

Po raz trzeci z rzędu wybory parlamentarne w Nowej Zelandii wygrała centroprawicowa Partia Narodowa (NP), zdobywając 48,1 proc. głosów, które przekładają się na 61 mandatów w parlamencie - wynika z ogłoszonych w sobotę rezultatów głosowania.
Oznacza to, że partia premiera Johna Key w 121-miejscowej Izbie Reprezentantów zdobyła bezwzględną większość i będzie mogła rządzić samodzielnie, choć nie wyklucza się, że powoła gabinet wraz z dotychczasowymi partnerami koalicyjnymi - podały nowozelandzkie stacje telewizyjne TVNZ i TV3.
"Jestem zachwycony - powiedział 53-letni Key dziennikarzom w reakcji na wyniki. - Tak, to wspaniała noc". Podkreślił, że wyborcy dostrzegli, że kraj podąża we właściwą stronę i podziękował im.
Od 1996 roku, odkąd w Nowej Zelandii wprowadzono proporcjonalno-większościowy system wyborczy, żadna partia nie zdobyła poparcia pozwalającego rządzić samodzielnie.
Tymczasem w rywalizującej z NP nowozelandzkiej Partii Pracy (LP), która zdobyła poparcie 25 proc. głosujących, panowało przygnębienie.
"Zadzwoniłem do Johna Key i złożyłem mu gratulacje, a także przyznałem, że nadal będzie premierem Nowej Zelandii" - powiedział cytowany przez AFP szef LP, David Cunliffe.
Trzecia siła w parlamencie - Partia Zielona (GP) - zdobyła 10 proc. głosów.
Portal BBC News cytuje opinie, według których wybory poprzedziła "najbrudniejsza kampania" w historii kraju.
Do niedawna Key mógł liczyć na łatwe zwycięstwo, jednak w ostatnich tygodniach musiał bronić partii przed zarzutami o brudne chwyty polityczne i o to, że agencja wywiadowcza planowała masową inwigilację obywateli. Skandal wywołał rezygnację minister sprawiedliwości Judith Collins, mniej zaś zaszkodził premierowi, który cieszy się wysoką osobistą popularnością wśród wyborców. (PAP)
zab/ awl/ pro/