejnych miesiącach powinna być poprawa wskaźnika NPL.
Widzimy, że od kilku miesięcy kurs akcji Idea Banku stoi w miejscu, że nic się nie dzieje. Obroty są niskie. Czy w związku z tym spółka planuje emisję akcji, czy zwiększenie free floatu?
Jeśli spojrzymy na nasze kapitały, to nasz współczynnik Tier przekracza 12%. My generalnie nie potrzebujemy kapitału, bo jesteśmy dobrze dokapitalizowanym bankiem.
Jeśli chodzi o kurs akcji, to staramy się przekonać rynek, że nasz biznes jest zdrowy, powtarzalny, że mamy 60 mln zysku, 1,6 mld nowych kredytów. W tym nie ma żadnych one-offów, to jest powtarzalny wynik. Biznes się naprawdę bardzo dobrze rozwija.
Ta płynność (akcji – przyp. red.) może się zwiększyć wówczas, kiedy pojawi się większe zainteresowanie naszym bankiem ze strony inwestorów. Musimy pracować na rynku i przekonać inwestorów do tego, że jesteśmy ciekawym aktywem.
Czy w takim razie będzie dywidenda?
Powiem tak: nie wykluczamy dywidendy. Ale to nie jest decyzja moja, ale akcjonariuszy.
Na ile na kurs Idea Banku wpływ może mieć sentyment do branży bankowej, który ogólnie rzecz ujmując nie jest obecnie zbyt dobry ani w Polsce, ani w Europie?
Sentyment do banków, czy ogólnie do instytucji finansowych, na pewno nam nie pomaga. Ale z drugiej strony, my nie do końca jesteśmy bankiem. To znaczy, w grupie jest bank i to bank jest właścicielem pozostałych spółek, ale nasz cały biznes jest rozłożony na kilka segmentów. Zarówno firma leasingowa, która po przejęciu Getin Leasingu będzie największą firmą leasingową w Polsce, jak i faktoring, jak i Tax Care – to nie są banki.
Ale mimo wszystko instytucje finansowe nie mają obecnie dobrych notowań na rynku. Całej branży na pewno nie pomagają zmiany, jakie są wprowadzane. Inwestorzy lubią stabilność. Inwestor boi się tego, że ktoś przyjdzie i niespodziewanie coś z dnia na dzień się zmieni.
Moim zdaniem po wprowadzeniu podatku bankowego inwestorów uspokoiłaby ustawa frankowa. Chodzi o informacje - czy i w jaki sposób problem zostanie rozwiązany. W tej chwili jest za duża niepewność.
Sektor bankowy nie jest tu wyjątkiem. Jeśli coś się zacznie dziać wokół sektora mediowego, wokół farmacji czy energetyki, to odbicie na kursie spółek z tego sektora jest podobne. Każdy sektor, w którym jest duża niepewność odsuwa od siebie potencjalnych inwestorów.
Rozmawiał Krzysztof Kolany