Nowa Zelandia była typowana przez ekonomistów na kolejny kraj, który w 2021 r. podniesie stopy procentowe. Na przeszkodzie stanął jednak powrót rządowych restrykcji wprowadzonych w reakcji na odnotowanie pojedynczego przypadku koronawirusa.


Decyzją Banku Rezerwy Nowej Zelandii (RBNZ) podstawowa stopa procentowa została utrzymana na poziomie 0,25 proc. Przed środowym posiedzeniem ekonomiści oczekiwali wzrostu stawki referencyjnej do 0,5 proc., co miało być pierwszą podwyżką od 2014 r.
W komunikacie RBNZ jasno stwierdzono, że „decyzja została podjęta w kontekście wprowadzenia przez rząd koronawirusowych restrykcji na terenie całego kraju”.
Przypomnijmy - premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern ogłosiła we wtorek decyzję o wprowadzeniu surowego lockdownu w całym kraju po tym, jak w największym mieście kraju, Auckland, wykryto pierwsze od pół roku zakażenie koronawirusem. W ramach obostrzeń zamknięte zostaną szkoły, biura i przedsiębiorstwa. Świadczone będą jedynie najbardziej podstawowe usługi. Więcej na ten temat przeczytasz we wtorkowym artykule.
- Komitet ds. polityki monetarnej jest przekonany, że oczekiwane poziomy inflacji i zatrudnienia da się osiągnąć przy mniejszym poziomie stymulacji monetarnej. Jednakże komitet pozostaje czujny w zakresie jakichkolwiek zaburzeń, które wywołać może COVID-19. Dodatkowo ceny domów pozostają powyżej zrównoważonego poziomu, co zwiększa ryzyko korekty cen wraz ze wzrostem podaży – czytamy w komunikacie.
Nieruchomości drożeją jak szalone
Warto przypomnieć, że zgodnie z polityką bezpośredniego celu inflacyjnego – której nota bene nowozelandzki bank centralny był pionierem na początku lat 90. – zadaniem RBNZ jest utrzymywanie inflacji na poziomie 1-3 proc. w średnim okresie. Tymczasem w drugim kwartale tego roku nowozelandzka inflacja wzrosła do 3,3 proc. wobec 1,5 proc. w kwartale pierwszym. Był to najwyższy odczyt od 2012 r.
Chociaż zapis o utrzymywaniu inflacji „w średnim terminie” pozwala nowozelandzkim władzom monetarnym na bierność, to kolejne wysokie odczyty zwiększały będą presję na decyzję o podwyżce stóp. Tym bardziej że dynamika nowozelandzkiego PKB wyszła na plus (1,6 proc. k/k w pierwszym kwartale), poziom zatrudnienia przekroczył ten sprzed pandemii (2,78 mln wobec 2,715 mln), a stopa bezrobocia wróciła do poziomu 4 proc.
Wspomniana w komunikacie hossa na rynku nieruchomości również zwiększa presję na RBNZ. Dość powiedzieć, że w lipcu ceny nowozelandzkich nieruchomości były o 25 proc. wyższe niż rok wcześniej. Warto przypomnieć, że od marca tego roku bank centralny Nowej Zelandii przy ustalaniu polityki monetarnej oficjalnie bierze pod uwagę sytuację na rynku nieruchomości - ponownie jest to pionierski krok, którego póki co nie podjęły inne kraje.
Nowa Zelandia miała być pierwszym rozwiniętym krajem obszaru Azji i Pacyfiku, który podniesie stopy procentowe po pandemii. Bez zmian wciąż pozostają stopy procentowe w Australii (0,1 proc. – tyle, co w Polsce), która w 2020 r. jako pierwsza obniżyła cenę pieniądza w odpowiedzi na nadejście pandemii.
Decyzje rządu oraz banku centralnego przełożyły się na osłabienie dolara nowozelandzkiego. Po ogłoszeniu najnowszych restrykcji USD/NZD wzrósł z 1,42 do 1,44 NZD. Po decyzji ws. stóp obserwowaliśmy najpierw wzrost do 1,45 NZD, a następnie ustabilizowanie się sytuacji na poziomach sprzed ogłoszenia komunikatu. Dla porównania, na początku tego roku jeden dolar amerykański kosztował 1,39 NZD.