Wprawdzie rząd jeszcze nie ogłosił decyzji ws. płacy minimalnej w 2021 r., ale mało kto wierzy, że uda się zrealizować obietnicę Jarosława Kaczyńskiego. W warunkach kryzysu najniższe wynagrodzenie na poziomie 3000 zł brutto byłoby zabójcze dla gospodarki.
Płaca minimalna to temat, który odżywa w połowie września, gdy mija termin publikacji rządowego rozporządzenia ze stawkami na rok następny. Już 5 miesięcy wcześniej wiadomo jednak, że realizacja obietnic dotyczących najniższego wynagrodzenia będzie poważnie utrudniona lub wręcz niemożliwa. To tym bardziej istotne, że jeszcze przed pandemią wizji raptownej podwyżki płacy minimalnej towarzyszyły potężne kontrowersje.
"Na koniec 2020 roku - czyli za kilkanaście miesięcy - minimalna pensja będzie wynosiła 3 tys. zł. (...). Na koniec 2023 roku minimalna pensja będzie wynosiła 4 tys. zł" - powiedział Jarosław Kaczyński 7 września 2019 r. na konwencji wyborczej w Lublinie. Zobowiązanie to kilka dni później potwierdził premier Mateusz Morawiecki.
Tamte zapowiedzi składano oczywiście w zupełnie innych realiach gospodarczych. Obietnica podniesienia w ciągu 4 lat płacy minimalnej z 2250 zł do 4000 zł w „starej rzeczywistości” budziła emocje głównie ze względu na swój niespotykany charakter. Formułowane wówczas prognozy wskazywały, że realizacja obietnicy PiS doprowadziłaby do tego, że płaca minimalna stanowiłaby ponad 60 proc. średniego wynagrodzenia. Byłby to rekord wśród państw OECD. Warto zwrócić uwagę na to, że wcześniejsze proporcje (ok. 45 proc.) wcale nie były niskie w porównaniu z innymi krajami.
Pozostałe wykresy dotyczące podwyżki płacy minimalnej zebraliśmy w artykule: „Płaca minimalna w Polsce według PiS. 7 wykresów, które warto zobaczyć”.
Wizja pierwszej w najnowszej historii Polski głębokiej recesji oraz widmo dwucyfrowej stopy bezrobocia sprawiły, że znacznie zmalało grono zwolenników podwyżek. Mimo rozmaitych kontrowersji wokół tego tematu, wpływ podwyżki płacy minimalnej na rynek pracy to element ekonomicznego elementarza.
Jeżeli cena minimalna (w tym wypadku cena pracy) jest wyższa od ceny rynkowej, wówczas ilość nabywana spada a ilość oferowana rośnie, wobec czego powstaje nadwyżka (na rynku pracy zwana bezrobociem). Jeżeli cena minimalna jest niższa od rynkowej, to jej wprowadzenie nie niesie za sobą żadnego efektu. Więcej o teoretycznych i praktycznych kontrowersjach związanych z płacą minimalną (wraz z listą argumentów za i przeciw) pisaliśmy w artykule „Płaca minimalna, kontrowersje maksymalne”.
Tego, ile będzie wynosić rynkowa cena pracy w 2021 r., oczywiście jeszcze nie wiemy – wiele zależeć będzie od postępów walki z epidemią, wynalezienia leku lub szczepionki itp. Na sygnał ze strony rządu dotyczący płacy minimalnej także nie mamy co liczyć, choć dla pracowników i pracodawców takie stanowisko mogło by mieć znaczenie (sama rzeczywistość dostarcza dostatecznie dużo niepewności, nie potrzeba dokładać niepewności politycznej).
- Do lipca mamy czas na analizę sytuacji gospodarczej w kraju, aby przedstawić stronie społecznej wysokość proponowanego minimalnego wynagrodzenia na 2021 roku. W drugim półroczu tego roku będziemy ogłaszać, jaki poziom minimalnego wynagrodzenia będzie obowiązywał w 2021 – powiedziała minister pracy Marlena Maląg.
Rząd SLD płacę zamroził
W oszczędnej rządowej narracji na temat przyszłorocznej płacy minimalnej przewija się jednak już jedna konkretna zapowiedź. „Nie wyobrażam sobie, by płaca minimalna w 2021 roku miała być niższa niż w roku bieżącym" – powiedziała minister rozwoju Jadwiga Emilewicz.
Istotnie, obniżenie płacy minimalnej byłoby pionierskim posunięciem, na które nie zdecydował się żaden poprzedni rząd III RP. W najnowszej historii mamy jednak przykład roku bez podwyżki płacy minimalnej – mowa o 2002 r., za czasów rządu Leszka Millera, -kiedy najniższe wynagrodzenie pozostało na obowiązującym już w 2001 r. poziomie 760 zł. Jak łatwo się domyślić, było to związane z sytuacją na rynku pracy – stopa bezrobocia w tym okresie sięgała blisko 20 proc.
Obecnie negatywne scenariusze również mówią o wzroście do wartości dwucyfrowych, choć raczej bliżej 10 proc. Szacunki są jednak o tyle trudne, że nadchodzący kryzys na rynku pracy jest inny od poprzednich – wynika z rządowych zakazów, a nie samej dekoniunktury, ogranicza mobilność pracowników (w tym ich wyjazdy za granicę), wyłącza w całości niektóre branże etc.
Rząd daje sobie czas
Politycy nie lubią wycofywać z niektórych obietnic, jednak w przypadku płacy minimalnej może być to konieczne. Jeżeli obóz rządzący broniłby tej zapowiedzi z podobną siłą, jak 500+, 13 emerytury, Centralnego Portu Komunikacyjnego czy wyborów w maju,a nie tak, jak kwestii kwoty wolnej od podatku czy sprawy frankowców, wówczas na pracodawców padłby blady strach, zaś część pracowników poczułaby się zawiedziona. Niewykluczone, że właśnie kontekst wyborczy sprawia, że o płacy minimalnej w tym momencie politycy mówią mało lub wcale. Nadal jednak brak jasnego stanowiska rządu wprowadza kolejny czynnik niepewności.
Pewne przygotowania do ustalenia płacy minimalnej w nowej rzeczywistości zostały jednak już poczynione. W pierwszej Tarczy antykryzysowej znalazł się zapis przesuwający datę przedstawienia przez rząd swojej propozycji Radzie Dialogu Społecznego (w skład której wchodzą też przedstawiciele pracowników i pracodawców) z 15 czerwca do 31 lipca. Jednocześnie czas negocjacji w ramach Rady skrócono z 30 do 10 dni. Jeżeli porozumienie nie będzie zawarte, to tradycyjnie rząd sam ustali płacę minimalną na poziomie nie niższym niż zaproponowany pracownikom i pracodawcom.
Ostrożnie z marzeniami
Do płacy minimalnej można podejść także od strony inflacyjnej. Jakkolwiek bowiem jesteśmy silnie przywiązani do nominalnej wartości naszych zarobków (najczęściej netto, rzadziej brutto, a najrzadziej brutto-brutto), to ostatecznie liczy się przecież ich wartość realna.
To, że żyjemy w środowisku permanentnej inflacji jest faktem – różnicę stanowi tylko to, czy ceny rosną wolniej czy szybciej niż zazwyczaj (okresy deflacji występują rzadko, choć część ekonomistów właśnie spodziewa się jej powrotu). Obecnie mamy do czynienia z inflacją CPI blisko 5 proc, aczkolwiek - podobnie jak w przypadku bezrobocia – trudno szacować, jaki wpływ na kolejne odczyty będzie miał rozwój pandemii (oraz inne czynniki, jak np. wpływająca na ceny żywności susza).
Zamrożenie minimalnego wynagrodzenia na poziomie 2600 zł przy wzrostach cen podstawowych produktów i usług (to istotne - najmniej zarabiający i tak nie nabywali niektórych kategorii, więc wszystko im jedno czy spadną ceny) oznaczać będzie pogorszenie sytuacji materialnej najmniej zarabiających pracowników. Przeszłe i obecne utrzymywanie deficytów, cięcie stóp procentowych i rozmaite inne działania władz fiskalnych i monetarnych nie dają widoków na to, aby stabilność cen była obecnie najwyższym priorytetem. Z drugiej strony, prawa ekonomii są nieugięte i bez wzrostu wydajności, który jest mocno utrudniony przez pandemię, trudno liczyć na trwałą poprawę wynagrodzeń.
Osoby, które nadal marzą o płacy minimalnej na poziomie 4000 zł lub więcej, powinny mieć na uwadze to, że w krajach takich jak Argentyna płace minimalne rosną w zawrotnym tempie (w 10 lat z 1500 do 16 875 peso), to tamtejsi pracownicy niekoniecznie są z tego zadowoleni (w 2019 r. inflacja przekroczyła 50 proc.), nie mówiąc już o oszczędzających i wszystkich innych uczestnikach życia gospodarczego.
Michał Żuławiński
























































